Błogosławiony Józef, którego naukę i wskazania zamierzam teraz przedstawić, był jednym z trzech pustelników, o których mowa już była w pierwszej z tych Rozmów. Pochodził ze znamienitego rodu i należał do najwybitniejszych obywateli swego rodzinnego miasta Tmuis w Egipcie. Starannie wykształcony, z równą biegłością władał językiem egipskim i greckim, dlatego zarówno my, jak i inni, nie znający zupełnie języka egipskiego, mogliśmy z nim całkiem swobodnie rozmawiać, nie uciekając się do pomocy tłumacza. Kiedy dowiedział się, że pragniemy jego nauki, zapytał najpierw, czy jesteśmy rodzonymi braćmi? Odpowiedzieliśmy, że łączy nas braterstwo duchowe, nie cielesne. Od samego początku, odkąd wyrzekliśmy się świata, staliśmy się bowiem nierozłącznymi towarzyszami, czy to w czasie naszej formacji klasztornej, czy też w czasie tej pielgrzymki, którą razem odbywamy dla naszego duchowego wzrostu. Abba Józef zwrócił się wtedy do nas tymi słowami:
Nauka starca o przyjaźniach nietrwałych
Wiele jest rodzajów przyjaźni i koleżeństwa, które w różny sposób łączą ludzi we wspólnotę miłości.
Jedni, na przykład, poznali się na skutek czyjegoś polecenia, i w taki sposób zrodziła się między nimi przyjaźń. Inni znowu zawarli między sobą jakiś kontrakt lub umowę dotyczącą „danego i przyjętego zlecenia”, i właśnie to doprowadziło ich do przymierza miłości. Jeszcze innych połączyła więzami przyjaźni wspólnota interesów handlowych, służba wojskowa, podobny zawód czy te same zainteresowania. W każdej z tych wspólnot wobec jej członków łagodnieją nawet najbardziej dzikie serca, tak że nawet ci, którzy mają upodobanie w górskich czy leśnych rozbojach i znajdują przyjemność w rozlewie ludzkiej krwi, potrafią być przywiązani i troszczyć się o towarzyszy wspólnie popełnianych zbrodni.
Istnieje jeszcze inny rodzaj miłowania, który pochodzi z wrodzonego instynktu i z praw pokrewieństwa, dzięki którym w naturalny sposób bardziej niż do obcych ludzie lgną do swoich krajanów, małżonków, rodziców, braci czy synów. I nie jest to tylko cecha rodzaju ludzkiego, ale także wszystkich zwierząt i ptaków. Pod wpływem naturalnego instynktu potrafią one do tego stopnia strzec i bronić swych szczeniąt czy piskląt, że często nie wahają się dla nich narażać na śmiertelne niebezpieczeństwo. Nawet takie zwierzęta, gady i ptaki, jak na przykład bazyliszki, jednorożce lub gryfy, od których ze względu na ich nieokiełzaną drapieżność i zabójczy jad trzymają się z dala wszystkie pozostałe, potrafią żyć ze sobą spokojnie i w zgodzie, ponieważ łączy je wspólnota gatunku i wypływające z niej przywiązanie. A mówi się przecież, że już samo spojrzenie tych zwierząt jest niebezpieczne.
Każda z miłości, którą tutaj wymieniłem i która, jak widzimy, występuje zarówno wśród złych jak i dobrych, a nawet pośród dzikich zwierząt i wężów, nie jest jednak miłością trwałą. Bardzo często przerywa ją bowiem i niweczy albo odległość i przychodzące z czasem zapomnienie, albo rozwiązanie umowy i wycofanie się ze wspólnych spraw i interesów. Tak jak łatwo powstaje na bazie różnych związków (pokrewieństwa, pożądania, bogacenia się czy innych), tak samo łatwo ustaje, gdy związki te zanikają.
Jak powstaje trwała przyjaźń?
Pośród wszystkich tych rodzajów miłości istnieje tymczasem jedna, która jest trwała. Powstaje ona nie na skutek czyjegoś polecenia, nie z powodu wielkich darów czy przysług, nie w wyniku umowy czy z konieczności natury, ale wyłącznie dzięki podobieństwu cnót. Takiej miłości nie zniweczą żadne okoliczności: nie rozdzieli jej odległość, nie zniszczy czas, nawet sama śmierć nie zdoła jej przeciąć!
Jest to miłość prawdziwa i trwała, która wyrasta z obustronnej doskonałości i cnoty przyjaciół: takiego przymierza raz zawartego nie rozerwie ani różnica pragnień, ani sprzeczność woli.
W naszym stanie znamy wielu, których wspólna miłość do Chrystusa doprowadziła do zażyłego koleżeństwa, lecz nie było ono stałe i nierozerwalne. Oparli je wprawdzie na dobrym fundamencie, ale ponieważ w powołaniu nie trwali z jednakową gorliwością, ich przywiązanie było tylko czasowe. Zamiast równej cnoty obydwu podtrzymywała je tylko cierpliwość jednego. Takie przywiązanie, nawet gdyby jeden starał się je wielkodusznie i za wszelką cenę zachować, musi niechybnie zostać zerwane przez małoduszność drugiego.
Chociażby ci, którzy są w pełni sił [doskonali] byli nie wiadomo jak wyrozumiali wobec słabości tych, którzy nazbyt ozięble dążą do „zdrowia” doskonałości, to sami „chorzy” słabości swych nie zniosą. Ich wewnętrzne źródła gniewu nie pozwolą im bowiem osiągnąć pokoju. Podobni w tym są do chorych na ciele, którzy niedomagania, na przykład żołądka, przypisują niedbalstwu kucharzy albo służby. Nawet więc gdyby traktować ich z największym oddaniem i troskliwością, będą „zdrowym” przypisywać przyczynę swojego wzburzenia, nie zdając sobie sprawy, że to w nich samych tkwi źródło „choroby”.
Dlatego, jak już powiedziałem, jedynie ten związek przyjaźni jest stały i nierozerwalny, do którego doprowadziła równość cnót, albowiem Pan gromadzi w domu ludzi tych samych obyczajów (Ps 68(67),7). Trwałe miłowanie może więc istnieć jedynie pośród tych, którzy mają jeden cel i jedno pragnienie, którzy tego samego chcą i tego samego unikają. Jeżeli więc i wy chcecie zachować je takim, śpieszcie się najpierw usunąć wady i umartwić wolę, aby później, złączeni wspólnym pragnieniem i powołaniem, powtórzyć całym sercem zachwyt Proroka: O, jak dobrze i miło, gdy bracia mieszkają razem (Ps 133(132),1).
Słowa te należy rozumieć w znaczeniu duchowym, nie wspólnego zamieszkania. Niczemu bowiem nie służy, gdy pod jednym dachem przebywają osoby różniące się obyczajami i pragnieniami. Podobnie zresztą tym, którzy osiągnęli ten sam poziom cnoty, w niczym nie zaszkodzi wzajemne oddalenie. U Boga „mieszkają razem” ci, którzy mają podobne obyczaje, nie ci, którzy przebywają w tym samym miejscu. Nie da się bowiem zachować trwałego pokoju tam, gdzie występuje rozbieżność w pragnieniach.
Czy wolno uczynić coś dobrego, gdy brat się temu sprzeciwia?
Germanus: Co jednak zrobić, gdy jeden z braci zamierza coś uczynić (przekonany, że w oczach Boga jest to rzecz pożyteczna i zbawienna), a drugi nie wyraża na to zgody? Czy wbrew opinii brata powinien to wykonać, czy też zgodnie z jego wolą zaniechać?
Trwała przyjaźń może istnieć tylko między doskonałymi
Józef: Właśnie dlatego powiedziałem wam, że łaskę pełnej i doskonałej przyjaźni potrafią zachować jedynie mężowie doskonali, o jednakowej cnocie, u których jedność woli i pragnień nigdy albo bardzo rzadko pozwala na rozbieżność zdań lub na konflikt w sprawach dotyczących postępu w życiu duchowym. Jeśli pojawiają się między nimi wyraźne spory, oznacza to, że takiej zgody, o jakiej wcześniej mówiliśmy, nigdy między nimi nie było. Ponieważ jednak nikt nie może zawrzeć od razu przyjaźni doskonałej, tylko trzeba budować ją od podstaw, i ponieważ wy sami nie pytacie mnie o szczyty przyjaźni, tylko o drogę, która ku nim wiedzie, uważam za konieczne ukazać wam teraz zasady przyjaźni i otworzyć przed wami ową ścieżkę, po której moglibyście kroczyć, aby łatwiej osiągnąć dar cierpliwości i zgody.
Jak zachować trwałą przyjaźń?
Pierwszym warunkiem prawdziwej przyjaźni – jest wzgardzenie dobrami tego świata i nieprzywiązywanie wagi do tego, co posiadamy. Byłoby rzeczą przykrą i niegodziwą, gdyby ktoś, kto wyrzekł się świata i wszelkich jego marności, bardziej cenił sobie jakąś marną rzecz, która mu jeszcze pozostała, aniżeli najdroższą miłość brata.
Drugim – aby każdy tak opanował swoją wolę, by nie uważał się za mądrego i nie potrzebującego rady. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że zamiast na opinii bliźniego będzie polegał tylko na swym własnym zdaniu.
Trzecim – to wiedzieć, że wszystko, nawet to, co uważamy za pożyteczne i konieczne, musi ustąpić przed takimi wartościami jak miłość i pokój.
Czwartym – pamiętać, że nigdy nie wolno się gniewać, czy ze słusznego, czy z niesłusznego powodu.
Piątym – starać się uśmierzać zagniewanie brata, nawet jeśli powstało bez powodu. Na uśmierzeniu zagniewania brata powinno nam zależeć jak na naszym własnym, musimy bowiem wiedzieć, że smutek brata jest dla nas równie zgubny, jak nasze zagniewanie na niego. Dlatego, na ile to tylko możliwe, powinniśmy także usunąć żal z duszy brata.
Ostatnim warunkiem (który niewątpliwie służy również wyniszczeniu wszystkich wad) – jest przeświadczenie, że każdego dnia możemy odejść z tego świata. Przeświadczenie to nie tylko nie dopuści, aby jakiś żal zadomowił się w naszym sercu, ale stłumi także wszelkie odruchy pożądliwości i wad.
Każdy, kto będzie przestrzegał tych zasad, i innym tego nie sprawi, i sam nie zazna goryczy gniewu i niezgody. Tam zaś, gdzie zasad tych zabraknie, wróg wszelkiej miłości – diabeł, powoli będzie wlewał do serc przyjaciół truciznę urazy. W krótkim czasie z powodu częstych sporów braterskie miłowanie stopniowo zacznie stygnąć, a serca miłujących przez długi czas ranione będą musiały się rozstać.
Ten zaś, kto kroczy ścieżką wspomnianych zasad, kiedy i w czym mógłby poróżnić się z przyjacielem? Jeśli niczego nie uważa za swoje, wyrywa doszczętnie zarzewie wszelkich sporów, które na ogół powstają z powodu spraw błahych i niegodnych najmniejszej uwagi. Bardzo dokładnie przestrzega też tego, co w Dziejach Apostolskich napisano o jedności wierzących: Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne (Dz 4,32).
Jakże, dalej, miałby się stać siewcą niezgody ten, kto służy woli brata, a nie swojej, naśladując przykład swego Pana i Stwórcy, który stawszy się człowiekiem powiedział: Nie przyszedłem po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał (J 6,38).
Jakże mógłby wzniecić żagiew waśni ten, kto nie chcąc polegać tylko na swoim zdaniu, postanowił poddać myśli i uczucia pod osąd brata i według niego przyjmować lub odrzucać własne zamysły, wypełniając z pokorą miłującego serca słowa Ewangelii: Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty (Mt 26,39).
Jakże mógłby pozwolić, aby coś zasmuciło brata ten, dla którego pokój jest najcenniejszym dobrem i kto zawsze w pamięci ma słowa Pana: Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali (J 13,35). Zgodnie z wolą Chrystusa to wzajemne miłowanie ma być znakiem szczególnym owiec należących do Jego owczarni. Znakiem, po którym rozpoznawano by je w świecie, pieczęcią niejako, po której odróżniano by je od innych.
Jakże mógłby dopuścić u siebie zadrę urazy lub pozwolić, aby zagościła ona w drugim ten, kto ze wszech miar jest przekonany, że nie istnieją słuszne przyczyny zagniewania, bo zawsze jest ono zgubne i niedopuszczalne. Pamięta, że w zagniewaniu nie można się modlić, i to zarówno gdy brat żywi urazę, jak i gdy on ma coś przeciw bratu. W pokornym sercu zachowuje bowiem słowa Zbawiciela Pana: Jeśli przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! (Mt 5,23n).
Na niewiele więc się przyda, gdy mówimy, że się nie gniewamy i uważamy, że wypełniamy przykazanie: Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce! (Ef 4,26), oraz: Kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi (Mt 5,22), jeśli w uporze serca lekceważymy smutek brata, który mogliśmy uśmierzyć swoją łagodnością. Tak samo jak on podlegamy karze za przekroczenie przykazania Pańskiego, albowiem Ten, który zabronił gniewać się na bliźniego, zabronił także lekceważyć jego urazę. U Boga, który pragnie, aby wszyscy ludzie byli zbawieni (1 Tm 2,4), nie ma bowiem różnicy, czy gubimy siebie, czy kogoś innego.
Bez względu na to, kto idzie na zatracenie, dla Boga jest to zawsze taka sama „porażka”. Podobnie zresztą jak dla diabła, który cieszyłby się ze zguby wszystkich, takim samym „zwycięstwem” jest śmierć moja lub brata.
Na samym końcu wreszcie jakże mógłby ktoś żywić do brata choćby najmniejszą urazę, jeśli zdaje sobie sprawę, że każdego dnia i w każdej chwili może on odejść z tego świata?
Fragment publikacji Rozmowy z Ojcami, tom 2
Święty Jan Kasjan (ok. 365–435) jeden z największych autorytetów w monastycyzmie zachodnim. Urodzony w Dobrudży (na terenie dzisiejszej Rumunii i Bułgarii), od młodości zafascynowany życiem monastycznym. Mając 18 lat wyruszył do Palestyny (383), gdzie wstąpił do klasztoru. Razem z Germanusem, swoim przyjacielem, udał się do Egiptu (Nitria, Cele, Sketis), gdzie spotkał się i rozmawiał z najsłynniejszymi Ojcami Pustyni. W 400 roku wyjechał do Konstantynopola, gdzie zaprzyjaźnił się ze św. Janem Chryzostomem. W roku 405 pojechał do Rzymu, szukając u papieża wsparcia dla prześladowanego Jana. Tu spotkał i zaprzyjaźnił się z diakonem Leonem, późniejszym papieżem Leonem Wielkim. Stąd wyjechał do Marsylii w 416 roku, gdzie założył dwa klasztory: męski i żeński. Napisał: Reguły (De institutis coenobiorum); Rozmowy z Ojcami; O wcieleniu Pańskim przeciw Nestoriuszowi.
Grafika na zdjęciu: Mikołaj Jastrzębski OSB
Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...
Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.
Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.
To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!






