Umieszczony przez 17:00 Chorał gregoriański

Mistyka chorału gregoriańskiego / część 2

Wróćmy w tym momencie do melodii gregoriańskiej. Jej punktem wyjścia jest konkret, wyraźnie określona rzeczywistość materiału dźwiękowego i rządzących nimi zasad.

Wróćmy w tym momencie do melodii gregoriańskiej. Jej punktem wyjścia jest konkret, wyraźnie określona rzeczywistość materiału dźwiękowego i rządzących nimi zasad. Jest to system, porządek pozwalający zorganizować melodię. Nie powstaje ona z niczego, lecz zazwyczaj ze skończonej liczby dźwięków, wybranych z danej skali. Znamienne w tym jest ograniczenie. Tu tkwi źródło niezwykłości, wręcz mistyki melodii: dosłownie „zagnieżdża się w szczelinie”, jest zawsze niepowtarzalną aktualizacją tego, co „pomiędzy” dźwiękami. Jest przygodą i wydarzeniem, skwapliwie ukrywającym się na marginesie zasad i ich stosowania, nierzadko ocierając się o ich łamanie. Jasne więc, że na zawsze pozostać musi zagadką, jak życie człowieka. Ograniczony i ściśle zdefiniowany materiał dźwiękowy ma się tak do powstającej z niego melodii jak ciało do żywego człowieka. Wiadomo, że nie byłoby go bez ograniczonego ciała, ale jest on czymś nieskończenie je przekraczającym. Pierwotne, organiczne odnoszenia się do siebie tych dźwięków są zrębem systemu konstytuującego konkret, by nie rzec „cielesność” melodii. Jest to matryca ekspresji, czy – według określenia Ansermeta – horyzont słuchowy, najczęściej zaś po prostu konwencja. To nic innego, jak materia, z której tworzona i kształtowana jest melodia. Jak pamiętamy, w chorale jest to system modalny, czyli tony, z ich znaną już nam fizjonomią. W klasycznej muzyce zachodniej – system dur-moll, a po jego kryzysie – inne (na przykład: dodekafoniczny, serialny). Melodia potrzebuje systemu jak żywy człowiek ciała. Owszem, system jest nieraz dla niej kłopotem – może ograniczać lub krępować. Bez niego wszakże melodia nie zaistnieje. On zaś jest po to, by się od niego oderwać. Czyż radości i pełni życia nie doświadczamy przez ciało i uwarunkowane nim zmysły? Czyż nie chodzi tu o ostateczny i najpełniejszy wymiar wolności, sięgającej dalej niż doczesność? W tym paradoksie ogniskuje się nie tylko tajemnica człowieka – otwiera on nieskończone horyzonty mistyki. Wyjście od ciała, pokonanie go, czy raczej przemienienie, uświęcenie – to droga każdej prawdziwej i szczerej egzystencji. Zarazem czyż nie jest to zmaganie się z materią, w którą musimy być uwikłani, ale która pozwala nam przeczuwać rzeczywistość ją przekraczającą a nawet tęsknić za nią? A w ostatecznym rozrachunku, czyż nie zarysowuje się Tajemnica Krzyża z nieodłącznym od niej tropem paschalnym?

Podpatrzmy, jak melodia powstaje z systemu. A może raczej należałoby powiedzieć: w jaki sposób jest epifanią Wcielenia a zarazem doświadczeniem paschalnym. Oto prosta, czterodźwiękowa komórka, elementarny fragment pierwszego modusu (tutaj występuje on transpozycji o kwintę w górę) – sol, la, si, do:

Struktura jest jednoznaczna: dwie sekundy wielkie i półton między najwyższymi dźwiękami. Melodia ma do wyboru każdy z tych dźwięków. W dowolnej kolejności. Tylko i aż tyle. Jest tu skończona liczba możliwości. Nasze zdolności percepcyjne sprawiają, że odbieramy ją jako niezwykle dużą. Melodia, choć porusza się w ramach ściśle ograniczonej skali, jest wynikiem ciągu konkretnych, pojedynczych wyborów. Każdy jej element naznaczony jest bólem decyzji i odrzucenia: w danym momencie wybrany może być tylko jeden dźwięk. Za chwilę musi być podjęta następna decyzja i wydany następny wyrok o odrzuceniu pozostałych wersji. Twórca  i wykonawca są więc dosłownie „egzekutorami”. Tak bowiem należy określić systematyczne zagospodarowywanie przez nich delikatnej przestrzeni pomiędzy ograniczeniem a wolnością. Mimo ograniczenia pozostaje jednak jakiś wybór. Pozostaje on wszakże ograniczony. Wchodzimy w jakiś zaklęty krąg otwarć i zamknięć. Rozrywa  go, aby wyprowadzać zeń linię melodii, sam Duch. Tylko tak, przez tak właśnie powstałą szczelinę Duch może wniknąć w kruchą materię dźwięków. Oto jedno z tych wcieleń – melodia znana chyba wszystkim (i już przez nas analizowana w podrozdziale poświęconym tonowi drugiemu):

Jak „działa” ta melodia ? W pierwszym rzędzie poprzez grę struktury dostępnego materiału dźwiękowego, czyli tak naprawdę półtonem, zbliżaniem się i oddalaniem od niego, fluktuacją natężenia jego obecności. Jak już wspominaliśmy w naszych rozważaniach, tworzy się pewien dyskurs, pojawiają skojarzenia związane z charakterem ruchu. Może on być wznoszący czy opadający, powtarzany czy liniowy, półtonowy czy całotonowy, a zatem bardziej lub mniej ekspresyjny. Tym właśnie ruchem melodia „żyje” i on sprawia, że jest niepowtarzalna. Zarazem odnajdujemy w nim nasze sprawy – uskrzydlenia i „zdołowania”, obsesje i spokój, napięcie i ich rozładowanie. W wszystkim tym skrywają się nie tylko nasze emocje, ale i opisane przez nas poprzednio bogactwo relacji z innymi, włącznie ze wspaniałością doznań erotycznych. Przywdziewają one maskę gry dźwięków i interwałów. Ona to – a dokładniej, wspomniana przez nas przestrzeń „pomiędzy” – są stałym otwieraniem perspektywy. Wrażenie akustyczne spotyka się z naszą fizjologią słuchania i psychologią percepcji. Nie dzieje się to bez obecności myśli i wyobraźni. Dobra melodia głęboko ujmując, dotyka nas całych. Skojarzeniami odwołuje się do pamięci i wyobraźni. Świadomie odczytywana i przeżywana w systemie rodzi pytania. Ten właśnie styk jej czysto akustycznej materii z wieloma wymiarami naszej świadomości otwiera mistyczne karty melodii: czujemy się zaproszeni, wręcz przenoszeni gdzieś we wspaniałe regiony. W najczystszym i ostatecznym wymiarze melodia jest medium. To czyni ją pokrewną mistyce. Teraz możemy rozwinąć to, co zasygnalizowaliśmy poprzednio, wspominając o systemie. Podstawą melodii jest oparcie w nim, warunkujące jej przejrzystość i wrażliwość, oczywiście jedynie wtedy, gdy system doskonale znamy i czujemy. Wtedy najsilniej przemawiają do nas wszelkie niuanse, odchylenia – cała gra (z) systemem i wewnątrz niego, a więc to czym, jak wspomnieliśmy, tak naprawdę jest melodia. Rodzi się ona na marginesie systemu, z jego opuszczenia i poświęcenia. Melodia w pewnym sensie domaga się jego obumarcia. Jest to gra paschalna, w której wierność (systemowi) jest nieustannie weryfikowana przez (jego) zdradę. Jeśli jesteśmy wierni systemowi, ale nieskrępowani nim, możemy w tę grę w pełni się zaangażować. System jest po to, by go porzucić, by odczuć jego niewystarczalność, co w praktyce jednak oznacza tęsknotę za przekroczeniem jego ograniczeń. Tylko tak melodia może spotkać się z mistyką, dzięki czemu będziemy mogli odnaleźć w niej najważniejsze dla nas sprawy, ale i tym samym uciec ze świata, czy raczej należałoby powiedzieć – dać się porwać ku Prawdzie.

Takich ”śmierci” – raczej niezrozumiałych, acz zaskakujących, czyli otwierających miejsc – jest w chorale całkiem sporo. Rodzą one pytania, zdziwienia, niekiedy wręcz bunt. Intrygują, bolą. Drwią z prób zamknięcia ich w system, choć zarazem wiemy, że inaczej nie mogły by zabrzmieć. Czyż nie na tym właśnie polega absolutna doskonałość wyżej przywołanej melodii prefacji – tyleż otwartej, co zamkniętej, jednoznacznej w swym materiale i wieloznacznej w osiąganej ekspresji? Momenty ograniczenia czy zgubienia są tu wyzwoleniem i otwarciem. Ten aporyjno–dialektyczny charakter mistyki melodii to wszakże nie wszystko. Mistyka melodii może też mieć wymiar bardziej oczywisty, by nie rzec pozytywny: jest to droga analogii, skojarzeń czy reminiscencji – droga zapośredniczeń. Określony motyw, brzmienie stają się łącznikami między konkretnym wydarzeniem z przeszłości a teraźniejszością przeżywaną podczas słuchania melodii. Dzieje się to otwarcie – podczas uważnego słuchania i przyswajania sobie materiału dźwiękowego utworu. Chodzi o to, by w materiale tym móc się swobodnie poruszać, w razie potrzeby zatrzymać, mieć czas na zachwycenie, podkreślenie czy zapamiętanie. Określona konfiguracja motywu nagle, nie wiedzieć czemu, zwraca naszą uwagę, rodzi skojarzenia, coś przypomina. Zazwyczaj jest to moment zdający się być przypadkiem, na pewno jednak będący wynikiem intuicji, by nie rzec „małego objawienia”. Nieco wspomnieliśmy o tym, pisząc poprzednio o melodii. Chodzi tu wszakże już o coś więcej niż wspomniana przez nas wyżej ilustracyjność czy gra. Raczej o ich konsekwencje i symbolikę. Określone wydarzenie melodyczne poprzez takie czy inne skojarzenia odsyła do rzeczywistości pozamelodycznej. Próbujemy jednak teraz iść dalej – tam gdzie gra naturalnie przechodzi w erotyzm, ale i poza to: tam, gdzie można dotknąć pozaziemskiej, nieznanej – właśnie mistycznej – rzeczywistości. Są takie momenty w każdej wielkiej muzyce (a w chorale, jak ufamy, jest ich szczególnie dużo), które otwierają – w sercu czy w wyobraźni – nowe, nieznane obszary, gdzie czujemy się lepiej niż na ziemi. To przedsmak czy wspomnienie raju. Nie ma już konkretnych szczegółów skojarzeń, możliwego do przeanalizowania ciągu naszej interakcji z muzyką. Nagle pojawia się inny świat, całkowicie odmienny od tego, w którym żyjemy. Melodia jest do niego przepustką, ale i odchyloną zasłoną. Jak to ujął Vladimir Jankélévitch:

[…] cała muzyka nie jest niczym innym, jak fioriturą, obejściem, wyśmienitym rozkwitnięciem życia. Cała muzyka, jak wokaliza słowika jest luksusowym i pełną wdzięku dodatkiem do egzystencji praktycznej. Jednocześnie przemyca nieznane czy wyobrażeniowe możliwości, przenosi w całkowicie inną sytuację. Rzeczywistość muzyczna jest zawsze gdzie indziej (…); ta geografia duchowa, gdzie alibi nieustannie wymazuje i mąci jednoznaczne oznakowanie miejsca sprawiając, że wszelka lokalizacja rozpływa się i ucieka. Stylizowany czas jest tu przeżywany w teraźniejszości niczym wieczne teraz, aczkolwiek ta wieczność jest, jeśli można tak powiedzieć, wiecznością prowizoryczną: nie definitywną czy dosłownie bezczasową, która obiecuje nam nieśmiertelność eschatologiczną, ale mało poważną wiecznością kwadransa, wiecznością sonaty.

Czas melodii zatrzymuje teraźniejszość, wprowadzając ją – a w niej nas – w inny wymiar. Jesteśmy jakby „obok” życia, choćby przez chwilę stajemy po jego lepszej stronie. Choć dzieje się to na sposób pośredni, trochę nawet mglisty, wrażenie pozostaje mocne i wyraźne. Nieco więcej światła mogą rzucić słowa Paula Mommaersa próbujące ukazać mistyczny wymiaru tekstów Marcela Prousta. Jest to spojrzenie na mistykę jakby „z drugiej strony” – wychodzące (jak na Prousta przystało) tyleż od doświadczenia estetycznego, co egzystencjalnego. Potwierdza się tu wyżej przywołana teza Jankélévitcha:

[…] słowo „mistyka” odnosi się do ruchu duszy, unoszącej się w swej pieśni i próbującej zbliżyć się do czegoś, czego obecność dusza pragnie odczuć – obecność, którą jedynie można zgadywać.Ten właśnie ruch jest znakomitą formą modlitwy błagalnej, często określanej wszakże przez takie terminy jak „ekstaza” czy „porwanie”.

Jak to ujmuje dalej Mommaers, „istotna charakterystyka mistyki sytuuje się na planie świadomości, która czuje się dotknięta przez pewną obecność, tyleż tajemniczą, co nie ulegającą wątpliwości”. Ta obecność wyraża się zarówno w kontemplacji, jak i we wpływie na osobę przeżywającą doświadczenie mistyczne. To wszystko prowadzi z kolei do zaistnienia w jej postawie, a niekiedy i życiu zmian. Wszystko dzieje się nagle i jest przyjmowane w bierności. Między klasycznym doświadczeniem mistycznym, a mistyką proustowskiego narratora istnieje uderzające podobieństwo. Owo otwierające „bycie dotkniętym”, stanowiące punkt zwrotny, może nawet być odczuwane jako „przyjemność”. Potem wszystko przestaje być tak spektakularne, aczkolwiek nabiera nowej jakości. Nabywana zazwyczaj w doświadczeniu mistycznym wiedza sprowadza się do codziennego odkrywania tego, co może pośredniczyć w doznaniu mistycznym. Wtedy uświadamiamy sobie, że uczestniczymy w jakiejś kosmicznej sieci powiązań i analogii. Wszystko siebie nawzajem tłumaczy i do siebie prowadzi, pozostając ostatecznie jednością. Melodia staje się medium i pretekstem. W zestawieniu zaś z tekstem – promieniem, czy wręcz snopem światła wydobywającym nierzadko nowe znaczenie słów. Melodia wyzwala i ośmiela, zdobywa dla tekstu nowe obszary. Oto przykład – kolejna kompozycja ze wspólnych śpiewów ku czci Dziewic, tym razem Offertorium:

Także tu nie ma wiele dźwięków. Melodia „dzieje” się pomiędzy nimi, jakby się unosiła. Jest to jedynie początek bardzo wyrafinowanej gry pomiędzy finalis a dominantą. W tej melodii, wykorzystującej ton III, rolę finalis odgrywa dźwięk mi. Póki co, w pierwszych frazach kompozycji, go nie ma. Pojawi się dopiero na koniec antyfony. Melodia zasadniczo pulsuje więc wokół dominanty, którą jest dźwięk do. Jakby brakowało równowagi. Dźwięk finalis oddał inicjatywę swej partnerce? (a zarazem antytezie?). Dominanta zdaje się być zajęta sobą. Jakby zapomniała o finalis. Jednakże ostatecznie go potrzebuje. Za nim tęskni. Pusta przestrzeń (interwału kwarty) domaga się wypełnienia. Tym wyraźniej widać dialektyczną polaryzację niezbędną w kształtowaniu tak melodii, jak i życia.

Nad miarę wyraziście zarysowuje się tu omawiany poprzednio wymiar erotyczny melodii: oto uczestniczymy we wzajemnym poszukiwaniu i pragnieniu się elementów: kobiecego i męskiego. Delikatne i znamienne przejście między erotyzmem a mistyką rozgrywa się właśnie w tej przestrzeni tęsknoty i pragnienia. Jest to jednocześnie przestrzeń skrywania się w materii i jej porzucania, a także śmiałości rozwijania linii melodii na bazie niewielu tylko dźwięków. To swoista celebracja nagości: „liturgia” zasłonięć i odsłon, tym bardziej poruszająca, im mniej dźwięków, a bogatsze ich konfiguracje. Wszak mistyka właśnie żyje i się syci taką szczątkowością i celebracją niedopowiedzeń. Buduje z jej kruchości namiot, w którym, choćby na moment, pragnie doświadczyć najwspanialszych przeżyć, nawet jeśli muszą być podszyte ulotnością. To tyleż tęskne, co pokorne potwierdzenie prawdy, że choć istnieje perspektywa spełnienia erotycznego, to na ziemi zawsze jest skończona. Musi więc pozostawić niedosyt. Nawet najwspanialsze doświadczenie bliskości dwojga kochających się osób w pewnym momencie otrze się o ich ograniczenie i kruchość. Owszem, paradoksalnie właśnie one warunkują bliskość i zjednoczenie, jednakże zarazem wskazują perspektywę znajdującą się poza/ponad nimi. Od razu ukazują, że nie są wszystkim – że istnieje jeszcze wspanialsze, trwalsze spełnienie, którego miłość erotyczna jest tylko śladem.  Nie nazywajmy tego dokładnie, by nie spłoszyć niewyrażalnego.

Rozwijając poprzednio zacytowaną myśl Simone Weil, możemy stwierdzić,że miłość erotyczna uchyla nam rąbka doświadczenia mistycznego. Podpatrując ją, wsłuchując się w jej język, zostajemy podprowadzeni do bram mistyki. Tym razem dzieje się to w sposób pozytywny. Dochodzimy tak do melodii jakby z drugiej strony, a może należałoby raczej powiedzieć,że stajemy u jej praźródła (także, rzecz jasna, w wymiarze chorału), czyli pieśni. Czy nie jest ona najczystszym wyrazem miłości– tym wznioślejszej, tym bardziej mistycznej, im piękniejsza? Serce mistyki tradycji judaistyczno-chrześcijańskiej to, w dosłownym tłumaczeniu, Pieśń pieśni (w polskim przekładzie Biblii Pieśń nad pieśniami). Nawiązując do słów Norwida z poematu Promethidion, możemy postawić pytanie: jeśli piękno„kształtem jest miłości”, czy melodia byłaby jej przestrzenią? A może nawet jej materią? Czymś jeszcze bardziej pierwotnym, czystszym niż piękno? Jego źródłem? Odczytanie mistyki w pięknie pozwala nam – paradoksalnie – zintegrować nasze dotychczasowe próby ujęcia mistycznego wymiaru melodii. Spotykają się w niej mistyka obumarcia i ekstazy, tajemnicy i wyzwolenia. A przecież wszystkie razem są czymś jednym, tworzą całość. Spaja je właśnie melodia.


Fragment książki W chorale jest wszystko. Ekstremalny przewodnik po śpiewie gregoriańskim


Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.


Fot. Jacek Sędkiewicz

(Visited 157 times, 1 visits today)


Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.

Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.

To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!

Zamknij