Reforma klasztoru chełmińskiego odbywała się niejako na ruinach, gdyż młode pokolenie nie zastało tam już ani jednej starej benedyktynki, od której mogłoby się uczyć tradycji swojego zakonu. Formacja przez starsze pokolenie prowadziłaby do odnowy typu ewolucyjnego; tu jednak nie była możliwa. Pozostawał więc typ odnowy rewolucyjny, odnowa od zera: tekst Reguły – i konieczność zinterpretowania go wedle własnych pojęć, a więc w duchu epoki. Ponieważ zaś wyrazicielami tego ducha byli jezuici, ich to prawnicy i mistrzowie duchowości pomagali w tej interpretacji.
Krajobraz mentalno-prawny
Zacząć trzeba oczywiście od przedstawienia mentalno-prawnego tła epoki, mamy więc do czynienia z umysłowością renesansu. Była to przede wszystkim postawa człowieka zauroczonego wprawdzie nowymi odkryciami i możliwościami, ale też zarazem wielbiącego rzeczy i autorytety stare, tyle że nie te wczorajsze, ale te sprzed wielu wieków. Była to postawa bezbrzeżnego entuzjazmu, lekceważącego trudności i nie uznającego rzeczy niemożliwych, ale też nie uznającego połowiczności w dążeniu do celu. Cel oczywiście mógł być różny: świecki lub religijny, doczesny lub wieczny, ale sposób dążenia był analogiczny. Uważano, że wszystko jest dla człowieka możliwe, byleby wiedział, jak się to robi: stąd płynął kult nauki, prawideł i metody. Człowiek tak widzący świat musiał oczywiście dokonać jakiegoś przesiewu swoich dotychczasowych autorytetów, i dokonywał ich na zasadzie powrotu do źródeł: autorytet im starszy, tym lepszy. Dla myśli świeckiej, dla literatury takim źródłem była kultura starożytna, stąd nawrót do niej; dla teologii było nim Pismo Święte, stąd w XVI wieku gwałtowny rozwój studiów biblijnych, a zwłaszcza filologii języków biblijnych. Ten właśnie entuzjastyczny kult prawa, źródeł i metody, zastosowany do życia Kościoła, zaowocował na Soborze Trydenckim, po pierwsze, świetnym sprecyzowaniem nauki katolickiej, we wszystkich jej punktach zakwestionowanych przez protestantów, a po drugie, rozmnożeniem i uściśleniem praw i przepisów dotyczących w ogóle życia kościelnego, w tym także – wszelkiego życia zakonnego. Odtąd uważano, że świętość, jak każdy inny cel, jest możliwa i osiągalna, wręcz w zasięgu ręki, byleby wiedzieć, jak się do niej dąży, i mieć odpowiednią motywację. Potrzebna więc była formacja intelektualna, dostarczająca motywów działania – i potrzebne było możliwie drobiazgowe uściślenie przepisów, sformułowanie ich w sposób jasny i niepozostawiający wątpliwości. Z tej mentalności, zastosowanej do życia wewnętrznego, wynikała z kolei duchowość epoki reformy. Życie modlitwy zostało poddane tym samym prawidłom. Opierało się na podbudowie intelektualnej: człowiek powinien być tak uformowany, żeby przede wszystkim rozumiał, dlaczego się modli, a następnie wiedział, jak ma to robić. Toteż w ówczesnym życiu modlitwy królowała metoda: zwłaszcza zmetodyzowane rozmyślanie, podczas którego należało rozbijać temat na punkty i podpunkty, i przechodzić kolejno cały schemat, aż do wniosków praktycznych. Bardzo wielu uważało, że to jest jedyna droga do kontemplacji i świętości.
Na styku duchowości i praktyki życia znajduje się prawodawstwo zakonne. Tu królowała w końcu XVI wieku przede wszystkim idea reformy. Tą ideą epoka żyła; ona była motorem tak wszelkich ustaw ogólnego prawa kościelnego, jak i wewnętrznej odnowy poszczególnych zakonów, a rozszerzając się na społeczeństwo, spowodowała ciekawe zjawisko: w ostatnim dwudziestoleciu XVI wieku bardzo wyraźnie robiono rozróżnienie między klasztorami już zreformowanymi i jeszcze niezreformowanymi, a skutkiem tego rozróżnienia była nie tylko sława, ale i napływ kandydatek. Jakkolwiek normalnie przedtem i potem polskie klasztory żeńskie miały rekrutację w ogromnej większości miejscową, jednak w tym właśnie okresie znane są wypadki podróżowania kandydatek przez całą niemal szerokość i długość Rzeczypospolitej do „zreformowanego” klasztoru, chociaż po drodze bliżej było do kilku jeszcze niezreformowanych. A jeśli takie pojęcia były obecne w społeczeństwie świeckim, tym żywszy oczywiście był zapał do nowego życia i nowych praktyk w samych reformujących się środowiskach zakonnych. Jak widać, reforma zakonna w stylu renesansowym nie była gorliwszym niż dotąd przestrzeganiem tego, co w kwestii zachowywania reguły przekazało pokolenie poprzednie, ale była przede wszystkim sięgnięciem (niejako ponad głowami wielu pokoleń poprzednich) raz jeszcze do źródeł, czyli do pierwotnego tekstu Reguły. Stąd pierwszym jej krokiem było przypomnienie pierwotnych ustaw. I na ogół okazywało się, że tekst Reguły po prostu z danej biblioteki zniknął i że ostatnie przed reformą pokolenia w ogóle go nie znały, żyjąc według przekazywanych ustnie tradycji i nauk. Z punktu widzenia mentalności trydenckiej był to mankament równy niemal zbrodni, gdyż skoro śluby składa się na konkretną regułę, jej nieznajomość pozbawia zakonnicę wszelkiej możliwości zrozumienia swoich obowiązków, a tym samym i wypełnienia tego, co ślubowała. Toteż odnalezienie (w razie potrzeby), a w każdym razie staranne przestudiowanie tekstu Reguły było pierwszym krokiem reformy. W dalszej przyszłości pożądane było jego powielenie, tak aby każda zakonnica miała własny egzemplarz; i jest miarą gorliwości i dogłębności reformy w danym środowisku zakonnym, czy tego ostatecznie dokonano i kiedy.
Drugim krokiem reformy była interpretacja tekstu Reguły i przystosowanie go do nowego prawa kościelnego, ale także uściślenie go i uzupełnienie drobiazgowymi zarządzeniami wykonawczymi. I tu właśnie znajdowała się pułapka. Mentalność ówczesna nie znała zupełnie historycznego podejścia do dokumentów dziejowych, toteż i wyobrażano sobie przeszłość na wzór własnej epoki, autorów zaś starodawnych reguł rozumiano tak, jak gdyby żyli oni i pisali współcześnie. I nikt sobie nie zadał pytania: dlaczego ci autorzy nie zamieścili w swoich tekstach tak drobiazgowych i licznych przepisów, jak my, w naszej reformowanej wersji? Faktem jest jednak, że – dodając do tekstu Reguły dziesięciokrotnie więcej niż w niej pierwotnie było – potrydenccy reformatorzy wyobrażali sobie, że tylko wracają do źródeł. Zgoda, wracali twórczo; zgoda, nie ryzykowali, że stworzą skansen, który by łatwo mógł powstać przy powrocie do źródeł czysto mechanicznym; ale jednak tych zmian i dodatków było tyle, że czasem powstawało już właściwie coś nowego. Można uznać, że dobrze: takie jest prawo życia.
Wreszcie, trzecim stadium reformy w stylu potrydenckim było dopilnowanie, żeby praktyka życia zbliżyła się jak najbardziej do ideału opisanego w prawie. Ta praktyka była elementem reformy Kościoła, wdrożonej przez Sobór Trydencki i w naszej historiografii określanej jako „kontrreformacja”: nieszczęśliwa ta nazwa sugeruje, że Kościół katolicki odrzucał reformę w ogóle, gdy w rzeczywistości odrzucał tylko reformę w stylu protestanckim, wdrożył natomiast reformę przez uściślenie doktryny i dyscypliny kościelnej. Mogłoby się wydawać, że lekarstwo będzie zgubniejsze od choroby: jeżeli przed reformą żyły w klasztorach małe grupki ludzi letnich, którym nawet złagodzone obowiązki wydawały się wielkim ciężarem, to po radykalnym zaostrzeniu wymagań można by się spodziewać, że już nikt więcej nie wstąpi, i klasztory po prostu znikną. A stało się inaczej. Zwiększenie wymagań dało impuls ogromnej liczbie ludzi ofiarnych, którzy szukali właśnie trudu dla Boga i gotowi byli go podjąć, i to z całym renesansowym zapałem i całym renesansowym kultem dla zrozumienia, precyzji i metody.
Reforma chełmińska
W Chełmnie, jak i we wszystkich (z jednym wyjątkiem) polskich ośrodkach gorliwej reformy klasztornej, inicjatywa odnowy wyszła od samych zakonnic, a w tym wypadku – nawet kandydatek. Znamienne, że w czołówce takiej spontanicznej reformy były te klasztory, które nie podlegały władzom prowincji analogicznego zakonu męskiego, lub podlegały im, ale dostały się pod wpływy lokalnych biskupów. Rzecz w tym, że zakonnicy, zanim by się zabrali do reformy mniszek, musieli najpierw zreformować się sami, a to w Polsce szło dość opornie i o wiele wolniej niż w klasztorach żeńskich. Biskupi polscy natomiast przestawili się z pozycji renesansowych mecenasów sztuki na pozycję równie renesansowych reformatorów o wiele wcześniej, niż zakonnicy zdołali za tym przestawieniem nadążyć. Ale mając na głowie tyle nowych obowiązków (regularne wizytowanie parafii czy zakładanie seminariów), biskupi nie mogli oczywiście zaczynać swej działalności od reformy klasztorów żeńskich, które dla wielu z nich były problemem zgoła marginalnym. Toteż konwenty żeńskie znajdujące się pod obediencją biskupią miały czas, by wyjść z inicjatywą własnej reformy, i miały swobodę działania większą o wiele, niż konwenty obediencji zakonnej. Ponadto reforma, którą zakonnicy przeprowadzali u podległych sobie zakonnic, bywała mocno okrojona pod względem treści; sprowadzała się właściwie do zaostrzenia klauzury. Najlepiej to widać u polskich cystersów, którzy na przełomie XVI i XVII wieku zreformowali się bardzo w stylu epoki, kładąc ogromny nacisk na podbudowę myślową życia zakonnego, na studium i rozmyślanie; ale zachowane wizytacje mniszek wykazują tylko zabiegi o lepsze pilnowanie klauzury i o bieg codziennych spraw klasztornych. Kobieta, wiadomo, myśleć nie powinna, tylko słuchać – i nie pokazywać się. Która by pragnęła jakiegoś pogłębienia, musiała się o nie zatroszczyć sama. W niejednym klasztorze do tego w ogóle nie doszło, albo nieprędko. Niemniej, ogólnie biorąc, był to czas rozkwitu kobiecej inicjatywy w życiu zakonnym: tam mianowicie, gdzie nikt nie stał na zawadzie.
Autorstwo
Chełmińska reforma, chronologicznie w Polsce pierwsza, stała się także jedyną, w której zakonnice zadbały o ścisłe sformułowanie swojego prawa na piśmie, o zatwierdzenie go przez Stolicę Apostolską i wydanie drukiem. Do jak najstaranniejszego wypełnienia starodawnej Reguły miały im pomóc możliwie ścisłe instrukcje wykonawcze, które zawarto w deklaracjach czyli objaśnieniach, dodanych do tekstu Reguły. Ostateczny tekst tych deklaracji powstał dopiero w roku 1605, i to jest bardzo ważne: był mianowicie skutkiem całego ćwierćwiecza doświadczeń i czynnej pracy nad adaptacją do nowych prawnych i faktycznych warunków. Z początku chełmińskie mniszki, choć przekonane, że łaciński rękopis zawiera dla nich wolę Bożą, którą z entuzjazmem zobowiązały się pełnić, mogły ją pełnić tylko częściowo: „cokolwiek zrozumiały, w tym się ćwiczyły”. Wkrótce mieli się znaleźć tłumacze i doradcy, czasem aż za wielu; ale te samotne początki miały ogromny wpływ na postawę zakonnic – wyrobiły w nich bowiem i utrwaliły przekonanie, że potrzeba tu ich własnej pracy, własnego szukania, że nie można czekać, aż ktoś z zewnątrz przyjdzie (albo i nie przyjdzie) z pouczeniem. Przy okazji utrwaliły także miłość do Reguły.
Ostateczny więc tekst jest produktem współpracy wielu osób. Podstawa prawna, to jest sama Reguła św. Benedykta, została najprawdopodobniej przetłumaczona przez spowiednika sióstr, ks. Wojciecha Półgęskowica vel Pakostkę, który służył klasztorowi od roku 1587 i był tłumaczem licznych dzieł, wydawanych zresztą przez klasztor drukiem. Deklaracje i wszelkie inne dodatki, zwłaszcza zaś długa instrukcja formacyjna pt. Porządek nowicjatu, są niewątpliwie dziełem przede wszystkim Magdaleny Mortęskiej, przy możliwym też współudziale kilku sióstr (jak Regina Rosianka czy Anna Kostczanka), które mogły służyć jako sekretarki czy nawet częściowe współautorki. Wreszcie komisja prawników, która pod przewodnictwem biskupa Wawrzyńca Gembickiego we wrześniu 1605 dokonała ostatecznej rewizji oraz ustalenia tekstu, dokonała w nim niewątpliwie pewnych drobnych modyfikacji tak w przekładzie ks. Wojciecha, jak i w tekście deklaracji. Niemniej całe to dzieło powstało z inicjatywy samej Magdaleny, jej myślą jest przepojone, wykazuje się jej (podziwianym przez współczesnych) zmysłem prawnym, i jak najsłuszniej należy je przypisywać jej właśnie.
Wstęp s. Małgorzaty Borkowskiej OSB do publikacji Reguła Reformowana Matki Magdaleny Mortęskiej / Biografia Tęsknota. Opowieść o Magdalenie Mortęskiej
Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.
Zdjęcia przedstawiają egzemplarz Reguły Reformowanej z 1635 r. Pochodzą ze Skarbca Opactwa Benedyktynek w Żarnowcu na Pomorzu.
Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...
Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.
Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.
To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!