Umieszczony przez 12:22 Duchowość monastyczna

Wielki Piątek w eremie Camaldoli (1511 r.). Wspomnienia bł. Pawła Giustinianiego

Wielki Piątek, dzień święty, jaki wszystkie istoty ludzkie albo przynajmniej wszyscy chrześcijanie powinni zawsze uznawać za dzień goryczy, nie tyle z powodu udręki naszego Pana i Zbawiciela…

Erem Camaldoli, 18 kwietnia 1511 [r.], Wielk Piątek

Wielki Piątek, dzień święty, jaki wszystkie istoty ludzkie albo przynajmniej wszyscy chrześcijanie powinni zawsze uznawać za dzień goryczy, nie tyle z powodu udręki naszego Pana i Zbawiciela, ile raczej ze względu na naszą niewdzięczność wobec tak wielkiego umiłowania i miłości, i który powinni czcić w najwyższy sposób, uznając, że tego dnia dokonało się nasze prawdziwe zbawienie.

Ja, nieszczęsny, dzisiaj, a właściwie tej nocy, kiedy szedłem na matutinum, wstąpiłem do zakrystii, gdzie w grobie spoczywało błogosławione Ciało mojego Pana, i odmówiłem tam krótką modlitwę. Po matutinum wróciłem tam i pozostałem, jak sądzę, niemal przez godzinę, zmuszając swą pierś do pozostawania z moim najłagodniejszym i łaskawym Odkupicielem. Chciałbym móc ci przekazać wszystkie myśli, jakie objawiałem Panu i znałem je w tamtej godzinie, ale nie potrafiłbym ich powtórzyć w taki sposób, w jaki je formułowałem; a zresztą zabrakłoby mi arkusza na tak wiele treści. W największym skrócie przekażę ci drobną tego część, na podstawie której będziesz mógł się domyślić reszty. Przypominałem sobie, że poprzedniego dnia otrzymałem Najświętszy Sakrament Ciała Chrystusa i, zwracając się właśnie do Pana, mówiłem w najdłuższych wywodach mojego ducha: „O Panie i Odkupicielu mój, dlaczego szukam Cię gdzie indziej? Czy to nie Ty dzisiaj przybyłeś do domu tego nieszczęsnego grzesznika i celnika? Och, jakże to prawdziwe, że Jezus chciał i chce, bardziej niż kiedykolwiek, zadawać się z grzesznikami! Któż jest większym grzesznikiem ode mnie? A Ty, Panie, w bezmiarze swego miłosierdzia zechciałeś wejść do mego domu! O słodki Panie mój, nie bądź tutaj jako gość, ale jako prawdziwy i pełnoprawny gospodarz. Oto mój rozum i moja wola, wszystkie siły mojej duszy, które dotychczas sprawowały tyrańskie rządy w tym domu, kłaniając się przed Tobą, oddają Ci władzę. Umysł nie chce już myśleć o niczym poza tym, do czego Ty go zwrócisz. Wola nie chce już chcieć niczego poza tym, do czego Ty ją pobudzisz. Pamięć nie chce już pamiętać niczego poza tym, co Ty przed nią postawisz.

Niech przyjdzie królestwo Twoje! (Mt 6,10; Łk 11,2). Ty panuj w mojej nędznej piersi; Ty kieruj duchem, który pochopnie sam chciał kierować. Niech będę tak Tobie poddany i tak bardzo w Twoich rękach, bym nie odważył się poruszyć bez Twojego nakazu. Niech nie pragnę panować czy wyrażać swej woli w jakiejkolwiek sprawie.

O mój Panie, ale jak Ty będziesz mieszkał w tym domu, który jest w ruinie, w tym zniszczonym mieście, pełnym fetoru, wszystkich jadowitych bestii tej ziemi? O Panie mój, to prawda, że został on wzniesiony przez Ciebie, aby był Twoim królestwem, świątynią i domem, ale ta nieszczęsna dusza, która dotychczas w nim panowała, uczyniła zeń nie tylko jaskinię zbójców, ale otchłań i piekło wszystkich nieszczęść.

Panie, skoro zechciałeś zstąpić do tak nędznego i niskiego domu, Ty, który jako jedyny możesz to uczynić, zacznij naprawiać nędzne ruiny, kłaść nowe fundamenty, wznosić nowe ściany. O Panie mój, wznieś to, co ja, nieszczęsny, obróciłem w ruinę; napraw to, co pozostaje; jeśli nic już nie pozostaje, niech nie przepadnie on w całości. Daj mi chęć i moc, by wznieść tę Twoją świątynię, by ją ozdobić, upiększyć, tak abyś Ty w swym nieskończonym miłosierdziu zechciał, jeśli nie pozostawać w niej, to przynajmniej czasem ją odwiedzać.

O nieszczęsna duszo moja, przygotuj dla swego Pana w sobie tron – nie tylko z marmuru, ale diamentowy, kwadratowy i stały – z mocnej, niewzruszonej i silnej wiary, ponieważ na takim tronie chętnie zasiada Pan.

O mój Odkupicielu, w jakim pokoiku, na jakiej pościeli będziesz spoczywał w tym nędznym domu, jeśli nie dasz mi siły, by ozdobić ten pokój żywą, kwitnącą i wiecznie zieloną nadzieją na Twoje miłosierdzie?

O Panie, który jesteś majestatem, o Panie, który jesteś światłem prawdziwym (Por. J 1,9), który nie możesz pozostawać tam, gdzie są ciemności, daj mi siłę, by zapalić w tym Twoim pokoiku nieugaszony ogień miłosierdzia, miłości do ciebie, miłości do mego bliźniego ze względu na Ciebie, ponieważ to jedyne światło miłe Twemu obliczu.

O Panie mój, jestem biedny, jestem nagi, jestem żebrakiem. Jakimi ozdobami upiększę tę Twoją sypialnię? Słodki Panie, Ty sam ozdób ją rzeką, strumieniem Twojego miłosierdzia, źródłem wypływającym z Twojego otwartego boku; i Ty, najbogatszy, Ty, który jako jedyny jesteś bogaty, daj mi ozdoby: ornamenty sprawiedliwości, umiarkowania, siły, roztropności, aby podobało Ci się w nich mieszkać; daj mi prawdziwą pokorę, doskonałe posłuszeństwo, którymi mógłbym ozdobić posadzkę tej Twojej świątyni.

O biedna duszo moja, nie wyrzekaj się samej siebie, ponieważ nie wyrzeknie się ciebie Ten, który dla ciebie raczył wstąpić na to twarde drzewo krzyża wśród tak wielu udręk. Dlatego staraj się przygotować to mieszkanie dla Pana. A ty, która jesteś nierządnicą, splugawioną przez tysiąc cudzołożników, ty, która pod żadnym względem nie zasługujesz na to, żeby być sługą tak wielkiego Pana, którego tak bardzo obraziłaś, od którego uciekałaś, którego nienawidziłaś, atakowałaś i wyszydzałaś, oto, dzięki nieskończonej łagodności Jezusa, On wzywa cię nie tylko do posługi jako swą wierną sługę, ale również w swe najdroższe objęcia jako najukochańszą oblubienicę.

Podnieś się z ziemi, podnieś się; unikaj lupanarów ziemskich myśli, unikaj; idź do sadzawki Siloam (J 9,7) – boku twego Pana, z którego wypływa krew i woda, i obmyj się tam; oczyść się, nie przestawaj wylewać strumieni łez, aby oczyścić swoje stopy z kurzu światowych przyjemności. A potem tak oczyszczona, wracając do samej siebie, odnajdziesz w sobie twojego Odkupiciela, twojego Oblubieńca, Jezusa.

Dlaczego się poddajesz, nieszczęsna, dlaczego się poddajesz? Otwórz swoje ramiona, swój umysł i swoją wolę; obejmij nimi twego umiłowanego Oblubieńca i Pana. Niech twój umysł nigdy nie oddala się od Jezusa Chrystusa, ale niech obejmuje Jego stopy niczym twoim lewym ramieniem. Rozważaj i myśl, i dyskutuj zawsze o tym, co zostało dozwolone naszej małości, byśmy mogli o Nim myśleć; niech człowieczeństwo, ciało, które przyjął, i ludzka postać zawsze będą w moich oczach.

Następnie wolą, bardziej pochopną, niczym prawym ramieniem obejmuj szyję Jezusa, coraz bardziej kochając Jego boskość, to niepojęte piękno i słodycz. O Panie, jakże zuchwała stała się owa Twoja zbiegła służąca. O mój Panie, pod każdym względem ta nieszczęśnica stała się nazbyt arogancka. Jednak to Ty, Panie mój, to Ty wyniosłeś ją do takiej zuchwałości, a nie uczyniła tego ona sama z siebie. Ty jej ukazujesz, jak wielkie jest to, co wycierpiałeś na krzyżu, aby przywołać ją w swe objęcia, i krzyczysz: Powróć, powróć Szulamitko (Pnp 6,12), a ona, która słyszy Twój głos dzięki Twemu miłosierdziu – ponieważ otwarłeś jej uszy – nie chce już więcej, nawet jeśli będzie mogła, wierzgać przeciwko ościeniowi, ale biegnie tam, dokąd ją wzywasz, i ma nadzieję, że będzie mogła Ciebie odnaleźć w swoim domu, powracając z tak długiej niewoli, a nawet tylko pragnąc powrócić tam z Twoją pomocą.

Dlaczego wczoraj wszedłeś, Panie? Wszedłeś wczoraj do mojego domu, chociaż zasłonięty i ukryty pod akcydensami chleba; jednakże, Panie mój, to, czego nie widzi oko ciała, to niegodna dusza obejmuje i tuli, i rozpoznaje, i wyznaje, że Ty jestem moim prawdziwym i jedynym Panem.

Ach, mój Odkupicielu, nie oddalaj mnie. Ach, Oblubieńcze i Panie mój, nie oddzielaj się ode mnie. Chociaż ja się oddalam od Ciebie z powodu mojej słabości, z powodu mojej niegodziwości, Ty ze swej strony nie oddalaj się ode mnie. Zostań z nami, Panie, gdyż ma się ku wieczorowi (Łk 24,29). Śmierć jest bliska i niezależnie od tego, jak daleko mogłaby być, jest bardzo bliska: dziesięć lat? Jedna chwila. Dwadzieścia lat? Jedno mrugnięcie powiek. Trzydzieści lat, czterdzieści lat? Jedna najkrótsza noc. Nie oddalaj się ode mnie, Panie; bądź ze mną w każdym moim uczynku zewnętrznym i wewnętrznym; bądź ze mną w rzeczach wątpliwych, aby mi doradzać; w trudnych, aby je przezwyciężać; w światowych i ziemskich, aby nimi pogardzać; w niebiańskich, aby ich pragnąć. Bądź ze mną, Panie, Wspomożycielu, Obrońco, Światło, Życie i moje wszelkie Dobro, ponieważ ja bez Ciebie jestem martwym robakiem, rozbitym naczyniem, odrobiną pyłu rzucanego tysiącami wiatrów.

O duszo moja, aby twój Pan nie czuł wstrętu, odwiedzając cię czasem, zmień całe swoje przeszłe życie i nie powinnaś powiedzieć tylko słowami czy też słabym pragnieniem: »Chciałabym«, ale powinnaś ozdobić tę świątynię Jezusa Chrystusa, wewnątrz i z zewnątrz, prawdziwymi uczuciami, świętymi ozdobami. Tak, niech twój człowiek wewnętrzny i zewnętrzny zwróci się do nowego życia. Nie kochaj już więcej, nie szukaj próżnych rzeczy tego świata, koniec z lenistwem, koniec z odrętwieniem, koniec z miłością siebie samego czy tego ciała, ale na zewnątrz zacznij być, w jedzeniu, bardziej umiarkowany, bardziej powściągliwy, bardziej oszczędny, bardziej trzeźwy; w czuwaniach – bardziej zaangażowany, bardziej żarliwy; w lekturach – pilniejszy, bardziej rozpłomieniony pragnieniem znalezienia w nich Jezusa; w modlitwie – bardziej rozpalony, bardziej pokorny, bardziej przepełniony boleścią: niech w ciągu dnia i nocy z twoich oczu nie znika łza; przed Jezusem niech dzięki źrenicy twego oka łzy twe płyną jak rzeka (Lm 2,18); w oficjach – bądź uważny, wolny od roztargnienia; w psalmach – uniżony, już nie tak mało pobożny, ale z większą skromnością, z większą uwagą”.

I w ten sposób dokładnie analizowałem całe moje życie zewnętrzne. I wobec Pana, nie tylko tak ogólnie, ale wchodząc na poziom bardzo szczegółowy, tworzyłem dla samego siebie prawo dotyczące wszelkiego działania.

A następnie przeglądając w człowieku wewnętrznym myśli, rozważania, wszystkie pragnienia, jedno po drugim, po kolei je analizowałem. Tutaj jednak jestem podwójnie niemądry, jeśli sądzę, że mogę ci naszkicować jakiś zarys wewnętrznych przemyśleń, jakie wtedy prowadziłem, ponieważ nie mogę ani nie chcę nawet powracać do nich w myślach – a co dopiero je powtórzyć! Końcem wszystkiego była prośba, z największą pokorą, do jakiej byłem zdolny, skierowana do Jezusa Chrystusa, aby zechciał jako mój garncarz zebrać fragmenty tego garnka wykonanego Jego rękami i nie patrzył, że są tak bardzo porozrzucane i rozproszone, i by przywrócił to dzieło do jego pełnej postaci, do tego kształtu i tego zaszczytu, ze względu na który uformował je w pierwszym rzędzie, a który potem, w swojej krwi, w świętym chrzcie uformował na nowo.

I w tym rozmyślaniu pozwoliłbym ci poczuć wielką pobożność, jeśli mógłbym ci powiedzieć, na jak wiele kawałków, na jak wiele fragmentów widziałem porozrzucany ten rozbity garnek, rozproszony w tak wielu rozważaniach, w tak wielu przemyśleniach, w tak wielu niepokojach, w tak wielu pragnieniach. Uważnie bowiem szukając każdego kawałka, jeden odnajdywałem w błocie, inny w ogniu, inny w otchłani, inny wśród jadowitych bestii; ani też ja, sam z siebie, nie byłem w żaden sposób w stanie naprawić i przywrócić do jej pierwotnej postaci tę nieszczęsną duszę, tak porozdzieraną nie tylko przez swe minione, ale również obecne nieprawości i próżne troski, i nieuporządkowane miłości, czy to siebie samej, czy swego ciała, czy też rzeczy ziemskich i ulotnych. Nie sądzę, by istniało serce tak okrutne, że jeśli zobaczyłoby – jak mnie wydawało się, że to widzę – moją duszę rozdartą na tysiąc kawałków, to nie płakałoby wraz ze mną, wraz z tymi myślami.

I pozostawałem w tamtej godzinie i przez pewną część dnia z dobrą nadzieją na pomoc i miłosierdzie Boga.

Chciałbym rozpocząć inne, dłuższe rozważanie, ale trzeba, bym się pohamował. Na pewno już się tym znudziłeś. Powróćmy do zwykłych opisów.

Tej nocy i przez cały dzień był deszcz. Często wspominam dni pobytu w Montello. Pomyśl, że to był jeden z takich dni: bardziej deszczowy i pochmurny. A chłód był taki, że to, co zrobiłem, nie mając na względzie pokuty, zmieniło się w pokutę; czyli pozostawanie bez ognia, przede wszystkim ze względu na to, że jada się boso; w każdym razie zniosłem wszystko w dobrym duchu.

Dzisiaj przekonałem się, jak wielkie było moje lenistwo w poprzednich dniach, ponieważ oficja były dość długie. Przebywałem nieco z generałem, a udało mi się odmówić sto pięćdziesiąt psalmów. Jakież to zobowiązanie! I zostało mi sporo czasu na lekturę, tak wiele, jak żadnego innego dnia; a w inne dni wydaje mi się, że brakuje mi czasu, żeby odmówić siedemdziesiąt pięć. Sam siebie pobudzałem i nie pozwoliłem sobie na zmarnowanie choćby chwilki; i tak właśnie, nieszczęsny, powinienem zawsze postępować. Jednak ogromna niedbałość nigdy mnie nie opuszcza; nie mam tyle siły, by umieć ją pokonać.

Wieczorem, po komplecie, rozpaliłem ogień i to małe, nędzne ciało w pełni się rozradowało. W rzeczy samej cierpiało bardziej, niż można by w to uwierzyć. Było zimno jak w te dni w Montello. Było bez drugich skarpet i z jedną parą stopek mniej. Jadło tylko chleb i piło zimną wodę, a i to niewiele, i stało na ziemi boso ani nie widziało ognia, z tym wyjątkiem, że gdy chciało powrócić do celi od prymy do tercji, powiedział do nas major: „Co chcesz robić? Chcesz przemoknąć? Idź do zakrystii, za chwilę wybije tercja”. Poszedłem do zakrystii, gdzie był ogień i pozostałem tam przy ogniu. Drogo jednak za to zapłaciłem, ponieważ potem poszliśmy całować krzyż, boso, i staliśmy tak z pół godziny, odmawiając modlitwy, antyfony i odprawiając ceremonie. Wprawdzie przez cały czas na dywanie, ale stopy dobrze wiedzą, czy jest zimno.

Myślałem o Jezusie obnażonym pod gołym niebem w czasie, kiedy Piotr grzał się przy ogniu, ponieważ było zimno. A nagość Chrystusa mnie rozgrzewała; jeśli nie stopy, to przynajmniej ducha, nakłaniając go do tego, by niezbyt troszczyć się o to, co znosi ciało. W krzyżu, wcześniej o tym w ogóle nie myśląc, kiedy się pochyliłem, dostrzegłem drzewo Krzyża; ponieważ mają tutaj mały krzyżyk z prawdziwego drzewa Krzyża i jest on umieszczony w wielkim krzyżu, ozdobionym. Gdy więc się schyliłem i zobaczyłem to drewno – mówię ci prawdę – to nie wiem, czy moją duszę kiedykolwiek ogarnęła większa czułość. Ja, zuchwały, przyłożyłem doń moje nieczyste wargi i nie potrafiłem ich oderwać. Ku mojemu niezadowoleniu z moich oczu popłynęły łzy. Gdybym był tam sam, to myślę, że nie powstałbym tak szybko i nie wyszedł z tego miejsca tak suchego, ponieważ jeszcze teraz, pisząc, muszę czynić wysiłek, aby powstrzymać łzy.

Za każdym razem, kiedy widziałem albo dotykałem tego typu relikwie, miałem w związku z tym jakieś wątpliwości; wtedy w moim umyśle nie pojawiła się żadna wątpliwość, ale prawdziwie ucałowałem ją jako drewno Krzyża Świętego.

Tak oto chcę zakończyć ten dzień, ponieważ skończył się kwinternion.


Fragment publikacji Pisma, tom 5


Bł. Paweł Giustiniani (1476–1528). Humanista, wykształcony na Uniwersytecie w Padwie, głęboko przepojony doktryną stoików, wyrzekł się przyjemności cielesnych, aby zwracać się coraz bardziej ku Bogu. W roku 1510 wstąpił do eremu Camaldoli. Świeżo po złożeniu ślubów, przyszło mu reformować cały zakon kamedulski. W 1520 r. opuścił Camaldoli, podjąć życie jeszcze bardziej samotnicze. Wnet dołączyli do niego uczniowie, z którymi założył Towarzystwo Eremitów św. Romualda, które do dziś istnieje pod nazwą Kongregacji Eremitów Kamedułów Góry Koronnej.


Fot. Marcin Marecik / Na zdjęciu: fragment mozaiki ceramicznej przedstawiający „Maiestas Domini” z kaplicy w opactwie tynieckim. Wykonanie: Borys Kotowski OSB.

(Visited 298 times, 1 visits today)


Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.

Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.

To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!

Zamknij