Umieszczony przez 10:48 Modlitwa Jezusowa

Drogi modlitwy nieustannej. Znaczenie i cel modlitwy Jezusowej

Z poszukiwań modlitwy nieustającej narodziła się modlitwa zwana Jezusową. Jeśli chcemy ją zrozumieć, umiejscowić i ocenić jej wartość, musimy przyjrzeć się tym działaniom, dostrzec myśli przewodnie, które nimi kierowały, i stwierdzić, jaki wydały owoc.

Wzywanie imienia Jezus nie jest równoznaczne z wymawianiem go w czasie modlitwy, nawet skierowanej do Chrystusa. Tak nazywa Go ten, kto nie modli się w Jego imię, gdyż – jak pisał św. Augustyn – nie można w imię Zbawiciela prosić o nic, co jest przeciwne zbawieniu. Ponadto Pan ma wiele imion i wierni, mówiąc o Nim, najczęściej wcale nie używają akurat słowa Jezus. A co w przypadku, kiedy zwracają się bezpośrednio do Niego?

Znaczenie słów św. Pawła: „Ci, co wzywają imienia Pana [lub naszego Pana] Jezusa Chrystusa” było często badane i szeroko omawiane. Wystarczy tu przywołać jedno zdanie o. Ernesta Bernarda Allo: „To znaczy, że Go wielbimy – mimo niezaprzeczalnego monoteizmu św. Pawła i jego czytelników – tak, jak wielbimy Boga”.

Bardzo wcześnie jednak, bo czytamy o nich już w Dziejach Apostolskich, pojawili się ludzie, którzy słowa św. Pawła odczytywali w znaczeniu materialnym bądź na sposób mniej lub bardziej magiczny: Ale i niektórzy wędrowni egzorcyści żydowscy spróbowali wzywać imienia Pana Jezusa nad opętanymi przez złego ducha. „Zaklinam was przez Pana Jezusa, którego głosi Paweł” – mówili. […] Zły duch odpowiedział im: „Znam Jezusa i wiem o Pawle, a wy coście za jedni?”. Jak opisuje dalej św. Łukasz, źle się to dla nich skończyło! Niemniej, za sprawą nieszczęśliwego wypadku tych pechowców wysławiano imię Pana Jezusa. Na nic się zatem nie zda wymawianie świętego imienia, jeśli nie trwamy przy Jezusie, którego wzywamy jako Pana. Tymi zaś ludźmi, którzy w ten sposób nauczyli się, ile kosztuje błąd popełniony w „filozofii imienia”, było siedmiu synów arcykapłana Skewasa!

Cóż w tym dziwnego, że później i inni, gorzej poinformowani, jeszcze się w tym względzie mylili? W tej kwestii mistrzowie duchowi chrześcijaństwa musieli zawsze i wszędzie prostować wypaczenia niewykształconych umysłów.

Święty Bazyli rozpoczyna swoje Reguły dłuższe tymi słowami:

Jest wszakże – mógłby ktoś powiedzieć – napisane: Każdy jednak, który wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony; wystarczy więc tylko wezwać imienia Pana, by się zbawić. Ale niech taki posłucha Apostoła, który mówi: Jakże więc mieli wzywać Tego, w którego nie uwierzyli? A jeśli wierzysz, posłuchaj Pana, który mówi: Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie”, wejdzie do Królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mego Ojca, który jest w niebie.

Z pewnością jednak, gdyby ktoś nawet czynił wolę Pana, lecz nie tak, jak tego żąda Bóg, to znaczy: nie w duchu miłości wobec Boga, czyni daremną gorliwość okazywaną w czynach, stosownie do słów Pana naszego Jezusa Chrystusa: Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. […] Zaprawdę, powiadam wam, otrzymali już swoją nagrodę. Apostoł Paweł poucza w słowach: I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał  [1 Kor 13,3].

Tym bardziej nic by nie pomogło mówienie – ustami lub sercem – samego: „Jezu, Jezu”, bez dodania słowa „Panie” lub innego określnika wyrażającego wiarę.

Podobne napomnienia są zresztą konieczne nie tylko wśród chrześcijan wschodnich. Święty Augustyn nalega w jeszcze większym stopniu niż św. Bazyli:

[…] nie brzmienie liter i sylab, lecz to, co brzmienie oznacza, i to, co dzięki temu brzmieniu należycie i prawdziwie się pojmuje; w tym znaczeniu należy pojąć słowa [Pana], który powiedział: „w imię Moje”. Toteż jeśli kto tak sądzi o Chrystusie, jako [o] jedynym Synu Boga sądzić nie należy, to nie prosi w imię Jego, choćby w literach i sylabach o Chrystusie nie milczał, ponieważ prosi w imię Tego, o którym myśli, gdy prosi.

Ważne jest zatem nie imię, które wymawiamy, lecz to, co nami wówczas powoduje, i cel naszego wezwania.

„Modlitwa Jezusowa” ma wiele cech szczególnych:

1. jest krótka;

2. jest przeznaczona do częstego powtarzania;

3. jest kierowana do Jezusa Chrystusa;

4. nadaje Mu rozmaite tytuły;

5. wyprasza u Niego miłosierdzie;

6. wspomina modlącego się grzesznika;

7. stanowi rodzaj „czynności ukrytej”;

8. jest przede wszystkim środkiem do osiągnięcia celu wszelkiego życia wewnętrznego – zjednoczenia z Bogiem dzięki modlitwie nieustannej.

Ostatni z tych elementów nadaje sens wszystkim pozostałym. Należy go zatem zbadać jako pierwszy: „quod ultimum est in executione, primum erat in intentione”. W tym punkcie nasz ogląd nieco się rozjaśnia.

Począwszy od św. Jana Kasjana, a skończywszy na tytułowym bohaterze Szczerych opowieści pielgrzyma, wszyscy zgadzają się co do tego, że zamierzonym celem jest modlitwa nieustanna, a dzięki niej – zjednoczenie z Bogiem.

Abba Mojżesz rozróżnia cel (τέλος), do którego się zmierza, i zadanie (σϰοπός), które należy wypełnić, aby go osiągnąć. Celem wszystkiego jest królestwo niebieskie; „jakie ma być to zadanie, którego ciągle musimy się trzymać, aby dotrzeć do celu”? Jest nim „czystość serca, bez której do owego celu nikt dojść nie zdoła”.

Czysta i nieustanna modlitwa rodzi ową czystość, a zarazem z niej wypływa.

Wszelki wysiłek mnicha mający na uwadze doskonałość serca zmierza zawsze do tego, aby osiągnąć stan trwałej i nieprzerwanej modlitwy, oraz, na ile na to pozwala ludzka ułomność, aby zachować niezmącone skupienie umysłu i stałą czystość. W tym właśnie celu ochoczo i wytrwale ćwiczy swoje ciało i nie przestaje szukać okazji do skruchy serca. Istnieje przy tym wszystkim pewien wzajemny i nierozerwalny związek. Otóż, jeśli budowlę cnót wznosi się po to, aby dojść do doskonałej modlitwy, to bez tego zwieńczenia [modlitwy], które mocno wiąże je wszystkie ze sobą, nie będą one nigdy dostatecznie silne i trwałe. Bez cnót nie można więc osiągnąć i doskonalić trwałego i nieprzerwanego skupienia na modlitwie, a bez wytrwałej modlitwy nie będą nigdy doskonałe cnoty, które stanowią jej podstawę.

Królestwo niebieskie, czystość serca, czysta i nieustanna modlitwa, błogosławieństwo – tak wiele jest określeń czy też rozmaitych aspektów owej nieskończenie bogatej rzeczywistości, która nosi nazwę miłości miłosiernej i nie tylko istnieje na wzór Boga-Miłości Miłosiernej, lecz w Nim współuczestniczy, co stanowi chrześcijańskie urzeczywistnienie odwiecznego ludzkiego marzenia o tym, aby „upodobnić się do Boga, według możności”.

Modlitwa Zbawiciela, którą zanosił za swoich uczniów do Ojca słowami: Aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była, a oni w Nas, oraz: aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, spełni się całkowicie wtedy, gdy doskonała miłość Boga, którą On pierwszy nas umiłował, przeniknie nasze serca. Wierzymy, że kiedyś to nastąpi, bo Jego modlitwa była zawsze wysłuchana. Aby tak się jednak stało, Pan Bóg powinien być jedynym celem naszej miłości, treścią każdego pragnienia, wysiłku, myśli, słowa i tchnienia życia, a jedność, która łączy Ojca i Syna, powinna przenikać nasze serca i umysły. Wiedząc zaś, że Bóg kocha nas miłością szczerą, czystą i nierozerwalną, powinniśmy odpowiedzieć takim samym uczuciem i tak ściśle starać się z Nim zespolić, aby w każdym tchnieniu, myśli i słowie był tylko On jeden. W taki sposób spełni się modlitwa Zbawiciela: aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, oraz: Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem. Podsumowując, możemy powiedzieć, że jedynym celem i ideałem doskonałości mnicha powinno być, aby już teraz w swoim ciele nosił obraz przyszłej szczęśliwości i w tym ułomnym naczyniu zakosztował niebieskiego życia i chwały. Innymi słowy, aby jego duch, porzucając każdego dnia to, co ziemskie, nabierał lekkości i unosił się ku wyżynom niebieskim, tak aż całe jego życie i każde uderzenie serca przemieni się w jedną, nieustanną modlitwę.

Mnisi nie wyszli na pustynię po to, aby nie zaznać tam szczęścia, goniąc za mrzonkami, ani też po to, by zwyczajnie poświęcić się na chwałę Bożą, lecz aby

skupić wszystkie siły wewnętrzne na dążeniu do jedynego celu, jakim jest miłość i służba Bogu, […] [usunąć] liczne troski, których korzenie niszczą zdolność do duchowego rozwoju, […] [a] jedynym celem duszy uczynić osiągnięcie – poprzez wewnętrzne zjednoczenie – zbawienia [σωτηρία], pełnej świętości, kiedy to człowiek zaznaje szczęścia ku czci i największej chwale swojego Stwórcy.

Rosyjski pielgrzym modlitwy wewnętrznej wyraża w innej epoce dokładnie te same dążenia, a raczej ma za zadanie pokazać, że sam je zrealizował, właśnie dzięki swojej słynnej oracji, osiągając nieprzerwany i błogosławiony stan trwania na modlitwie oraz zjednoczenia z Bogiem.

Dzięki łasce Boga jestem człowiekiem, chrześcijaninem; sądząc z czynów – wielkim grzesznikiem […]. W dwudziestą czwartą niedzielę po Świętej Trójcy zaszedłem do cerkwi pomodlić się; była akurat liturgia, z księgi Dziejów i Listów Apostolskich czytany był List do Tesaloniczan, perykopa 273, gdzie jest powiedziane: „Módlcie się nieustannie”. Słowa te przeniknęły mnie do głębi. Zacząłem się zastanawiać, jak można modlić się nieustannie, gdy każdy, by utrzymać się przy życiu, musi zajmować się także innymi sprawami. […] „Co mam czynić” – zastanawiałem się. – „Gdzie szukać kogoś, kto by mi to wyjaśnił? Zacznę chodzić po cerkwiach, gdzie są sławni kaznodzieje, kto wie, może znajdę odpowiedź?”. I ruszyłem w drogę. Usłyszałem wiele bardzo dobrych kazań o modlitwie. Były to jednak tylko pouczenia ogólne: czym jest modlitwa, jak jest potrzebna, jakie są jej owoce, ale o tym, jak dojść do tego, by modlić się naprawdę, nie mówił nikt. Jedno z kazań traktowało nawet o modlitwie w duchu i o modlitwie nieustannej, ale nie powiedziano o tym, jak do takiej modlitwy dojść. Słuchanie kazań nie doprowadziło mnie do tego, czego szukałem. Oto dlaczego nasłuchawszy się ich i wciąż nie mając pojęcia o tym, jak modlić się nieustannie, przestałem słuchać kazań publicznych, a postanowiłem z Bożą pomocą szukać doświadczonego i znającego się na rzeczy rozmówcy, który wyjaśniłby mi sprawy związane z nieustanną modlitwą, stosownie do natarczywego dążenia mego serca do tej właśnie wiedzy. Długo wędrowałem po różnych miejscach: wciąż czytałem Biblię, ale rozpytywałem się, czy nie ma gdzieś jakiegoś nauczyciela spraw duchowych albo doświadczonego pobożnego przewodnika. Po jakimś czasie powiedziano mi, że w pewnej wiosce dawno już mieszka właściciel ziemski zajmujący się zbawianiem swej duszy: ma w swym domu cerkiew, nigdzie nie wyjeżdża, wciąż modli się do Boga i czyta bez przerwy książki służące ratowaniu duszy. Usłyszawszy to, już nie szedłem, a biegłem do wskazanej mi wioski. Dotarłem do niej i wszedłem do domu owego ziemianina.

– Co cię do mnie sprowadza? – zapytał.

– Słyszałem, że jest pan człowiekiem pobożnym i mądrym, dlatego proszę, w imię Boga, objaśnić mi to, co powiedziane jest w księdze Dziejów i Listów Apostolskich: „Módlcie się nieustannie”, oraz w jaki sposób wciąż można się modlić! Chciałbym to wiedzieć tak bardzo, a w żaden sposób dowiedzieć się nie mogę.

Ów pan milczał przez chwilę, uważnie na mnie popatrzył i mówi:

– Nieustająca modlitwa wewnętrzna to ciągłe dążenie ducha człowieka ku Bogu. Aby czynić postępy w tym błogim ćwiczeniu, trzeba częściej prosić Pana, by nauczył On modlić się bez przerwy. Módl się więcej i gorliwiej, a modlitwa sama wyjawi ci, w jaki sposób może być nieustanną; to przyjdzie w swoim czasie.

Wielu ludzi zadało sobie to pytanie piętnaście stuleci wcześniej i znalazło rozmaite odpowiedzi. Właśnie z owych poszukiwań modlitwy nieustającej narodziła się modlitwa zwana Jezusową. Jeśli chcemy ją zrozumieć, umiejscowić i ocenić jej wartość, musimy przyjrzeć się tym działaniom, dostrzec myśli przewodnie, które nimi kierowały, i stwierdzić, jaki wydały owoc. Od tej chwili przestaniemy postrzegać dziewiętnastowiecznego rosyjskiego pielgrzyma jako dziwaka lub nieudacznika, który jakąś ułudą próbuje powetować sobie własne fizyczne ułomności. Jest on spadkobiercą tradycji równie starej jak chrześcijaństwo, w którą wpisały się postacie najlepszych ludzi, jacy kiedykolwiek żyli.


Fragment książki Imiona Jezusa i drogi modlitwy


Irénée Hausherr SJ (1881-1978) – jezuita, profesor Papieskiego Instytutu Wschodniego w Rzymie. Specjalista w greckiej patrystyce i duchowości monastycznej.

(Visited 947 times, 1 visits today)


Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.

Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.

To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!

Zamknij