„Ten to miał szczęście!” – tak o nim zawsze myślała Siostra Bożena, która z heroicznym wysiłkiem próbowała połączyć studia licencjackie z wymagającymi zadaniami we własnej wspólnocie – i nie było jej łatwo. Późnym wieczorem kiedy już wszystko się uspokoiło i mogła się oddać upragnionemu studiowaniu, zazwyczaj zasypiała nad książkami. Tymczasem, kontynuowała swoje myśli, „taki Ojciec Igor, od kiedy wstąpił do klasztoru mógł bez przeszkód przesiadywać w bibliotece – ile tylko chciał… Nic więc dziwnego, że wie tak wiele – no i szybko zrobił spektakularną karierę naukową”.
Trzeba przyznać, że biblioteka w klasztorze Ojca Igora jest imponująca. Kto choć nieco kocha książki, nie potrafiłby się oprzeć pokusie przesiadywania w niej jak najdłużej można. Bo nie tylko oferuje ona mnóstwo pozycji starych i nowych, ale ma też w sobie szczególnie sympatyczny klimat do studiowania: zaprasza, przytula i pieści, motywuje i pociesza. Wprost zagarnia. Ojciec Igor szybko poczuł, że to jego dom, nowe łono matki, niezagrożone żadną koniecznością opuszczenia go przez poród. A nawet lubił używać porównania, że to jego… „wierna kochanka”. Oddychał więc głęboko czytanymi tekstami, ich pięknem, historią, formą. Oddawał się im cały. Nie tylko mawiał, ale i był coraz bardziej przekonany, że książki są… lepsze niż ludzie, tj. wierniejsze, dostępniejsze, wiarygodniejsze. Nigdy nie zawiodą. Owszem, są wymagające, ale jeśli ktoś się im poświęci, odwdzięczają się z nawiązką.
Kto wie, czy właśnie ta preferencja książek, skądinąd bardzo monastyczna, nie przeszkodziła naszemu bohaterowi w zrobieniu kariery akademickiej. A miał taką szansę – świeżo po obronie doktoratu. Niestety, szybko skłócił się z kolegami wykładowcami. Zalazł też za skórą dziekanowi – choć do dzisiaj nie wiadomo, czy wyprowadził go z równowagi własny perfekcjonizm, czy rażąca ignorancja owych kolegów. Na pewno zabrakło mu dyplomacji. Wszak w obcowaniu z książkami jej nie trzeba. W kontaktach zaś z ludźmi – zwłaszcza tam, gdzie chodzi o prestiż, dyplomacja wydaje się niezbędna: kontakty, uprzejmość a nawet pewien spryt. Gdzie się tego można nauczyć w bibliotece, do której ma się stały dostęp, i do której można nieograniczenie zamawiać książki?
W sumie Ojciec Igor nie bardzo zmartwił się tym, że nie będzie profesorem akademickim – miał w ten sposób więcej spokoju i więcej czasu na książki. Mógł czytać i pisać. Na szczęście należał do ludzi, co nie zastępują czytania pisaniem. Owszem, był głęboko przekonany, że na jedną napisaną stronę potrzeba przeczytać – jak to ktoś odważnie zauważył – 1000 stron. Dla niego nie był to problem, dziennie czytał co najmniej 150 stron. Dziwił go zawsze 23 werset 49-go rozdziału Reguły św. Benedykta piszący o tym, że Jeśli zaś ktoś jest tak niedbały i leniwy, że nie chce albo nie może ani rozmyślać, ani czytać, trzeba mu zlecić jakąś pracę do wykonania, aby nie był bezczynny. Początkowo nie mógł sobie wyobrazić, jak czytanie może być problemem. Był dlatego zazdrosny tak o swoje przytulne miejsce w bibliotece, jak i książki. Obawiał się, że ktoś mu je zabierze. Że ktoś weźmie upatrzoną pozycję. Tymczasem dość szybko odkrył, że współbracia wcale się nie kwapią do czytania. Początkowo był tym zdziwiony. Potem jednak bardzo się tym ucieszył. W pewnym sensie okazał się monopolistą bibliotecznym. Monopolistą czytania. Znalazł tak swoją niszę, świetnie wpisującą się w monastyczna tradycję, która pozwoliła mu zaistnieć.
Także pisanie szło mu stosunkowo łatwo – oczywiście nie tak łatwo jak mówienie. Niekiedy otrzymywał zaproszenia na konferencje czy rekolekcje. Jakże wiele odczuwał wtedy wewnętrznej radości! Mógłby mówić godzinami. W praktyce nie schodził nigdy poniżej 45 minut. Tyle przecież miał do opowiedzenia! Tak bardzo chciał się podzielić tym, co mu przyniosły tysiące godzin lektury!
Zdając sobie sprawę, że ludzie czytają coraz mniej, traktował te swoje wystąpienia niemalże jako misję. I przyznać trzeba, że mówił ciekawie. Miał dar zapalania, a przynajmniej zainteresowania innych swoją pasją. Nawet gdyby, jak to zauważali bardziej wyrobieni jego słuchacze, po wyciśnięciu treści z jego dyskursu zostało niewiele konkretu. Nie to było najważniejsze. Liczył się… no właśnie, paradoksalnie kontakt z ludźmi. Z tymi, którzy przecież byli gorsi niż książki. Jak to? Ojciec Igor zdawał się ich neutralizować, opanowywać poprzez książki. Stawały się one przestrzenią spotkania – pomostem, ale i murem, propozycją, ale i… klapą bezpieczeństwa.
Z czasem jego książki zaczynały się coraz szerzej rozchodzić. Przynosiło to wiele zaproszeń – także zagranicznych, bo z czasem niektóre jego pozycje zostały przetłumaczone na inne języki. W ten sposób Ojciec Igor zaczął coraz bardziej żyć dla książek. Zastępowały mu w kontaktach z ludźmi brakującą mu i coraz dzisiaj rzadszą demokrację. Był to kontakt bardzo mu odpowiadający. Bezpieczny i chwalebny. Książki dawały mu wyższość nad innymi. Nie czytali, więc stali niżej od niego. Poza tym napisane książki przeżyją autora. Prędzej czy później znajdą schronienie w bibliotece. I tam będą komunikować się z tymi, co czytają – a więc osobami co najmniej na poziomie autora. Ojciec Igor widział w tym idealną formę relacji z innymi: bezkonfliktową, konkretną i praktycznie… wieczną.
Niektórzy złośliwi bracia śmiali się, że książki pisane przez Ojca Igora niekoniecznie muszą go przeżyć. Nie powstały bowiem z kontaktu z życiem, z innymi ludźmi, lecz z innych książek. To miałoby je dyskwalifikować. Lecz nasz bohater odpowiadał na te krytyki opinią, że w książkach zawarte jest to, co z życia najcenniejsze. To, co jest godne utrwalenia. Zatem, powstałe z serca, z miłości do nich, muszą przeżyć…
Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.
Fot. Jacek Sędkiewicz
Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...
Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.
Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.
To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!