Umieszczony przez 09:50 Duchowość monastyczna

Bóg czy demon rynku?

Pisanie o rynku pracy jest ważne. By jednak miało sens, warto byłoby najpierw zastanowić się nad pojęciem rynku. Posługujemy się nim automatycznie, nieświadomi konsekwencji.

Pisanie o rynku pracy jest ważne. By jednak miało sens, warto byłoby najpierw zastanowić się nad pojęciem rynku. Posługujemy się nim automatycznie, nieświadomi konsekwencji. Oczywiście od rzeczywistości rynkowej na ten moment nie ma ucieczki, ale może inne niż dotąd spojrzenie na nią może to zmienić. Chodzi wszak o pracę, jak by nie było – niezbywalne prawo człowieka. Tak w jej kontekście, jak i w odniesieniu do rynku czujemy i chcemy, by człowiek był podmiotem. Czy jednak jest tak naprawdę?

W ubiegłym roku jeden z ważniejszych teologów chrześcijańskich wydał książkę pod wymownym tytułem Rynek jako Bóg. Opisuje w niej, jak bardzo rynek funkcjonuje w ekonomii, ale i już w społeczeństwie i kulturze, na wzór Boga. W zacytowanym tytule jasno widoczna jest śmiała teza: rynek zajął miejsce Boga. I uczynił to nie tyle deklaratywnie i konfesyjnie, ale praktycznie. Jest wszechmogący, wszechwiedzący, wszechobecny. Sposób, w jaki się go opisuje i doświadcza, można porównać do teologii. W niej jednak mamy do czynienia z Objawieniem, czyli prawdami Bożymi objawionymi nade wszystko w Biblii. Skąd tymczasem pochodzi objawienie dotyczące rynku, jego natury, wagi i działania?

Po odpowiedź na te pytania najlepiej odesłać do wspomnianej książki. Już samo postawienie problemu rzuca nowe światło na zagadnienie rynku pracy. Zauważmy jednak wcześniej nie mniej istotne, ale i niepokojące zmiany dotyczące samego pojęcia pracy. Wszyscy chyba widzimy, że w coraz większym stopniu człowieka wyręczają w pracy maszyny. Są coraz bardziej precyzyjne i niezawodne. Tak jak dawniej zastępowały robotników w monotonnych i mechanicznych czynnościach przy linii produkcyjnej, tak dzisiaj przeprowadzają skomplikowane operacje chirurgiczne, sprzątają czy kierują pojazdami. Całkowita automatyzacja zakładów produkcyjnych uniezależnia je od takich „czynników ludzkich”, jak choroba, błąd czy strajki. Ostatecznie też obniża koszty produkcji. Stawia ona jednak ważne pytanie: co teraz będą robić ludzie? Jaka praca im pozostaje: nadzorowanie coraz to sprawniejszych i bardziej skomplikowanych automatów? Raczej chyba nie.

Dochodzimy tu do coraz bardziej naglącego pytania: jak to będzie z pracą we współczesnym społeczeństwie, w którym praktyka i rozumienie pracy zostało całkowicie zmienione? Zmiana ta dotyczy tak socjologii, jak i psychologii, i rzecz jasna ekonomii. Wśród propozycji rozwiązania pojawia się idea bezwarunkowego dochodu gwarantowanego, który Państwo by wypłacało każdemu obywatelowi bez konieczności pracy zarobkowej. Skoro trudna sytuacja na rynku pracy nie zawsze umożliwia zabezpieczenie potrzeb ekonomicznych obywatela, potrzeby te zostają od tego rynku „oderwane”. Obywatel, owszem, może pracować, ale robiąc coś, co niekoniecznie jest rentowne ekonomicznie, lecz może z ludzkiego punktu widzenia potrzebne, no i dawać mu wiele satysfakcji. Od stycznia 2017 roku w Finlandii taka praktyka jest wprowadzona jako dwuletni eksperyment na dwutysięcznej grupie obywateli. Znika problem bezrobocia, redukuje się formalności. Wszystkiemu towarzyszy nadzieja, że w ten sposób zostaną zainspirowane i wzmocnione ludzka kreatywność i wrażliwość.

Jak więc jest z tym rynkiem pracy? Może po prostu nie jest potrzebny? Może powstał, by, niesłusznie, ubóstwić pewne wartości i rozwiązania społeczne, zagrażając tym samym spokojowi dotychczasowego rozwoju ludzkiego życia? Tak rynek, stając się bóstwem, okazuje się jednocześnie demonem zwróconym przeciw człowiekowi – zwłaszcza temu najsłabszemu, niezdolnemu do stanięcia w niełatwej walce o rynkowe przetrwanie. W centrum tej konfrontacji jest problem człowieka i jego godności. Apeluje o nią etyka, religia i teologia, jak widać – coraz mniej skutecznie, skoro wszystko przelicza się jedynie na wartość ekonomiczną. Doświadczamy tego, poruszając się choćby w przestrzeniach instytucji społecznych, gdy chcemy zaproponować czy przeprowadzić jakiś projekt. Także projekty dotyczące ochrony najbardziej potrzebujących mają szanse jedynie wtedy, gdy znajdzie się dla nich odpowiednia formuła ekonomiczna (czyli rynkowa).

Oczywiście nierealne jest kontestowanie tej sytuacji. Jeszcze przyjdzie na to czas. Pierwszym krokiem niech będzie uświadomienie sobie tej niekoniecznie naturalnej presji rynku. Lepiej przyjąć ją jako zło konieczne, epizod przejściowy niż absolut, od którego nie ma odejścia. Z taką świadomością, która daje dystans, łatwiej się poruszać w aktualnej przestrzeni rynkowej. Dalszy krok to uświadamianie innych – także ludzi biznesu, ale i decydentów, którzy tylko liczą, że to, co określamy jako „wartość dodana” projektów czy odpowiedzialność społeczna biznesu, to tak naprawdę jego istota. W ekonomii ma chodzić o człowieka – tego konkretnego, z jego potrzebami i ograniczeniami. Jak to przypomniał papież Franciszek w swoim przemówieniu do polityków i ludzi Kościoła w Europie, liczby i wskaźniki, głosy i kwoty nie mogą być ważniejsze od konkretnych osób.

Potrzeba tu wielkiej edukacji, która ostatecznie może okazać się zbawienna dla całej ludzkości. Presja rynku to nie tylko problem osób niepełnosprawnych, ale i artystów, naukowców, dzieci, rodzin i oczywiście ubogich. W tym wspomnianym przemówieniu papież przywołuje przykład św. Benedykta. I to chyba jest droga: doświadczenie wspólnoty – solidarnej i wyznającej te same wartości i zasady – czyni ekonomię nie tylko opłacalną, ale także źródłem prawdziwego postępu. Taka wspólnota integruje ekonomię z człowiekiem i ze światem. Gwarantuje bezpieczeństwo, rozwój, kreatywność i efektywność. Tego nie są w stanie zastąpić maszyny. A i wspólnota to coś więcej niż sama tylko praca. To także zabawa, wspólne świętowanie i wymiana.

Choć taka droga do rozbrojenia dyktatu rynku wydaje się daleka, to warto spróbować ją przejść – od najbliższych dostępnych nam relacji, może ze znajomym pracodawcą czy politykiem. Szczera, serdeczna rozmowa, prowadząca może do przyjaźni i wzajemnego wsparcia, zawsze ostatecznie ukazuje drugorzędność cyfr. Uśmiech i błysk szczęścia w oczach to więcej niż najbardziej imponujący kapitał. A wie o tym jedynie ten, kto ich doświadczył / „Integracja” 5/2017 (145)


Fragment publikacji Szkice medytacyjne


Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.

(Visited 412 times, 1 visits today)


Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.

Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.

To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!

Zamknij