Umieszczony przez 16:42 Duchowość monastyczna

Tu nie ma miejsca na artystyczną ekspresję i przypadkowe maźnięcia pędzlem…

Cierpliwość i skupienie to pierwszy warsztat, który musimy formować, albo dać się mu uformować…

Piękno i kicz, cienka granica, po przekroczeniu której czegoś doświadczamy. Wszystko zależy od autora, który stara się ukazać Obecnego. Cierpliwość i skupienie to pierwszy warsztat, który musimy formować, albo dać się mu uformować, gdy wchodzimy do warsztatu i chwytamy za pędzel, za pomocą którego wydobywamy z bezkształtnej formy Oblicze – przed nim będziemy trwać. O tym wszystkim i samym procesie powstawania ikon chciałbym dzisiaj porozmawiać z s. Scholastyką Rzoską OSB, benedyktynką z Żarnowca na Pomorzu.

Jacek Zelek: Początki – jak to się stało, że Siostra zainteresowała się ikonami i jakie były pierwsze kroki w zgłębianiu sztuki ich tworzenia?

Scholastyka Rzoska OSB: Otrzymałyśmy wraz z s. Bogumiłą propozycję wyjazdu do klasztoru ss. Karmelitanek Bosych w Spręcowie, aby uczyć się od nich pisania ikon. Miałyśmy spróbować czy w ogóle będzie nam to wychodzić. Przed wyjazdem zaczęłam trochę szperać, dowiadywać się o co w ogóle w tych ikonach chodzi. Miałam różne mieszane uczucia, niektóre ikony wręcz mnie odstraszały, ale inne pociągały, zachwycały. W Spręcowie przeżyłyśmy niezwykły czas. Początkowo byłam przerażona, słysząc całe mnóstwo słów, które nic mi nie mówiły: szelak, pulment, kowczeg, sankir. Ale powoli kolejne zagadki się rozwiązywały. W naukę pisania trzeba było włożyć spory ładunek wiary i zaufania, że te wszystkie czynności, które kolejno wykonujemy, doprowadzą do jakiegokolwiek efektu. Ale doprowadziły. I odkryłyśmy, że to może być „nasze”. Po powrocie do Żarnowca wraz z Matką podjęłyśmy decyzję, że wchodzimy w to. I zaczęło się stopniowe organizowanie pierwszej, na razie nieco prowizorycznej pracowni. Szybko pojawiły się zamówienia. W pomieszczeniu, gdzie się ulokowałyśmy, tynk miejscami odpadał z sufitu i było dosyć ciasno, ale z czasem udało się urządzić przestronną, wygodną pracownię na poddaszu.

Teraz spojrzenie na etapy tworzenia. Czy jest coś takiego, jak podstawowe wyposażenie, którym posługuje się ikonopis?

Jak w każdej pracy, i tu potrzebne są odpowiednie narzędzia. Niektóre specjalistyczne, ale też przydaje się dużo przedmiotów codziennego użytku, łatwych do zdobycia.

Potrzebny jest stół – na tyle duży, żeby rozłożyć na nim wszystkie przybory i móc wygodnie pracować. Obok deski, na której będzie powstawać ikona musi się znaleźć paleta do rozrabiania farb (najlepiej ceramiczna, ale może też być plastikowa, a nawet korzystam czasami z foremek po czekoladkach Toffifee – mają bardzo dobry kształt), małe naczynka ze spoiwem i wodą destylowaną i zakraplacze do oczu, takie dostępne w każdej aptece – aby kroplami odmierzać odpowiednią ilość płynów. Zestaw pędzli z naturalnego włosia – miękkie, wiewiórcze do nakładania warstw laserunkowych i sobolowe albo z kuny – bardziej sztywne, w różnych wielkościach. Przyda się też pędzel kosmetyczny do omiatania niepożądanych pyłów, które mogą się osadzić na ikonie pomiędzy odcinkami pracy. Naczynie z wodą do płukania pędzli, papierowy ręcznik – do ich osuszania. Pigmenty – dobrze, jeśli są w takich pojemniczkach, żeby było widać kolor. Nam służą do tego m. in. ampułki po zastrzykach, bo są przezroczyste i szczelne – z gumowymi korkami. Niektóre pigmenty są dosyć drogie, dlatego można na początek zaopatrzyć się w podstawowy zestaw, a potem w miarę swoich możliwości go powiększać. Potrzebna jest też kartka papieru, albo nawet osobna zagruntowana deska do sprawdzania koloru rozmieszanej farby. W samej palecie nie widać stopnia jej przezroczystości. Dobrze też mieć pod ręką patyczki i płatki kosmetyczne. Tyle przy samej warstwie malarskiej, a oprócz tego różne akcesoria potrzebne przy gruntowaniu, tworzeniu podlinnika, złoceniu, werniksowaniu – rozpuszczalniki, sitko, ołówek, linijka, cyrkiel, nożyczki itd. Sporo tego, dlatego najlepiej, jeśli pracownia jest osobnym pomieszczeniem, które nie musi spełniać jednocześnie funkcji jadalni czy sypialni.

Czy można mówić o technikach czy też technice ikonopisania?

Można. To jest bardzo konkretna technika, która powstawała przez długi czas, oparta w dużej mierze na odkrywaniu właściwości naturalnych materiałów. Ale i na doświadczeniu tych, którzy ją wypracowywali. Natomiast jest to technika w służbie sacrum, nie służy jednocześnie do tworzenia świeckich obrazów, jak inne techniki malarskie.

Od zawsze interesowała mnie kwestia określeń: pisanie czy malowanie ikony?

Sprawa wynika z chochlika językowego – w językach greckim i rosyjskim (a w takim kręgu kulturowym powstawały pierwsze ikony) ten sam wyraz oznacza pisanie i malowanie. Ale ta kwestia ma też głębsze znaczenie. W ikonie zawarta jest treść, którą trzeba odkryć – odczytać. Symbolika kolorów, gestów, materiału. A jeśli ma być odczytana, to trzeba ją najpierw napisać.To nie jest dzieło sztuki do powieszenia na ścianie ze względów estetycznych. To „narzędzie”, które ma zbliżać do Boga, prowadzić do modlitwy. W prawosławiu ikona traktowana jest na równi z księgą Ewangelii – całuje się ją, zapala przed nią świece.

Jesteśmy w pracowni. Jaka jest pierwsza czynność, którą Siostra wykonuje?…

Modlitwa przed rozpoczęciem pracy. Jest w niej ujęta zachęta do uporządkowania serca przez przebaczenie, aby móc pisać w pokoju – nie takim emocjonalnym, psychicznym, ale w otwartości na Boga, która jest niemożliwa, gdy się trwa w negatywnym nastawieniu do ludzi.

W modlitwie ogarniam też tych, dla których przeznaczona jest ikona; tych, którzy kiedykolwiek będą na nią patrzeć, przy niej się modlić. Dlatego lubię wiedzieć, kto będzie jej odbiorcą. Niedawno miałam takie głębokie przeżycie pisania ikony Matki Bożej do kaplicy domu opieki społecznej. Wiedziałam, że ci, którzy będą na nią patrzeć, być może niedługo zobaczą jak Maryja wygląda naprawdę.

…i co dalej? Interesuje mnie przedstawienie (jeżeli jest to możliwe), krok po kroku, procesu powstawania ikony.

Rublow podobno zaczynał od chodzenia po lesie i szukania odpowiedniego drzewa na deskę. Dla niego wszystko miało znaczenie. Dziś raczej większość ikonopisów zaczyna od deski.

Najpierw trzeba ją zagruntować: klejem ze skóry królika nakleja się na nią płótno. To symboliczne nawiązanie do całunu, w który owinięto Ciało Jezusa przed złożeniem do grobu. Następnie na płótno nakłada się grunt złożony z kredy i kleju króliczego – w odpowiednich proporcjach. Trzeba nałożyć kolejno 12 warstw, na cześć dwunastu Apostołów, ale ma to też znaczenie praktyczne: mniej więcej tyle potrzeba, aby deska była wystarczająco gładka. Po wyszlifowaniu, oczyszczeniu i zabejcowaniu „pleców”, jest gotowa do pisania ikony.

Na  powierzchnię deski nanoszę szablon, tzw. podlinnik wizerunku, który będę pisać, po czym  wykonuję złocenia – aureoli i tła. Po zabezpieczeniu złoceń (żeby nie starły się przy malowaniu) nakładam pierwszą warstwę farby. Do uzyskania farby używa się sypkich pigmentów (najlepiej naturalnych, choć są też syntetyczne zamienniki, bo te naturalne bywają nie tylko drogie, ale i toksyczne) i spoiwa złożonego z żółtka jaja, wina i wody destylowanej – w odpowiednich proporcjach. Niektóre z pigmentów (zwłaszcza pochodzenia ziemnego) przy mieszaniu ze spoiwem pozostawiają osad, dlatego trzeba je jeszcze odsączyć, aby osad nie trafił na deskę.

Po nałożeniu pierwszej warstwy farb ikona wygląda jak wypełniona kolorowanka – poszczególne płaszczyzny są pokryte jednolitymi plamami koloru. W kolejnych etapach nakłada się na nie kolejne odcienie tego samego koloru, wydobywając kształty. Ponieważ farby są półprzezroczyste, kolejne warstwy przenikają się, tworząc wrażenie głębi.

Najpierw powstają ogólne zarysy kształtów, a potem stopniowo coraz więcej szczegółów – przez nakładanie na przemian tzw. świateł i warstw laserunkowych. Ma się wtedy wrażenie, że ikona „wychodzi” z deski, w której była dotąd ukryta.

Mój ulubiony etap to wykończenia szczegółów – frędzle na płaszczu, zdobienia, ostatnie jasne kreseczki na twarzy, które nadają postaci blasku i wyrazistości.

Na koniec postacie na ikonie się podpisuje – zazwyczaj w języku greckim lub rosyjskim, choć jest też teoria, że napisy powinny być w języku osoby, dla której ikona jest przeznaczona.

Na tym kończy się zasadnicze pisanie ikony. Teraz musi ona schnąć przynajmniej 3 miesiące, po czym pokrywa się ją zabezpieczającym werniksem.

Z ciemności do jasności. Efekt wydobywania oblicza poprzez nakładanie kolejnych warstw farby jest niezwykle symboliczny.

Na początku wszystkie partie ciała przedstawionej na ikonie postaci pokrywa się sankirem. Jest to farba w kolorze zielonkawo – brązowym, ziemistym. To nawiązanie do prochu ziemi, z której został stworzony człowiek. Ten proch przez Boże tchnienie stał się materią ciała, również tego Ciała, które przyjął Syn Boży w Tajemnicy Wcielenia. Coraz jaśniejsze elementy na sankirze nakłada się nie na zasadzie światłocienia – zastanawiając się z której strony na twarz pada światło, bo jego źródło jest w samej postaci, to z niej to światło emanuje.  Bo Światło przyszło na świat w Jezusie. Można powiedzieć, że oblicze na ikonie jest widoczne właśnie dzięki temu wewnętrznemu światłu, które nadaje mu kształty.

Jednak na to wszystko potrzeba czasu. Jak sobie Siostra radzi z dostosowaniem swoich klasztornych zajęć, modlitw zakonnych, do pracy w pracowni ikon?

Ikony piszę w czasie przeznaczonym na pracę, ale to nie jest jedyna rzecz do zrobienia w tym czasie. Życie zakonne pełne jest niespodzianek i nie raz bywa, że zaplanuję sobie pracę przy ikonie, a tu nagle okazuje się, że trzeba pilnie zrobić coś zupełnie innego: kogoś zastąpić, zawieźć siostrę do lekarza, z kimś się spotkać itd. I wtedy weryfikuje się na czym mi zależy: na pisaniu ikony czy na szukaniu woli Bożej? Bo jeśli na woli Bożej, to trzeba przyjąć, że mimo mojej dobrej intencji służenia Mu pracą przy ikonie, On teraz posyła mnie gdzie indziej. Ale przyjęcie tego niekoniecznie jest łatwe. Dlatego gdy ktoś mnie pyta jak długo będę pisać ikonę, to rozkładam ręce, bo to zależy od bardzo wielu czynników. Taka jest specyfika życia we wspólnocie.

Przychodzi moment rezygnacji i niechęci. Nic nie wychodzi, wszystko się dłuży. Co wtedy?

Można rzucić pędzlem i ulec zniechęceniu. Ale takie wyjście niewiele daje. Przy prawie każdej ikonie mam taki moment, gdy dochodzę do wniosku, że ja już nic nie jestem w stanie zrobić, by z tego cokolwiek wyszło. Wtedy mówię: Panie Jezu, Ty wiesz, że ja tego nie potrafię. Jeśli mi nie pomożesz, nie dam rady. A potem  pracuję dalej, trochę w ciemno, po prostu wykonując kolejne czynności tak, jak się nauczyłam. I nagle pod pędzlem ku mojemu zdziwieniu pojawia się pisana postać. Wtedy się uśmiecham szeroko i mówię: Jesteś tu!. I wiem, że to nie ja sobie poradziłam. Bo ja przecież nie potrafię.

Teologia czy duchowość pisania ikon? Czy może jedno i drugie?

Na pewno jedno i drugie. A może najpierw jedno, a potem drugie. Najpierw teologia, bo bez poukładania znaczeń, przesłania i solidnego zamocowania w prawdach wiary można się pogubić. Muszę wiedzieć kto jest na tej ikonie i jakie jest znaczenie treści, którą w sobie zawiera, by móc wejść w duchową relację. Nie ma relacji bez poznania. Ale też przychodzi moment, gdy poznawanie można już odłożyć i pozostać w samej obecności.

Osobiście sądzę, że Kanon to rzecz święta. Czy możemy współczesne przedstawienia, albo lepiej: autorskie interpretacje, nazywać ikonami?

Dla mnie przy pisaniu ikony najważniejsza jest wierność wierze, którą wyznaję i mojemu sumieniu. Do Kanonu podejścia są bardzo różne. Jest on całkowicie osadzony w religii prawosławnej, dlatego wiele tajemnic wiary, którą  wyznajemy w kościele katolickim, jest w nim zupełnie nieobecnych. Czy w związku z tym nie można ich ukazać w naszych ikonach? Choćby tak popularna dziś ikona Świętej Rodziny jest względem Kanonu całkowicie błędna i wywołuje dużo oburzenia. A katolickie rodziny czerpią z niej siły dla duchowego wzrostu, odnajdując w niej najlepszy wzór życia rodzinnego. Kanon szanuję i podziwiam, dostosowując się do tego, co w nim – powiedzmy – uniwersalne. Ale idę dalej po drogach mojej wiary i nadal nazywam to ikonami. Nie potrafię powiedzieć co jeszcze jest ikoną, a co już nie, z resztą – nazewnictwo to dla mnie mniej istotna kwestia niż sens czy właśnie wierność wierze. Nie namalowałabym na pewno (bo trudno tu już mówić o pisaniu) np. ikony Einsteina (a widziałam taką!). Ostatnio odmówiłam też wykonania ikony, powstałej na podstawie objawień prywatnych; jej przesłanie i symbolika były dla mnie bardzo dziwne i uważam, że wywołałyby więcej zamętu niż przyniosły pożytku.

Kanon stawia granice, dzięki którym ikonopis nie przekroczy pewnej cienkiej linii, powiedzmy estetyki… kiedy piękno zamienia się w kicz.

Kanon uczy pokory i pewnej ascezy tworzenia. Dzięki niemu ikonopis nie dąży do robienia wrażenia, ale do tego, by jego ikona prowadziła do Boga, który jest jak lekki powiew wiatru, a nie jak wichura druzgocąca skały. Prowadząc delikatniej, prowadzi głębiej. Jeśli ikona jest piękna, to dlatego, że Bóg jest piękny. Ale żeby pokazać, że Bóg jest piękny, trzeba skupić się na Bogu, a nie na pięknie. Więcej nie trzeba.

Właśnie. Interesuje mnie definicja piękna według Siostry…

To coś powstałego na styku Bożej mądrości, miłości i zachwytu (mówiąc bardziej językiem poezji niż teologii). Bóg zachwycił się i rzekł: niechaj się staną wodospady spienionej, krystalicznie czystej wody i tęczowo – kolorowe skrzydełka kolibra i skowronki, by śpiewały o poranku, a słowiki – wieczorem. A potem zaprosił człowieka, by razem z Niż zachwycał się i tworzył, patrząc na Jego dzieła.

… i definicja kiczu.

Kicz powstaje, gdy komuś się wydaje, że potrafi zrobić coś lepszego niż piękno. Dodaje swoje ambicje, potrzebę zaistnienia i najlepiej jeszcze coś szokującego. A to już nie jest od Boga i do Boga nie prowadzi.

Kolejną sprawą, którą Kanon normuje, jest harmonia, układ i symetria wszystkich elementów. Nie ma tutaj miejsca na osobistą spontaniczność, która niekoniecznie jest dobra.

Bo Kanon pokazuje, że Bóg i to, co od Niego pochodzi, jest pełne pokoju i wewnętrznego porządku. W Nim wszystko do siebie pasuje i odnajduje swoje miejsce. Chodzi o to, by odkryć, że i ja mam dokładnie określone miejsce w tym Bożym porządku i nie muszę na siłę szukać czegoś innego. Jak pisze Merton, jesteśmy naprawdę sobą wtedy, gdy wypełniamy Boży zamysł względem naszego życia. To jest bardziej moje niż moja spontaniczność.

Jakie jest Siostry zdanie na temat tzw. ikon wyklejanych czy też wykonywanych za pomocą techniki decoupage?

Jeśli mają one imitować prawdziwą ikonę, to jest to udawanie. To jak ozdabianie mieszkania sztucznymi kwiatami – mi się to nie podoba, bo jest w tym jakiś element nieprawdy: coś ma wyglądać jak coś, czym nie jest. Ale jeśli to komuś pasuje, to wolność Tomku w swoim domku.

Czy nie jest to pójście na łatwiznę? Zrezygnowanie z trudu i pracy na rzecz szybkiego zarobku?

Nie mnie oceniać intencje tych, którzy tworzą takie obrazy. Nie każdego stać na prawdziwą ikonę, nie każdemu też na takiej zależy. Ale wtedy można zrobić po prostu reprodukcję – zdjęcie czy wydruk naklejony na deskę, bez robienia dodatkowych efektów, które miałyby coś imitować.

Paweł Florencki powiedział: Istnieje Trójca Rublowa więc istnieje Bóg! Ikona może być oknem – przestrzenią spotkania z Bogiem?

Bóg, w którego wierzymy, jest Emmanuelem – Bogiem bliskim, który zapragnął zamieszkać pomiędzy nami, rozbić namiot pośród swojego ludu, a nawet przyjąć ludzkie ciało w Tajemnicy Wcielenia. To Jego pragnienie trwa nadal. Są różne przestrzenie wchodzenia w tę bliskość: Eucharystia, Słowo Boże, modlitwa osobista czy wspólnotowa i również ikona. Jak w Eucharystii Bóg posługuje się ziemską, zwyczajną materią, by uczynić z niej miejsce swojego przebywania, tak w ikonie posługuje się obrazem, wykonanym ludzką ręką i ludzkimi zdolnościami, by „podejść” do człowieka, by mu się pokazać i zaprosić do relacji. Można więc powiedzieć, że w ikonie nie chodzi o ikonę ale o Tego, do którego prowadzi.

Czy można się pokusić o stwierdzenie, że ikona wprowadza pewien klimat intymności (choćby wzrok postaci na ikonie skierowany na oglądającego) i ciszy?

Jest coś niezwykłego w tym kontakcie wzrokowym z postacią, która patrzy na mnie z deski. Dlatego od momentu, gdy uda mi się wydobyć oczy, praca staje się bardziej przejmująca, jakby ktoś mnie obserwował. Myślę, że tego spojrzenia doświadczają również ci, którzy później na ikonę patrzą, przed nią się modlą. To prowadzi do wyciszenia, ukojenia, świadomości, że Ktoś jest mną zainteresowany, więc będzie dobrze.

Poproszę o kilka rad, 10 sposobów na…, dla osób, które chciałyby rozpocząć przygodę z ikoną.

Do pracy przy ikonach trzeba uzbroić się w cierpliwość. Ale i nabywa się jej, wykonując kolejne czynności, które nie tak od razu pozwalają dostrzec efekty.

Nie zniechęcać się, również wtedy, gdy zdarzają się wypadki przy pracy: rozsypany pigment, mucha przyklejona do zastygającego werniksu, pędzle zjedzone przez mole itd.

Zadbać o precyzję pracy. Tu nie ma miejsca na artystyczną ekspresję i przypadkowe maźnięcia pędzlem. Ważne jest dopracowanie szczegółów.

Nie przerażać się ilością elementów, które trzeba opanować. To jak z nauką jazdy samochodem – na początku wszystko jest nowe i wymaga dużej uwagi, ale z czasem staje się naturalne.

Zanurzać pracę w modlitwie. Święty Benedykt pisze: „Gdy coś dobrego zamierzasz uczynić, módl się najpierw gorąco, aby On sam to do końca doprowadził”. Jeśli to ma być Jego dzieło i do Niego prowadzić, to od początku trzeba Mu to zawierzyć.

Ufać bardziej Bogu niż swoim zdolnościom. Nie bać się stanąć przed Nim w szczerości i powiedzieć: to jest ponad moje siły. Właśnie o to chodzi, żeby było ponad moje i zaczęło być Jego dziełem. I żebym na końcu samej sobie za bardzo nie gratulowała.

Dać się pociągnąć Duchowi Świętemu. Jego miłość rozlana w sercu jest najlepszym motorem do tworzenia. Jeśli się Mu pozwoli, poprowadzi w takie rejony piękna, których by się samemu nigdy nie odkryło.

Dziękuję za rozmowę.


Scholastyka Rzoska OSB – benedyktynka z Żarnowca na Pomorzu. 7 września 2014 r. złożyła uroczystą profesję monastyczną i otrzymała konsekrację dziewic. Zobacz prace z pracowni ikon.

(Visited 1 423 times, 1 visits today)


Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.

Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.

To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!

Zamknij