Święty Benedykt w rozdziale ósmym swojej Reguły zakonnej powiada:
Gdy ktoś zastuka do wrót klasztoru, pragnąc być przyjętym, nierychło mu będzie otworzone, gdyż, jak mówi Apostoł: Należy przejrzeć ducha jego, czy z Boga jest (RB 58,1–2).
A dalej dodaje:
Troszczcie się przede wszystkim o to, abyście wiedzieli: si revera Deum quaerit, czy naprawdę szuka Boga (RB 58,7).
Według św. Benedykta poszukiwanie Boga jest więc głównym znakiem powołania. Szukać Boga jest to dążyć wprost do celu ostatecznego, jest to porzucić wszystko, co niedoskonałe i drugorzędne, a zająć się jedynie tym, co najważniejsze. Zająć się tą Alfą i Omegą Wszechrzeczy, Bogiem, Stwórcą, Panem naszym i Ojcem.
Ideał benedyktyński nie ma więc w sobie nic przyziemnego, nic małego. Jest pełnym prostoty, wspaniałym wzlotem spragnionej Boga duszy, wzlotem orlim ku wyżynom.
Lecz otrząsnąć się ze wszystkiego, co przyziemne, co drugorzędne, pożegnać się z tym, co stanowiło tło naszego życia, nie zawsze bywa łatwym. Głębokie znaczenie słów: Błogosławieni ubodzy w duchu (Mt 5,3) dla wielu pozostaje niezbadaną tajemnicą. Ową wzniosłą nieświadomość spraw tego świata nie wszyscy pragną osiągnąć.
Nim ktokolwiek jednak przekroczy progi klasztoru, usłyszy zapytanie: „Co cię do nas przywiodło, synu?”. I jeśli uczuciem serca, czynami i mową swą nie dowiedzie, że jedynym jego pragnieniem jest Bóg, kołatać będzie na próżno, albowiem nie masz tutaj miejsca dla niego.
Wyżyny, których dosięgnąć pragnie każdy prawdziwy syn św. Benedykta, choć nieba dorastają, nie są wszakże nieosiągalne, przeciwnie, powinny one być celem każdego prawdziwego chrześcijanina.
Tak św. Benedykt, jak i wszyscy następni wyznawcy jego Reguły, pouczają nas, że życie mnicha jest jedynie życiem doskonałego chrześcijanina. Istotnie, czyż celem każdego chrześcijanina myślącego logicznie nie jest sam Bóg? Ten Bóg, który go zesłał na ziemię i do którego powrócić musi. Ten Bóg, w którym jest jedyna racja naszego bytowania na ziemi.
I oto jedną z pierwszych konsekwencji tego dążenia do Boga jest oderwanie każdego zakonnika od świata, jego osamotnienie. Potwierdza to słowo monachus, pochodzące od wyrazu greckiego, które znaczy „sam”. Zakonnik obiera drogę, obiera cel. Życie jego będzie ustawicznie potwierdzać dążenie do Boga. Co prawda nie potrzeba być pustelnikiem, aby być samotnym, lecz mnich łączy ową zwyczajną samotność ludzką, polegającą na odosobnieniu serca i ducha, z osamotnieniem głębszym i bardziej owocnym, dzięki któremu, otrząsając się ze wszystkiego co ziemskie, koncentruje całą swą istotę w tym jedynym ideale dążenia ku Bogu.
Chociaż więc prawdziwy syn św. Benedykta jest zawsze samotnikiem, biorąc rozbrat ze światem, wciela się on jednocześnie w wielką rodzinę zakonną, żyje z nią w ścisłej jedności i razem z każdym z jej samotnych członków idzie przez życie, któremu przyświeca wspólny ideał.
Mówiłem, że mnich jest wzorem doskonałego chrześcijanina. Toteż św. Benedykt, pragnąc, aby każdy z jego synów był tego chrześcijanina najwyższym wzorem i przykładem, nadał jego życiu formę najbardziej zbliżoną do normalnego życia ludzkiego, formę życia rodzinnego, koncentrującą w sobie tyle wzniosłych promieni.
Wyborowa ta rodzina to idealnie zharmonizowana grupa ludzi, spojona nierozerwalnie i głęboko łańcuchem, otaczająca swego rodziciela i kierownika – opata. To zgromadzenie solidarne i święte, w nim wszystkie troski są wspólne, wszystkie radości dzielone i odczuwane przez wszystkie serca gorąco.
Rodzina to gromada tworząca jedno gniazdo, czująca głęboko swą przynależność do niego, rozkwitająca w jego cieple i z nim na zawsze złączona. A ten dom rodzinny nie tylko jest przystanią najukochańszą, ale także warsztatem pracy, szkołą życia, szkołą służby Bożej: Schola servitii Dei (Prolog 45), w której, pod wpływem codziennego obcowania braci między sobą, ścierają się ostre kanty, a dusze nabierają mężności, mocy i polotu.
W tej to idealnej rodzinie każdy brat rozpoczynający życie zakonne, znajdzie pierwiastek odpowiadający jego potrzebom, siłę i pokarm, sprzyjające jego rozwojowi i spełnieniu szczytnych ideałów.
Pierwiastek rodzinny jest jedną z najbardziej charakterystycznych, odróżniającą go od ducha innych zakonów, cechą ducha benedyktyńskiego.
Ukształtowany pod wpływem umysłowości rzymskiej i jej pojęć o rodzinie św. Benedykt, patriarcha mnichów, pragnął zachować dla synów swoich owego ducha rodzinnego. Familia była w Rzymie jednostką ściśle określoną, posiadającą własny kodeks karny, własne zwyczaje i prawa, swoje zebrania stałe i nadzwyczajne. Stojący na jej czele Pater familias (Ojciec rodziny) był jej najwyższą władzą, wszechmocnym panem, sędzią i kapłanem zarazem. Rodzina opierała się na niezachwianej podstawie władzy absolutnej, była wyrazem pojęć hierarchicznych i stała na straży uświęconego ceremoniału.
Święty Benedykt utrzymał tego ducha, lecz jako chrześcijanin i jako święty urobił go i złagodził na wzór chrześcijański. Opat jest więc przede wszystkim ojcem, obejmującym równą miłością wszystkich swych synów. Dzierży w zastępstwie Chrystusa władzę najwyższą, lecz unikając arbitralności, sprawuje ją kolektywnie z pomocą przybocznej swej rady, a gdy zachodzą sprawy ważne, zasięga opinii wszystkich swych synów. Niemniej jednak w oczach zgromadzenia jest uosobieniem Chrystusa i z tej to przyczyny Kościół nadał mu godność prałata, dzięki której stał się równy wysokim dygnitarzom Kościoła.
Stąd wypływa konieczność zupełnego posłuszeństwa w stosunku do opata, gdyż zgromadzenie słucha w nim nie woli człowieka, lecz woli samego Chrystusa, jednak opat jest nie tylko zwierzchnikiem; będąc przewodnikiem dusz, jest także ich pasterzem i sędzią, sędzią, który powinien umieć skarcić i ukarać, lecz uczynić to zawsze z ojcowską miłością. Jest on także pocieszycielem i kierownikiem sumienia, lekarzem, który w godzinach cierpienia powie dziecku swemu kojące słowo, które trafi prosto do serca, ulgę niesie i pociechę.
Nie może ujść naszej uwagi, że ilekroć w ciągu wieków anarchia zaczynała dotykać chrześcijaństwo, ilekroć była zachwiana powaga Kościoła, zasada życia benedyktyńskiego bywała również podkopywana.
Lecz równie jasno widzimy, że za naszych czasów, w przeciwieństwie do podmuchów przesadnej demokracji i komunizmu, niezliczona ilość dusz urabia się i nabiera polotu dzięki zasadom benedyktyńskiego ducha.
Czy nie należy szukać powodów tego w tym, że ten duch jest żywą antytezą ducha anarchii rewolucyjnej, że zaspokaja ogromne pragnienia pokoju żywione przez ludzkość, że wreszcie jest koncentracją ładu, porządku i sprawiedliwości?
W tej idealnej rodzinie bracia żyć będą jak prawdziwie miłujące się rodzeństwo. Będą oni braćmi w Chrystusie, to znaczy złączy ich wspólny im wszystkim ideał, wspólna praca, wspólna myśl i modlitwa.
Mówiłem, że mnich jest samotny. Lecz samotność jego istnieje tylko w światowym tego słowa znaczeniu. Miłość braci otacza go bowiem ciepłym pierścieniem, a posiadanie wspólnego dobra, płynącego z życia zakonnego, miłość braterską potęguje. Jakże gorąco św. Benedykt nawołuje do jej zachowania. Jak często do niej w swej Regule powraca. W czwartym rozdziale nawołuje synów swoich, aby w razie nieporozumienia nie omieszkali zawrzeć zgody przed schyłkiem dnia onego (RB 4,73). W rozdziale ósmym zaś pisze:
A gdy się Jutrznia lub Nieszpory mieć będą ku końcowi, Opat odmówi głośno, tak aby przez wszystkich był słyszanym, Modlitwą Pańską z powodu cierni zgorszenia; aby tych, którzy wymawiać będą słowa modlitwy: I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, opuścił duch zgorszenia (RB 13,12).
Może niejeden, słysząc te słowa, zawiedzionym będzie w wysokim pojęciu swoim o braci zakonnej, gdyż myśl jego ubierała ją w szatę doskonałości. Jednak Zakon to nie przystań dla świętych, lecz dla tych, którzy nimi zostać pragną.
Toteż w tym życiu rodzinnym wybija niejedna smutna godzina, godzina ciężka, bolesna – upadku jednego z braci. Lecz w tej wzniosłej rodzinie zakonnej, po wymierzeniu kary znów doskonała miłość zapanuje, a miłością tą złączeni wszyscy bracia za uzdrowienie chorego członka rodziny modlić się będą.
Upadki więc są, lecz rzadko bywają ciężkie. I wnet błogosławione wieko zapomnienia na nie spada. Prawdziwy sługa Boży miewa bowiem serce współczujące i miłości pełne.
Święty Benedykt głęboko pojmował ważną rolę miłości w dążeniu do Boga. Bo czyż nie głosi Ewangelia Święta, że niepodobna jest naprawdę miłować Boga, gdy nie masz w sercach naszych miłości bliźniego. Czytając głęboki, płomienny, pełen światła ustęp z Reguły, napotykamy te słowa: „Oby stosunek mnichów był wyrazem ich wzajemnego ku sobie uszanowania” (RB 72,3–4). Ileż w tym powiedzeniu mieści się delikatności uczuć, wzajemnej uprzejmości, miłej formy obcowania. Zalety te zaś stanowią słodycz umiejętnego współżycia. A dalej autor dodaje:
Niech bez szemrania znoszą wzajemne swe wady zarówno fizyczne, jak duchowe. Niech prześcigają się pomiędzy sobą w posłuszeństwie. Niechaj nikt nie szuka tego, co by mu miłym lub użytecznym się zdało, lecz przede wszystkim tego pragnie, co dla drugich użytecznym bywa (RB 72,5–7).
Słowa te przekreślają panowanie egoizmu, nie dopuszczają myśli o sobie. Albowiem w zakonie nie szuka się wygód ani dogadzania upodobaniom swoim.
Dalej czytamy:
Oby bracia, wypełniając obowiązek miłości miłowali się wzajem miłością czystą, oby miłowali Opata swego szczerze i z pokorą, a Chrystusa Pana wynosili ponad wszystko (RB 72,10–12).
Te przykazania, jak widzimy, mieszczą w sobie ideał życia rodzinnego, a choć życie zakonne nie wyklucza pewnych tarć i nieporozumień, zasadą jego pozostaje przede wszystkim gorąca, wszelkie sobkostwo wykluczająca, miłość.
Miłość ta, spływająca z ojca na synów, obejmuje ich wszystkich wspólnym ideałem. Toteż jeśli obowiązkiem mnicha jest zapomnienie o sobie, aby tym łacniej o dobro braci zabiegać, nie będzie on pragnął żadnych dóbr osobistych, zadowolenie swe znajdując we wspólnym dóbr posiadaniu.
A że nie masz rodziny bez wspólnego ogniska, więc i rodzina owa mnisza to ognisko, ten swój „dom rodzinny” posiadać będzie.
Jakże pięknie brzmią słowa przez każdego z nas za lat dziecinnych tylokrotnie wymawiane: „Wracam do domu, idę do domu”. Słyszycie: „idę do domu, nie zaś do mojego domu”. Dla każdego z nas bowiem „dom” to nie żaden inny, jeno nasz dom rodzinny, gdzie wespół z ojcem i matką, braćmi i siostrami przeżywamy dnie marzeń i miłości pełne. A gdy odbiegłszy od niego w dal, samotność nas ogarnie, myśl nasza wierna, myśl serdeczna ku dawnemu „domowi” zawsze biec będzie.
Takim domem dla mnicha jest jego dom klasztorny. I on, gdy mówić będzie: „Wracam do klasztoru, idę do opactwa”, swój klasztor, swoje opactwo na myśli mieć będzie. To, w którym się narodził do życia zakonnego. I choćby go losy w dalekie zagnały krainy, choćby misyjna praca jego przez długie lata w obcych go więziła stronach, myśl jego i serce wiecznie trwać będą przy domu swoim, swoim klasztorze.
Fragment publikacji O duchu benedyktyńskim
Karol Filip van Oost OSB (ur. 1899, zm. 1986), belgijski benedyktyn, mnich opactwa św. Andrzeja na przedmieściach Brugii (Zevenkerken), jako przeor wznowionego opactwa tynieckiego (1939–1951) odnowiciel życia benedyktyńskiego w Polsce. Pierwsze śluby zakonne złożył wobec bł. Kolumby Marmiona w 1918 r. Posłuszny woli przełożonych pełnił gorliwie rozmaite funkcje zarówno w rodzimym klasztorze, jak i poza jego murami (m.in. posługiwał jako: nauczyciel w szkole przyklasztornej, misjonarz, wizytator klasztorów żeńskich, dyrektor internatu, refektariusz). Był cenionym rekolekcjonistą i kaznodzieją. Dzieło jego życia stanowi tyniecka fundacja, której rozwój, po zakończeniu przełożeństwa, śledził z wielką troską. Odznaczał się głębokim wyczuciem życia wspólnego i charyzmatem duchowego ojcostwa. Autor książki Komentarz do Reguły Świętego Ojca naszego Benedykta.
Fot. Archiwum Opactwa Benedyktynów w Tyńcu
Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...
Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.
Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.
To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!