Modlitwę Jezusową można praktykować w każdym miejscu i w każdym czasie. Jest niezwykle ważne, aby lepiej zaznajomić się z różnymi sposobami jej praktykowania. Uczestnicy rekolekcji Oddychać Imieniem spotykają się na wspólnej modlitwie w sali do medytacji. Podczas rekolekcji są preferowane trzy formy: medytacja na siedząco, medytacja w drodze oraz pokłony. Wszystkie one mają swoje osobne znaczenia, które teraz omówimy.
Medytacja siedząca
Do medytacji siedzącej używamy poduszki, klęcznika lub krzesła. W każdej pozycji należy pamiętać o trzech elementach: bezruchu, wyprostowanym kręgosłupie oraz skupieniu.
Używając poduszki, którą kładzie się na macie, należy wybrać pozycję, która dla danej osoby będzie najlepsza. Można usiąść ze skrzyżowanymi nogami lub w siadzie klęcznym. W pierwszym przypadku prawą stopę kładzie się na lewym udzie, a lewą na prawym – albo odwrotnie. Postawa ta, zwana kwiatem lotosu, wzbudza pewne kontrowersje. Jednak pozwala ona na dłuższe praktykowanie modlitwy Jezusowej. Wbrew negatywnym opiniom można ją stosować w tej praktyce. Wspomina o tym chociażby Joseph Ratzinger, wskazując w sposób wyważony, że ta postawa nie przynależy do liturgii, mimo to nie odrzuca jej jako nieodpowiedniej dla chrześcijanina.
Na początku przyjęcie wyżej wymienionej postawy jest bardzo trudne. Można więc prawą stopę położyć na lewym udzie, a lewą położyć pod prawym podudziem – albo odwrotnie. Inna propozycja – prawą stopę położyć na lewej łydce, lewą natomiast pod prawą nogą – albo odwrotnie. Jeżeli ten sposób jest niemożliwy do zastosowania, to możemy poduszkę położyć poziomo lub pionowo pomiędzy nogi i wtedy usiąść. Jeżeli dla kogoś jest za nisko, to można użyć dwóch poduszek.
Przy siedzeniu na poduszce miednicę należy wychylić nieco do przodu, by ułatwić oddychanie przeponowe i wyprostowanie się kręgosłupa. Głowę trzyma się prosto, w pozycji pionowej tak, jakby chciało się jej czubkiem dotknąć sufitu. Kolana powinny dotykać podłoża. Dłonie mogą być złożone lub oparte na kolanach. Oczy należy mieć raczej otwarte niż zamknięte. Zalecaną postawą są oczy półotwarte. Można patrzeć przed siebie, w podłogę lub wpatrywać się w jeden punkt. Podstawową zasadą jest nieskupianie się na tym, co się widzi. W modlitwie Jezusowej oczy lepiej mieć otwarte, ponieważ dzięki temu łatwiej zapobiec pojawieniu się różnych wyobrażeń a tym samym oddalić wszelkie rozproszenia. Nie szukamy tu żadnych obrazów ani przeżyć. Otwarte oczy chronią również przed zaśnięciem – kiedy ma się zamknięte oczy, łatwiej jest zasnąć (szczególnie gdy jest się zmęczonym), nawet jeśli się nie ma takiej intencji. Jeżeli pojawią się jakieś wyobrażenia, to można skierować wzrok w inne miejsce.
Można się zastanawiać czy te wszystkie wskazówki techniczne dotyczące sposobu siedzenia są ważne. Czy nie dałoby się uczynić tego bardziej prościej? „Jeden z Ojców Pustyni mawiał: »Liturgia zaczyna się od nóg«; znaczyło to, że »najbardziej duchowe rozgrywa się w cielesnym«”. Zatem ciało ma do odegrania w modlitwie swoją rolę. Człowiek staje na niej cały, z duszą i ciałem. Nie można oddzielić jednego od drugiego. Wspomina o tym św. Marek Eremita: „Duch nie może się wyciszyć, pomijając sprawy ciała. Nie można też zburzyć muru dzielącego ducha i ciało bez wewnętrznego wyciszenia i modlitwy”. Do roli ciała w modlitwie wrócimy jeszcze na końcu tego rozdziału.
Tym, co może nam pomóc w modlitwie, jest oddech. Należy oddychać naturalnie (najlepiej przeponą), być zrelaksowanym i skupionym. Barki i ramiona powinny być rozluźnione. Na początku można klika razy lekko wychylić się boki, aby ugruntować pozycję i odtąd siedzieć już w bezruchu. Przed wstaniem należy upewnić się, że jest czucie w nogach. W przypadku ich zdrętwienia, powinno się zaczekać aż do chwili odzyskania pełni sił.
Jeżeli nie jest możliwe siedzenie na poduszce, można skorzystać z klęcznika, który ustawia się na macie. Można też usiąść na krześle tak, by uda były pod kątem prostym z wyprostowanym korpusem i podudziami. Stopy niech spoczywają płasko na podłożu. Przy siedzeniu na krześle nie należy się opierać. Jeśli ktoś jest zmęczony, korzystając z oparcia, mógłby szybko zasnąć. Lepiej więc tego nie robić.
Zarówno siedząc na krześle, jak używając klęcznika dobrze jest pamiętać o wyprostowanej szyi. Jest to istotne, ponieważ taka postawa przyczynia się do odprężenia i skupienia uwagi. Gdy ciało jest pochylone, to gorzej oddychamy, łatwiej jest zasnąć, więcej jest trudności z rozproszeniami. Wyprostowana sylwetka pozwala także utrzymać koncentrację.
Najważniejsze jest to, by każdy znalazł dla siebie odpowiednią pozycję, która będzie mu pomagać w trwaniu przed Bogiem na modlitwie. Jest to ważne, ponieważ medytację na siedząco praktykujemy najczęściej podczas rekolekcji Oddychać Imieniem. W modlitwie indywidualnej zazwyczaj też wybiera się tę formę praktyki. Chociaż właściwa pozycja ciała jest bardzo pomocna w modlitwie, to Jan Bereza OSB zauważa, że nie należy się od niej uzależniać i jej absolutyzować. Medytacja jest darem i Bóg potrafi obdarzyć tą łaską każdego w każdej pozycji i w każdym miejscu.
Każdą medytację siedzącą rozpoczyna i kończy znak dźwiękowy dawany przez prowadzącego rekolekcje. Po zakończeniu praktyki czyni się lekki pokłon ze złożonymi wnętrzem do siebie dłońmi. Jest to wyraz podziękowania wszystkim za wspólną modlitwę. Może jednak znaczyć również coś innego, gdyż złożenie dłoni to jeden z gestów liturgicznych. Joseph Ratzinger wskazuje, że wywodzi się on prawdopodobnie z systemu lennego:
Przy przyjęciu lenna wasal wkłada złożone dłonie pomiędzy dłonie seniora. (…) Jest to wyraz tak zaufania, jak i wierności. Gest ten został utrzymany w sakramencie święceń kapłańskich. Misja kapłańska to niejako lenno, które otrzymuje wyświęcany. Nie staje się on kapłanem sam z siebie, mocą własnych umiejętności i zdolności, lecz dzięki Bożemu darowi, który zawsze pozostaje darem i nigdy nie stanie się po prostu własnością kapłana, jego własną umiejętnością. (…) Gdy kandydat do przyjęcia święceń wkłada dłonie w dłonie biskupa oraz przyrzeka mu cześć i posłuszeństwo, to w ten sposób ofiarowuje on swą służbę Kościołowi jako żywemu Ciału Chrystusa, tym samym kładzie swe dłonie w dłoniach Chrystusa – zawierza się Mu i oddaje Mu własne dłonie, aby stały się jego dłońmi. To, co może wydawać się wątpliwe w systemie lennym (…) swój prawdziwy sens zyskuje w relacji wierzącego do Chrystusa Pana. Gdy podczas modlitwy składamy ręce, kładziemy nasze dłonie w Jego dłoniach, „własnoręcznie” powierzamy nasz los Jego dłoniom; ufając Jego wierności, obiecujemy Mu naszą wierność.
Jeśli mamy to na uwadze, gdy dokonujemy złożenia dłoni, to nie tylko dziękujemy wszystkim za wspólną modlitwę, ale również okazujemy naszą wdzięczność Bogu, dziękując za Jego obecność, za Jego trwanie przy nas, pomimo tego że my nie zawsze trwamy przy Nim. Możemy zarazem wyrazić naszą ufność względem Niego, obiecując wierność. Tym gestem wyrażamy wolę powierzenia swojego życia Bogu. Jest to więc akt wiary wyrażony symbolicznie.
Postawa siedząca występuje również w liturgii. W tym przypadku jest ona wyrazem wsłuchiwania się (jak postawa Marii w Betanii; zob. Łk 10,39), uważnego wpatrywania się – medytacji – oraz szczególnej godności i wyjątkowego znaczenia (1 Krl 22,19: Bóg zasiada na tronie; Ap 3,21: Zwycięzcy pozwolę usiąść ze Mną na Moim tronie, podobnie jak i ja zwyciężyłem i usiadłem z Moim Ojcem na Jego tronie).
Podczas Eucharystii kilka razy zajmujemy postawę siedzącą. Gdy czytana jest lekcja, cały zebrany lud siedzi, aby słuchać Boga, który przemawia. Jest to praktyka uważności. Wierni siedzą, aby lepiej wsłuchać się w to, co chce powiedzieć im Pan. Tę postawę przyjmuje się także w czasie głoszenia homilii przez celebransa. Podobnie medytacja siedząca podczas rekolekcji Oddychać Imieniem pomaga w praktykowaniu uważności. Osoba w tej postawie jest przed Panem, jest skierowana na Niego, jest wpatrzona w Niego, zasłuchana w Jego słowo. Formuły modlitwy Jezusowej raczej się słucha, jej wybrzmiewania w naszym wnętrzu, niż się ją wypowiada. Słuchanie zatem jest ważne w tej praktyce.
Święty Benedykt rozpoczyna pisanie Reguły dla mnichów od słowa „słuchać”: Słuchaj synu nauk Mistrza i nakłoń ku nim ucho swego serca. Taka postawa jest znacząca nie tylko w tradycji monastycznej. To fundament życia duchowego i warunek postępu w nim. Ona wskazuje nastawienie serca, zdolność człowieka do spojrzenia poza własny umysł, własne myślenie, własne wyobrażenia i oczekiwania. Słuchanie to zrezygnowanie z ukierunkowania na siebie, a spojrzenie na Mistrza i Jego naukę. To spojrzenie na Tego, do którego zwracamy się z wezwaniem „Panie Jezu Chryste Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”.
Słuchanie w modlitwie Jezusowej oznacza m.in. to, że mamy sprawdzać, czy jesteśmy obecni. To jest podstawowy element tej modlitwy. Medytując, możemy bowiem odpłynąć gdzieś myślami lub wzrokiem i już nie będziemy całymi sobą zatopieni w Bogu. Słuchanie utrzymuje nas w uważności a nasz umysł w przytomności podczas modlitwy. Sprawia, że nie będziemy błądzić myślami tu i tam. To koncentracja na Panu, którego wzywamy. Modlitwa Jezusowa ma wtedy tylko sens, kiedy będziemy podczas niej przytomni i w pełni świadomi tego, co się dokonuje. Aby być w pełni życia nie możemy być oderwani od teraźniejszej chwili. To ona sprawia, że jesteśmy w życiu.
Tym, co przypomina nam o chwili obecnej, jest oddech. Będąc wyczulonymi na niego, jesteśmy w pełni zanurzeni w obecnej chwili. Wdech, wydech, wdech, wydech. One nieustannie po sobie następują. Podobnie również ma trwać modlitwa, święta formuła, w której przyzywany jest sam Bóg. Oddech wskazuje na życie. Hebrajskie słowo ruah, którym określany jest Duch Boży, znaczy również ‘oddech’. Jest on dla ciała tą siłą, która unosi i ożywia. Człowiek nie może zapanować nad swoim oddechem, sztucznie go kształtować a zarazem nie może się bez niego obejść. Kiedy oddech ustaje, następuje śmierć. Księga Hioba wskazuje, że ludzka ruah pochodzi od Boga i do Niego wraca (I mnie też stworzył duch Boży, tchnienie Wszechmocnego i mnie uczyniło oraz: Niech życie i tchnienie odbierze). Także Kohelet o tym wspomina: I wróci się proch do ziemi, tak jak nią był, a duch powróci do Boga, który go dał. Włączenie oddechu do modlitwy Jezusowej, to uświadomienie sobie, że przed Nim staję na modlitwę cały, z moją duszą, z moim ciałem i z moją psychiką.
Izajasz Pustelnik pisał, że „nikt, dopóki ma oddech w sobie, nie powinien ustawać w czuwaniu nad myślami. Do ostatniego tchnienia nie wie bowiem, jaka choroba go spotka. Także jak długo żyje, nie może zaprzestać straży swego serca. Zawsze winien wołać do Boga, prosić Go o pomoc i zmiłowanie”. Ta czujność spędzała sen z powiek mnichów. Była to jedna z głównych ich trosk, ponieważ wiedzieli, że przez myśli może wchodzić pokusa, która może spowodować odwrócenie się od Boga. Straż serca ma czuwać cały czas, bez względu na okoliczności.
Hezychiusz z Synaju uważał: „Jeśli naprawdę pragniesz, by twoje myśli okryły się wstydem i bez trudu chcesz żyć w stanie wewnętrznego pokoju, a także z łatwością osiągnąć czujność serca, niech modlitwa Jezusa przylgnie do twego oddechu. I wkrótce zobaczysz, że tak się dzieje. Nie można pisać liter w powietrzu: by były one trwałe, muszą być wyryte na jakimś materiale. Tak też modlitwa skierowana do Jezusa Chrystusa niech przylgnie do naszej wytrwałej czujności. Dzięki temu piękna cnota duchowej uwagi na trwale zjednoczy się z modlitwą i przez nią pozostanie zachowana dla nas na zawsze”. To kolejne świadectwo mówiące o pożyteczności łączenia modlitwy z oddechem. Taka praktyka pomoże nie tylko w medytowaniu, ale także wzmacnia czujność, bez której trudno o trwanie przy Bogu.
Należy jednak pamiętać, że istotą modlitwy Jezusowej nie jest jej łączenie z oddechem. Ona jest skierowana do Chrystusa. To wiara w moc imienia Bożego jest siłą, która działa, a nie wdychane i wydychane powietrze. Najważniejszy element tej modlitwy to stała świadomość, że jest ona skierowana ku Synowi Bożemu. To zarazem cecha każdej chrześcijańskiej modlitwy – jej życie polega na stałym trwaniu w obecności trzykroć świętego Boga i w komunii z Nim.
Trwanie w stałej formule pozwoli nam znacznie więcej słuchać niż mówić. Taka modlitwa zwrócona jest nie na medytującego, ale na Tego, do którego się on zwraca. W ten sposób można kształtować swoje serce, upodabniać je do serca Jezusa. Ewagriusz z Pontu zachęcał do walki, „by w czasie modlitwy swój umysł zachować głuchym i niemym”, a wtedy będzie można się modlić. Co to oznacza, że mamy umysł zachować głuchym i niemym? Mamy zaprzestać słuchać? Po pierwsze, musimy być głusi na pojawiające się myśli, wyobrażenia, wspomnienia. Nie tym należy się zająć na modlitwie, ale trwaniem w Bożej obecności. Po drugie, mamy słuchać, czy jeszcze trwamy na modlitwie, czy też odpłynęliśmy gdzieś w nieznaną przestrzeń. Ewagriusz wiedział, że w czasie modlitwy umysł ze swej natury łatwo daje się zawładnąć pamięci: „Kiedy się modlisz, pamięć podsuwa ci obrazy rzeczy minionych bądź nowe troski, albo też postać tego, kto cię skrzywdził”. Umysł nie lubi pustki, on musi nieustannie coś rozważać. Pamięć ludzka przechowuje wszystko, czego człowiek doświadczył. Dlatego może podsuwać to, co się wydarzyło. Te obrazy będą tym skuteczniej odwodzić od modlitwy, im bardziej będzie się dawać im posłuch, im głębiej będzie się w nie wchodzić. Dotyczy to zwłaszcza spraw, które są naznaczone dużym ładunkiem emocjonalnym, z którymi czuło się mocno związanym, które dobrze się pamięta. Kiedy to, co człowiek przeżył, jest bardzo bliskie, wtedy łatwo dać się zanurzyć w „medytacji” nad tym wydarzeniem, a nie w medytacji imienia Jezus. Podobnie dotyczy to przyszłych trosk. Przyszłości nie znamy i to może wywoływać niepokój serca. Pamięć bez problemu będzie podsuwać możliwe rozwoje wydarzeń, alternatywne rozwiązania. Łatwo jest poddać się wirowi planowania, rozstrzygania. Jednak w medytacji chrześcijańskiej nie da się robić dwóch rzeczy na raz. Modlitwa Jezusowa do czego innego ma prowadzić. Ona ma kierować na spotkanie ze Stwórcą.
Na te rzeczy, które podsuwa pamięć, należy być głuchym. Nie powinno dawać się im posłuchu, pokarmu w postaci rozmyślania, zastanawiania się, roztrząsania tych zagadnień. Jeżeli uda się to uczynić, to powoli będziemy w stanie wyrabiać w sobie uważność podczas medytacji. To sprawi, że taka modlitwa wzmocni siłę umysłu. Koncentracja będzie wtedy pełniejsza, a to będzie stopniowo prowadzić do rzeczywistego spotkania z Panem.
Medytacja w drodze
Nazywa się ją także medytacją w ruchu. Jest drugą formą praktyki modlitwy Jezusowej stosowaną podczas rekolekcji Oddychać Imieniem. Przechodzi się do niej po medytacji siedzącej. Należy to uczynić w sposób płynny, powolny i spokojny. W przypadku zdrętwienia nóg czy zawrotów głowy należy odczekać do momentu odzyskania pełni sił. Medytację w ruchu można praktykować szybko lub powoli, ale lepiej zacząć od powolnego marszu.
Rozpoczyna się ją z pozycji stojącej i wyprostowanej. Stopy mogą być lekko rozchylone, aby łatwiej było utrzymać równowagę. Przy wdechu przenosi się prawą stopę w przód o połowę jej długości, dotykając podłoża najpierw palcami, a potem całą stopą. Przy wdechu unosi się lewą piętę i przy wydechu przenosi się lewą stopę i ciężar ciała podobnie jak poprzednio. Należy postarać się, aby połączyć formułę modlitewną z krokami i oddechem.
Ratzinger zaznacza, że postawa stojąca to klasyczna postawa modlitewna w Starym Testamencie. Chrześcijanie modlili się przede wszystkim na stojąco, zwłaszcza w okresie wielkanocnym, czyli w czasie radości ze zwycięstwa Chrystusa. Człowiek, przyjmując tę postawę, wskazuje na paschalne zwycięstwo Pana. To postawa zwycięzcy. Syn Boży stoi w obecności Boga. Stoi, ponieważ zwyciężył zło i śmierć. W tej walce to On pozostał wyprostowany na polu bitwy. Postawa stojąca jest ponadto wyrazem gotowości. Kiedy stoimy przed medytacją w drodze, to również wyrażamy gotowość do pójścia za Panem, kroczenia razem z Nim i jednocześnie razem z Kościołem do Jego Królestwa. „Chrystus stanął po prawicy Boga, aby wyjść nam naprzeciw. Nie wycofał się, lecz stoi dla nas, a my właśnie w godzinie ucisku możemy być pewni, że wyruszy do nas, jak kiedyś wyruszył od Ojca”. Do człowieka będzie zawsze należała decyzja, czy stanąć na drodze Chrystusa, stanąć przed Nim, czy zejść z drogi i iść własnymi ścieżkami. Jedno jest pewne – On nigdy nie wycofa się i będzie zawsze stał i czekał na nas, aby iść razem z nami do domu Ojca.
Nadolski z kolei wskazuje, że postawa stojąca od początku była najbardziej charakterystyczną postawą w liturgii. Stojąc, człowiek oczekuje przyjścia chwalebnego Pana. To postawa ludzi w drodze nie tylko do wieczności, ale również do życia treściami zawartymi w usłyszanym słowie Bożym. Człowiek wierzący wyraża taką postawą zwycięstwo Chrystusa i chce je odzwierciedlać w swoim życiu, w walce z tym, co przeciwne Jego królestwu. Zatem już początek medytacji w drodze ma swoje głębokie znaczenie teologiczne i egzystencjalne.
Po usłyszeniu dźwięku rozpoczyna się ruch wokół mat. W czasie chodzenia można opuścić salę, ale należy wrócić przed rozpoczęciem medytacji siedzącej. Medytację w ruchu kończy kolejny dźwięk. Po jego usłyszeniu zwykłym krokiem każdy udaje się na swoje miejsce przed matą, czekając na kolejny znak dźwiękowy dawany przez prowadzącego. Podczas medytacji w drodze kroczenie odbywa się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Warto pamiętać o zachowaniu równej odległości pomiędzy uczestnikami ruchu. Czas trwania tej praktyki to kilka minut. Podczas medytacji w drodze dobrze jest poruszać się w sposób spokojny i równomierny. Nie należy się zatrzymywać, ale być cały czas w ruchu. Praktyka ta uczy uważności, albowiem każdą czynność staramy się wykonać dokładnie.
Warto zauważyć, że kroczenie podczas medytacji w drodze jest podobne do liturgicznej postawy posuwania się, postępowania. Nadolski wskazuje, że jest to typowo ludzka postawa ruchu angażująca całe ciało. Posuwanie się miarowe, przez co ten ruch to zarazem wyrazem godności człowieka.
Medytacja w drodze jest przeciwieństwem medytacji siedzącej. Podczas tej praktyki należy cały czas być w ruchu, nie zatrzymywać się. Ma to znaczenie także teologiczne. Otóż każdy z nas jest w drodze do domu Ojca. Medytacja w ruchu ma ukierunkować na tę jedyną drogę, którą człowiek ma zmierzać. Ta forma praktyki modlitwy Jezusowej ma uwrażliwiać na szlak, którym każdy kroczy. Można iść wieloma, można je w życiu zmieniać, wybierać coraz to nowe kierunki, przyspieszać, zwalniać, opcji jest nieskończenie wiele. Nie starczy życia, żeby sprawdzić wszystkie drogi. Jest to niemożliwe.
Podobnie jest w życiu duchowym i religijnym. Jest wiele dróg, którymi ludzie kroczą, by poznawać Boga. Można wybrać dowolną duchowość, trzeba jednak pamiętać, że człowiekowi została objawiona jedna Droga, tak jak zostało objawione jedno Imię: Nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni.
Jest jeszcze jeden aspekt wartości medytacji w drodze podejmowanej podczas rekolekcji Oddychać Imieniem. Nie można pominąć brata i siostry, z którymi się idzie. To pozwala zobaczyć, że nikt nie jest sam; że w tej drodze do domu Ojca można iść z innymi, nie trzeba zmagać się w pojedynkę. To nie sprawi, że wszystkie problemy nagle się rozwiążą, ale może pomóc je powoli przezwyciężać. Medytacja w drodze uczy spojrzenia eklezjalnego. To obraz Kościoła zmierzającego do swej pełni, gdyż ta praktyka uczy wrażliwości na brata i siostrę, z którymi się idzie.
Pierwszym, który wyruszył w drogę, był Abraham. Jak mówi o nim autor Listu do Hebrajczyków, wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie, ale przez wiarę przywędrował do Ziemi Obiecanej. Jest to rzecz zdumiewająca, ale jakże radosna! Tajemnicze wyjście Abrama, opuszczenie przez niego domu rodzinnego, musi budzić podziw, ale i niepokój. Medytacja jednak też jest podobnym wyjściem. To wejście na drogę nieznaną, w kierunku niewiadomym. Nikt nie wie, kiedy osiągnie cel tej wędrówki, czego na niej doświadczy. Warto jednak uświadomić sobie, że wielka przygoda może się wydarzyć tylko wtedy, kiedy się w tę drogę wyruszy. Człowiek jest wezwany do kroczenia Bożym szlakiem. Jest tylko jedna trudność – Drogi Moje nie są waszymi drogami – mówi Pan. Podobnie myśli Boże nie są myślami ludzkimi. Prowadzą one jednak do rzeczy niezwykłych. Medytacja w drodze uczy odwracania się od własnej drogi i wyboru tej Syna Bożego. Na niej człowiek doświadcza nie tylko różnorodności, ale przede wszystkim wytrwałego zmierzania do ostatecznego celu swojego życia.
W Dziejach Apostolskich nowa sekta, jak było określane chrześcijaństwo, również została nazwana drogą. Wierzący w Chrystusa mieli świadomość znalezienia prawdziwej Drogi; Tej, która do tej pory była nieznana. Nie była Ona jednak podobna do dotychczasowych, nie była obwarowana przepisami, normami, prawem. Tą drogą stał się sam Syn Boży, w Nim dokonuje się wyjście człowieka z niewoli. Święty Paweł pisał: Jak więc przejęliście naukę o Chrystusie Jezusie jako Panu, tak w Nim postępujcie: zapuśćcie w Niego korzenie i na Nim dalej się budujcie, i umacniajcie się w wierze, jak was nauczono, pełni wdzięczności. Ma to być droga miłości: Bądźcie więc naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze i dani na wdzięczną wonność Bogu.
Modlitwa Jezusowa zawsze i wszędzie ma prowadzić do Syna Bożego, jedynej Drogi człowieka, jedynego jego Celu, jedynej nadziei, miłości i jedynego jego Życia. Kiedy Jan Chrzciciel wystąpił na pustyni, to wzywał, aby przygotować drogę Panu. Jego działalność poprzedzała nadejście Mesjasza, zaś on był jedynym prorokiem, który wskazał Baranka. My mamy iść razem z Jezusem. Jeżeli medytacja jest drogą w nieznane, to dlatego, że pójście za Chrystusem i z Chrystusem jest niewiadomą. Nie wiemy, co nas na tej drodze spotka, z czym się zetkniemy. Niewątpliwie potrzeba tu wielkiej ufności i wierności. Gwarancja przejścia tej drogi nie znajduje się w nas, ale w Jezusie. My możemy ją przejść, ponieważ On już to zrobił i otworzył nam nowy szlak, prowadzący do życia. Medytacja w drodze uczy nas ciągłego, konsekwentnego kroczenia naprzód, za Jezusem. To nie jest oglądanie się w tył, odpocznienie, relaksacja, miły spacer. To ciągłe zmaganie się, ponieważ droga jest długa. Nie możemy się zatrzymać, nie możemy zawrócić, to znaczy możemy, ale jest pytanie, czy warto? Co przez to zyskamy? Jaki argument rozumu czy serca jesteśmy w stanie przedstawić jako uzasadnienie zejścia z tej drogi? Jakie wartości są większe od tych, które proponuje nam Jezus?
W opisach powołania uczniów Ewangeliści zaznaczają, że Jezus wybrał apostołów, aby byli z Nim, aby Mu towarzyszyli. To jest pierwsze i najważniejsze zadanie uczniów. Później dopiero jest uzdrawianie, głoszenie Dobrej Nowiny, czynienie cudów. Pierwsze jest bycie z Jezusem i dla Jezusa.
Jednak każdy chrześcijanin w chrzcie wyraża tę gotowość życia dla Jezusa i przy Nim. Sakrament ten jest decyzją, iż pragnę iść przez życie z Synem Bożym, że na drodze mojego życia On będzie stale obecny. Modlitwa Jezusowa jest formą kroczenia z Chrystusem, zaś medytacja w ruchu jest tylko potwierdzeniem dokonanego wcześniej wyboru. Jednocześnie to za każdym razem nowy wybór, nowe podjęcie drogi z Jezusem.
Pokłony
Modlitwę Jezusową można również praktykować, wykonując pokłony. To także jeden z gestów wykonywanych podczas liturgii. Ma on swoją symbolikę i znaczenie. Pokłony można także nazywać metaniami. Słowo to pochodzi od greckiego metanoia, co może znaczyć ‘zmiana myśli, żal, skrucha, nawrócenie’. Postawa ta jest odmienna od przyjmowanej podczas medytacji siedzącej czy w ruchu. Modlitwa pokłonami to błaganie, wyrażające pokorną prośbę wobec Kogoś większego od człowieka, ale również uwielbienie, oddanie czci Bogu.
W czasie rekolekcji preferowane są dwa rodzaje pokłonów: duży (wielki) i mały. Wielki pokłon zaczyna się od wykonania znaku krzyża i wypowiedzenia pierwszej części klasycznego wezwania modlitwy Jezusowej: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży”. Następnie pada się na twarz, kładzie się obydwie dłonie na matę i dotyka się jej czołem. Będąc w tej pozycji, wypowiada się drugą część wezwania: „Zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”. W trakcie pochylania się ku ziemi nie wypowiada się żadnych słów. Mały pokłon zaczyna się tak samo, to znaczy wykonuje się znak krzyża i wypowiada pierwszą część klasycznej formuły modlitwy Jezusowej. Następnie wykonuje się głęboki skłon i prawą dłonią dotyka się maty, wypowiadając drugą część formuły. Podobny sposób wykonania pokłonu praktykuje się na Wschodzie. Špidlik wskazuje, że uklęknięcia i metanie były często stosowane jako monastyczna pokuta. Podaje przykład Teodora Studyty, który nakładał dziesięć pokłonów na tego, kto więcej niż raz wyszedł z kościoła bez uprzedzenia, sto zaś na tego, kto dał posłuch oszczercy.
W Liturgii godzin, którą mnisi tynieccy sprawują w stallach, również wykonuje się pokłony. Wyróżnia się skłon głowy oraz ciała. Mnisi czynią to na słowa Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu podczas recytacji bądź śpiewu psalmów. Gdy wszyscy recytują, to wszyscy wykonują skłon ciała. Natomiast gdy oficjum jest śpiewane, to chór wykonuje skłon ciała, gdy kantorzy śpiewają powyższy werset. Gdy zaś chór go śpiewa, wtedy występuje tylko skłon głowy. Nie należy wykonywać żadnych czynności, gdy jest się głęboko pochylonym. Podczas wykonywania tego gestu nie należy również opierać głowy o pulpit, ale trzymać ją zawsze nad nim.
Święty Benedykt w rozdziale o czci należnej Bogu podczas modlitwy wskazuje, że wspólna modlitwa powinna być zawsze krótka i czysta, a na znak dany przez przełożonego wszyscy razem powstaną. Jest tu mowa o padnięciu na ziemię. Święty Benedykt odwołuje się w tym miejscu do dzieła Institutionis św. Jana Kasjana. Georg Holzherr OSB tłumaczy, że św. Benedykt komentuje w tym miejscu modlitwy psalmiczne Egipcjan. Po zakończeniu psalmu lub jego fragmentu mnisi wstawali, aby modlić się ze wniesionymi rękami, po czym padali na ziemię, jakby prosząc o miłosierdzie Boże, a następnie wstawali i kontynuowali modlitwę ze wniesionymi rękami. Holzherr dodaje, że już synagoga znała połączenie modlitwy o ściśle określonej formie ze spontaniczną modlitwą indywidualną. Otóż po porannej „Sh’ma” padano twarzą na ziemię. Ta wspólna modlitwa, którą św. Benedykt opisuje jako krótką i czystą, to moment leżenia na ziemi. Po nim wszyscy razem powstaną.
W Regule św. Benedykta jest ponadto mowa o modlitwie na kolanach. Bracia, którzy pracują daleko od oratorium lub są w podróży, „odprawią Oficjum Boże w miejscu pracy, zginając kolana przez Panem, pełni bojaźni. Zatem ten gest modlitewny jest wyrazem bojaźni Bożej, uznania niepojętego majestatu Stwórcy, uniżenia się przed Nim. To przejaw ogromnego szacunku i pokory.
Pokłony praktykowano i nadal się to czyni w wielu klasztorach monastycznych. Jean Leclercq OSB wskazuje, że skłony i częste przyklękania, które praktykowano w opactwie w Cluny w czasach Piotra Czcigodnego, były tym samym ćwiczeniem ascetyczno-modlitewnym, które Ojcowie znali pod nazwą metanii. Termin ten spotykano często w średniowiecznych tekstach. Oznaczał tam skłon przed ołtarzem lub pokutę odprawianą na klęczkach. Leclerq zaznacza, że słowo to nie ma tu pierwotnego swego znaczenia, które miało w Nowym Testamencie, ale ma sens pochodny, zawężony, nadany mu w środowisku pierwotnego monastycyzmu.
Aby lepiej zrozumieć znaczenie pokłonu w modlitwie, warto spojrzeć na jego miejsce we współczesnej liturgii. Ogólne Wprowadzenie do Mszału rzymskiego stanowi, że ukłon wyraża uszanowanie i cześć oddawaną osobom lub ich wyobrażeniom. Jest także wyrazem pokory. W Eucharystii mamy dwa rodzaje ukłonów: pochylenie głowy oraz ciała. Pierwsze wykonuje się wtedy, gdy wypowiada się razem imiona Trzech Osób Boskich, imię Jezusa, Najświętszej Maryi Panny lub świętego, na cześć którego sprawuje się Mszę. Głęboki ukłon czyni się w kilku sytuacjach. W czasie procesji na wejście kapłan przychodzi do ołtarza i wykonuje w jego kierunku, wraz z usługującymi, głęboki ukłon. Celebrans czyni to również przed proklamacją Ewangelii. Gdy jest diakon, to on także kłania się głęboko, gdy prosi o błogosławieństwo przed podejściem do ambony, by odczytać lub odśpiewać Ewangelię. Wszyscy czynią ten gest w czasie recytacji Wyznania wiary na słowa: „I za sprawą Ducha Świętego”. Ponadto kapłan pochyla się nieco, kiedy w czasie konsekracji wymawia formułę konsekracji.
Inną formą skłonu jest przyklęknięcie. Wykonuje się je przez zgięcie prawego kolana aż do ziemi i oznacza ono uwielbienie. Obowiązuje przed Najświętszym Sakramentem i przed Krzyżem świętym, od jego uroczystej adoracji w liturgii Wielkiego Piątku aż do rozpoczęcia Wigilii Paschalnej. W czasie Eucharystii kapłan celebrujący przyklęka trzy razy: po podniesieniu Hostii, po podniesieniu kielicha i przed Komunią świętą. Jeśli natomiast w prezbiterium jest tabernakulum z Najświętszym Sakramentem, kapłan, diakon i inni usługujący przyklękają po przyjściu do ołtarza i przed odejściem od niego. Ponadto przyklękają wszyscy, którzy przechodzą przed Najświętszym Sakramentem, chyba że idą w procesji. W sakramencie pojednania postawa klęcząca jest wyrazem pokuty.
Ratzinger zauważa, że klękanie nie pochodzi z bliżej nieokreślonej kultury, ale z Biblii i biblijnego poznania Boga. Słowo proskyneo pojawia się w Nowym Testamencie 59 razy, z czego 24 w Apokalipsie, księdze niebiańskiej liturgii, która przedstawiona zostaje Kościołowi jako wzór kultu Bożego. Termin ten ma wiele znaczeń. Oznacza oddawanie pokłonu, polegające na głębokim pokłonie, a nawet na padnięciu na twarz i ucałowaniu stopy lub skraju szaty adorowanej osoby, składanie hołdu komuś, kłanianie się z szacunkiem. Nadolski wskazuje, że klęczenie jest postawą czci i hołdu. Postawa ta należała do dziedziny prywatnej modlitwy (por. Łk 22,41; Dz 7,59; 9,40; Ef 3,14).
Najgłębszym pokłonem jest padnięcie twarzą na ziemię. Nazywa się to prostracją. Gest ten wykonywany jest przez celebransa w liturgii na cześć Męki Pańskiej w Wielki Piątek. Ratzinger wyjaśnia, że ta postawa wyraża wtedy wewnętrzny wstrząs spowodowany tym, że przez grzech człowieka ludzie są współwinni krzyżowej śmierci Chrystusa. Człowiek upada i uczestniczy w wstrząsie Pana, w Jego zejściu do otchłani niedoli. Nasz upadek jest źródłem wiedzy dla człowieka, na temat tego, że jest istotą upadłą, którą tylko Syn Boży może podnieść. Człowiek upada, jak Chrystus, przed tajemnicą obecności mocy Bożej, świadomy, że krzyż jest prawdziwym krzewem gorejącym, miejscem płomienia Bożej miłości, która płonie, lecz nie niszczy. Prostrację wykonuje również wybrany na diakona, prezbitera czy biskupa przed święceniami oraz zakonnik przed złożeniem wieczystej profesji. Podczas leżenia na ziemi wykonywany jest śpiew Litanii do Wszystkich Świętych. Nadolski wskazuje, że prostracja jest wzmocnioną postawą klęczącą. Istotny jej element kryje się w prosternacji (łac. prosternere – ‘upaść na ziemię przed kimś’) wyrażającej zachwyt, uwielbienie.
Warto wspomnieć o jeszcze jednym rodzaju pokłonu: padnięciu do stóp. Występuje ono w Nowym Testamencie 4 razy: Mk 1,40; 10,17; Mt 17,14; 27,29. W podanych fragmentach w różnych formach użyte jest słowo gonypeteo, które jest zazwyczaj tłumaczone jako „upadanie na kolana”, ale możliwy jest również przekład ‘przypadać do nóg’.
Te wszystkie przepisy pokazują, że pokłon jest jednym z ważnych gestów liturgicznych. Możemy go stosować również, jak w przypadku modlitwy Jezusowej, w modlitwie prywatnej. Tradycja wykonywania pokłonów sięga bardzo dawnych czasów. Pismo Święte pokazuje, że był to gest znany i używany. W Biblii wyraża szacunek, gdyż opisywane w niej oddawanie komuś pokłonu lub padanie przed kimś na twarz występuje w momentach oznaczających okazywanie czci. W pokłonach, które wykonujemy podczas rekolekcji Oddychać Imieniem, zginamy kolano. Czynimy to przed Bogiem, aby uznać, że nie jesteśmy z Nim na równym poziomie. Wyznajemy swoją niższość i uległość wobec Niego. Takie znaczenie tego gestu możemy również znaleźć w Piśmie Świętym.
Po zwycięstwie nad kapłanami Baala Eliasz wszedł na szczyt Karmelu i pochyliwszy się ku ziemi, wtulił twarz między swoje kolana. Ezdrasz, dowiedziawszy się o małżeństwach zawieranych przez Żydów z cudzoziemkami, wstrząśnięty tym siedział aż do ofiary wieczornej, po czym wstał z upokorzenia swego i padł na kolana, wyciągając swoje dłonie do Jahwe i zanosząc modlitwę. Daniel, sam w swoim pokoju trzy razy dziennie padał na kolana, modląc się i uwielbiając Boga, tak samo jak to czynił przedtem. Hiob dowiedziawszy się o utracie swojego dobytku i śmierci synów oraz córek, wstał, rozdarł swe szaty, ogolił głowę, upadł na ziemię, oddał pokłon i rzekł: „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!”. Król Salomon po zbudowaniu świątyni w Jerozolimie upadł na kolana i zaniósł modlitwę do Boga. Po niej spadł ogień z nieba, który strawił złożone ofiary, a chwała Pańska napełniła świątynię. Wszyscy Izraelici, którzy to zobaczyli, upadli twarzą ku ziemi i oddali pokłon, a potem wysławiali Pana, że jest dobry i że na wieki trwa Jego łaskawość.
Przed Jezusem upadano na ziemię. Uczynił to trędowaty, który prosił Go: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić; Piotr, gdy złowili mnóstwo ryb. W sposób szyderczy i bluźnierczy czynili to żołnierze pod krzyżem: Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: „Witaj, Królu żydowski!”. W kategoriach cudu należy rozpatrywać padnięcie przed Jezusem kohorty i strażników, którzy przyszli Go pojmać w Ogrójcu: A Jezus wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: „Kogo szukacie?”. Odpowiedzieli Mu: „Jezusa z Nazaretu”. Rzekł do nich Jezus: „Ja jestem”. Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: „Ja jestem”, cofnęli się i upadli na ziemię.
Gest zgięcia kolan ma być zarezerwowany tylko dla Boga: Tak, przede Mną się zegnie wszelkie kolano, wszelki język na Mnie przysięgać będzie, mówiąc: „Jedynie u Pana jest sprawiedliwość i moc”. Jezus w czasie pobytu na pustyni był kuszony do oddania pokłonu złemu duchowi. Odpowiedział wtedy w sposób jednoznaczny: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz.
Warto zauważyć, że podobnie modlił się w Ogrójcu (upadł na kolana – Łk 22,41; upadł na twarz – Mt 26,39). Uczniowie Jezusa również to czynili: Szczepan przed oprawcami, Paweł przed rozstaniem z Efezjanami, Piotr przed dokonaniem cudu wskrzeszenia. Paść na kolana to przyjąć właściwą postawę na modlitwie, czyli wyrazić błaganie połączone z uwielbieniem. Nadolski dodaje, że zginać kolana to być posłusznym żyjącemu Bogu, poddać Mu swoją siłę, uznać Jego wielkość.
Może się natomiast zdarzyć, że pokłon jest składany przed niewłaściwym obiektem czci. Drugie przykazanie Dekalogu tego zabrania: Nie będziesz oddawał im pokłonu [cudzym bogom] i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym. Izrael nie był zawsze wierny Jahwe i odwracał się od Niego. Autor 2 Księgi Królewskiej tak o tym pisze: Odrzucili wszystkie polecenia Pana, Boga swego, i ulali sobie posągi – dwa cielce. Zrobili sobie aszerę i oddawali pokłon całemu wojsku niebieskiemu, i służyli Baalowi. O tym, który sam sobie czyni bożka, któremu oddaje pokłon, prorok Izajasz pisze: Z tego zaś, co zostanie, czyni swego boga, bożyszcze swoje, któremu oddaje pokłon i pada na twarz, i modli się, mówiąc: „Ratuj mnie, boś ty bogiem moim!”. [Tacy] nie mają świadomości ani zrozumienia, gdyż [mgłą] przesłonięte są ich oczy, tak iż nie widzą, i serca ich, tak iż nie rozumieją. Taki się nie zastanawia; nie ma wiedzy ani zrozumienia.
Majestatowi Boga jednak nic nie może się równać, dlatego w Piśmie znajdujemy zapowiedź, że wszyscy oddadzą Mu pokłon. W jednym z psalmów królewskich autor natchniony pisze: Nieprzyjaciele będą mu się kłaniać, a jego przeciwnicy pył będą lizali. I oddadzą mu pokłon wszyscy królowie, wszystkie narody będą mu służyły. Prorok Izajasz zapowiada, że również Izraela spotka uwielbienie: Będą królowie twymi żywicielami, a księżniczki ich twoimi mamkami. Twarzą do ziemi pokłon ci będą oddawać i lizać będą kurz z twoich nóg. Wtedy się przekonasz, że Ja jestem Pan; kto we Mnie pokłada nadzieję, wstydu nie dozna.
W modlitwie Jezusowej zwracamy się do Jezusa, wypowiadamy Jego Imię. Czynimy to dlatego, że nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni. Ojciec, jak pisze św. Paweł, nad wszystko wywyższył Jezusa i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM – ku chwale Boga Ojca.
Warto zauważyć, że nawet w pobożności ludowej znajdują się elementy modlitwy pokłonami. Jest sporo pieśni, które mówią o kłanianiu się Bogu, dotyczy to głównie utworów ku czci Najświętszego Sakramentu. Spójrzmy tylko na dwa z nich.
W refrenie pieśni Idzie, idzie Bóg prawdziwy (XVII w.) śpiewamy:
Stańmy wszyscy pięknym kołem i uderzmy przed Nim czołem.
Natomiast pierwsza i druga zwrotka pieśni Kłaniam się Tobie (XVIII w.) brzmi następująco:
Kłaniam się Tobie, Przedwieczny Boże,
Którego niebo objąć nie może;
Ja, proch mizerny, przed Twą możnością
Z wojskiem Aniołów klękam z radością.
Tu Stwórcę swego wiarą wyznaję,
Kocham serdecznie, pokłon oddaję;
Cieszę się wielce z Twej Boskiej chwały,
Niech Ci się kłania z niebem świat cały.
Widać więc, że nawet pobożność ludowa, daleka od duchowości modlitwy Jezusowej, nie jest pozbawiona modlitwy pokłonami. Dobrze, aby to miało przełożenie także na osobistą praktykę. Interesujące jest natomiast, że są to stare pieśni, które mają swoje ugruntowane miejsce w muzyce kościelnej.
Warto zapytać, czy dzisiaj należy podejmować modlitwę pokłonami, na kolanach? Jean-Yves Leloup twierdzi, że pokłony, w które wkłada się całą swoją miłość i szacunek, zbliżają Boga i umożliwiają więcej pokory niż godziny skupienia w siedzącej postawie kwiatu lotosu. Natomiast jedno przyklęknięcie wykonane z miłości może nauczyć więcej niż niejedna cała księga. Z kolei Ratzinger, który w umiejętny sposób wskazuje na duże znaczenie tej formy modlitwy chrześcijańskiej, przekonuje: „Kto uczy się wierzyć, ten uczy się także klękać, a wiara lub liturgia, które zarzuciłyby modlitewne klęczenie, byłyby wewnętrznie skażone”. Rekolekcje Oddychać Imieniem są okazją nie tylko do pogłębienia roli pokłonów w modlitwie, ale być może w ogóle do odnalezienia sensu tego gestu w modlitwie chrześcijańskiej. Opactwo tynieckie jest jednym z niewielu miejsc w Polsce, gdzie przywraca się zapomnianą tradycję modlitwy pokłonami. Jest to okazja, aby lepiej poznać nie tylko duchowość monastyczną, ale przede wszystkim chrześcijańską.
Potrzeba przyjmowania tych wszystkich postaw, które zostały wyżej opisane, wskazuje na duży udział ciała w modlitwie. Nie jest to wskazówka nowa, ale znana już od starożytności. O roli ciała w liturgii może nie mówi się za wiele w Kościele, ale to nie umniejsza jej dużego znaczenia: „Ciało jest darem Boga. Człowiek nie tyle ma ciało, co jest ciałem, jest człowiekiem przez ciało. Ono daje mu możliwość bycia, wzrostu, wpisuje się w ciała innych, we wspólnotę ludzką, jest skrzyżowaniem relacji (…) Ciało jest miejscem celebracji Boga, miejscem, w którym Bóg bierze człowieka na serio, miejscem, w którym słowa wiary stają się gestami wiary, życiem wiary”. W liturgii wykonujemy wiele gestów i przyjmujemy różne postawy, więc modlimy się także ciałem. Tak jest również w modlitwie Jezusowej. Ciało człowieka uczestniczy w spotkaniu z Bogiem. Wymiaru tego wydarzenia nie wolno negować, dlatego warto zwracać uwagę na rolę ciała człowieka w modlitwie Jezusowej. Pozwoli to bardziej świadomie przeżywać spotkanie z Bogiem.
Fragment książki Modlitwa Jezusowa. Przewodnik po rekolekcjach Oddychać Imieniem
Brunon Koniecko OSB – urodził się w 1983 r. w Białymstoku. Jest absolwentem administracji Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Od 2012 profes opactwa tynieckiego. W latach 2011-2016 pracował w Wydawnictwie Benedyktynów Tyniec. Od 2015 r. jest sekretarzem kapituły klasztoru tynieckiego. Prowadzi rekolekcje „Oddychać Imieniem. Modlitwa Jezusowa” w Tyńcu. Autor książek: Medytować to…, Nie żartujcie sobie z Bóstwa!.
Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...
Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.
Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.
To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!