1. Jest całe mnóstwo szczegółowych rad co do postępowania, ale wszystkie one mają trwałe powodzenie tylko pod warunkiem, że się szuka nie tylko rozwiązywania kolejnych małych problemów, ale przede wszystkim bliskości Chrystusa.
2. A to rozbijanie pokus o Chrystusa polega na tym, żeby rozumieć, że każda pokusa to nie jest klęska, ale szansa. Klęską może być najwyżej dla naszej pychy, bo już sobie wyobrażaliśmy, że jesteśmy ponad takie sprawy, a tu masz. Ale to jest szansa zwycięstwa: Bożego, Chrystusowego zwycięstwa, w którym zostaje nam dany udział na miarę naszych sił.
3. Ktoś mądrze powiedział, że za każdą pokusą, za każdą próbą stoi Chrystus i prosi, żeby Go wybrać jeszcze raz. Więc to jest właśnie szansa: szansa okazania Mu miłości nie przez słowne deklaracje, nie na gębę tylko, ale rzeczywiście.
4. Naszym celem nie jest coś – nawet aureola – ale Ktoś, a ten Ktoś na liczne sposoby dał już do zrozumienia, że Jego zdaniem lepsze jest posłuszeństwo od ofiary (1 Sm 15,22 i in.). Radość Ducha Świętego to właśnie odkrycie tej zasady; odkrycie, że nasz Pan kładzie na nas rękę, a wtedy nie widać już nas, ale właśnie rękę Pana.
5. Św. Benedykt wie, że życie modlitwy to więcej niż sama modlitwa; to właśnie życie, i to życie zgodne z treścią modlitwy. Dlatego tak usilnie pracuje nad zbudowaniem wspólnoty, nie zaś gromady jednostek; to we wspólnocie uczymy się służby, i uczymy się jej praktycznie. I bardzo intensywnie!
6. Bóg nie chce naszej duchowej śmierci, ale życia i dlatego nam pokazuje, jak mamy do tego życia dążyć; poucza, pomaga, pociąga.
7. Wspólnota zakonna jest więc przez samo swoje istnienie naszą szkołą miłości; w tej szkole wszyscy nawzajem dla siebie jesteśmy nauczycielami, a zarazem także rodziną, bez której już nie śmielibyśmy pukać do bram Królestwa.
8. A czasem bywa i tak, że ciemność i radość nie wykluczają się nawzajem, ale jedna podkreśla drugą. Bo możemy się w końcu cieszyć (jak św. Paweł) właśnie z tego, że jesteśmy niczym; skoro już wiemy, że to nieważne, że ważny jest tylko Bóg.
9. Niewątpliwie opat jest więc w klasztorze zastępcą Chrystusa; i pierwszy wniosek, który z tego wyciąga św. Benedykt, dotyczy nie wymagań stawianych braciom, ale wymagań stawianych samemu opatowi. Musi on myślą i działaniem być stale przy swoim Mistrzu, musi być szaleńcem Chrystusowym, który poza Chrystusem i Jego dziełem świata nie widzi.
10. W każdym razie powinniśmy mówić mało i nie byle co, ale to tylko, co służy życzliwej ludzkiej komunikacji: bądź poważnie, dając potrzebną informację, bądź wesoło, dla wspólnej radości. Oczywiście to wyklucza gadanie niepotrzebne, a tym samym dostarcza wolnego czasu na rozmowę z Bogiem…
11. Po raz kolejny, i nie ostatni, widzimy tutaj, że dla św. Benedykta istotą powołania monastycznego nie jest żadne wynajdywanie nowych ani zwłaszcza niezwykłych dróg, ale raczej pokorna i pilna nauka aż do śmierci: nauka modlitwy i przetwarzania modlitwy na działanie. Każdy mnich, nawet i opat, jest zawsze i aż do końca w tej szkole uczniem. I musi być uczniem wytrwałym, musi zgodzić się na to, że wciąż jeszcze ma się czego uczyć, że aż do końca nie jest i nie będzie mistrzem, który by mógł powiedzieć sobie, że już posiadł wszystkie rozumy, i całą „umiejętność świętych”.
12. W klasztorze mamy od rana do wieczora, rok po roku, zwykłe, codzienne zadania do wykonania, i to zadania płynące z cudzej woli, którą obiecaliśmy Panu przyjmować jako Jego własną; i powoli, może nawet bardzo powoli, uczymy się rozumieć, że Bóg nie stworzył nas na duchowych celebrytów, na barwnych bohaterów w stylu filmowym; ale że owszem, stworzył nas na bohaterów w tym sensie, w jakim bohaterstwem jest cierpliwa praca nad sobą i nad powierzonymi nam zadaniami we wspólnocie. Bo to jest droga do Niego; i tego rodzaju bohaterstwa oczekuje od nas, do tego daje nam wszelkie potrzebne łaski. Będzie to nasza wina, jeśli zamiast pobierać od Niego tę energię i dążyć prosto w ramiona Pana, zaczniemy szukać sobie prywatnych ideałów.
13. […] a więc św. Benedykt wie (widocznie widywał), że motywacja, jak wszystko, co żywe, może dorastać. Może zacząć od własnego interesu, od strachu, typowego dla niewolnika, a skończyć na miłości, typowej dla syna. Może zacząć, jak najemnik, od własnej korzyści, a przemienić się w dążenie do chwały Ojca. I przez cały czas zewnętrzne zachowanie się może być takie samo, ale serce dojrzewa.
14. Posłuszeństwo czysto zewnętrzne nie jest posłuszeństwem Bogu, tylko człowiekowi; nie zachodzi więc tam, gdzie człowiek jest przekonany, że sprawa jest między nim a Bogiem. Inaczej mówiąc, jeśli się w sercu szemrze, to jest to wyraźny dowód, że stawiamy posłuszeństwo wyłącznie na przyrodzonej płaszczyźnie: uważamy je za coś, co zachodzi między przełożonym a mną. „Bo gdyby to Bóg rozkazywał, to oczywiście mnie przyznałby rację; ale Matka, jak to ona, wymaga…” A z tego wniosek, że szemranie jest termometrem naszej niewiary; a radość, gotowość, miarą naszej wiary.
15. Tak zwane „głośne myślenie” na pewno nie jest praktyką monastyczną; mnich myśli po cichu. A zanim się odezwie, zadaje sobie pytanie: czy ta informacja jest komukolwiek potrzebna? Naprawdę potrzebna? Gdyby to pytanie konsekwentnie zadawać, nasze mówienie spadłoby mniej więcej do dziesięciu procent obecnej praktyki.
16. Wartość milczenia jest w tym, że ono umożliwia i przedłuża nasz modlitewny kontakt z Bogiem. A przecież to dla tym większego umożliwienia sobie tego kontaktu jesteśmy tutaj; i nie ma sensu właśnie tutaj, w klasztorze, robić to, co go z natury utrudnia.
17. Natomiast zna śmiech cyniczny, który działa na tej samej zasadzie: człowiek wyśmiewa jakieś powszechnie uznane dobro, po to, żeby udawać wyższość, udawać takiego, co wie lepiej. To jest groźna choroba, bo zaraźliwa: ktoś, kto by chciał zaatakowanego dobra bronić, naraża się także na śmiech, więc niejeden w tej sytuacji milczy i udaje, że i jego to bawi. A wiadomo, że co człowiek udaje, tym się też w końcu staje. Istniał też zawsze, i także w naszych czasach istnieje, śmiech złośliwy, wyrażający radość, że komuś się coś nie powiodło; blisko stąd do zazdrości i do wrogości.
18. Kto się nie wywyższa, nie ma problemu z milczeniem, bo nie ma ambicji udowodnienia, że ma rację, albo wyjaśnienia do końca, co właściwie chciał powiedzieć, kiedy go nie zrozumiano. Nam rozgadanym i wyobrazić sobie trudno, jaki pokój musi mieć w sercu człowiek pokorny, właśnie dlatego, że nie czuje ciągłej potrzeby wyrażania, uzasadniania, usprawiedliwiania siebie.
19. Ciekawe: św. Benedykt skraca raczej czytania niż psalmodię. Dzisiejsza tendencja, widoczna w dwudziestowiecznej reformie liturgicznej, jest dokładnie odwrotna: czytania są dzisiaj uważane za ważniejsze, bo pouczają i tym samym „coś dają” modlącemu się. Ale według Reguły zadaniem modlącego się mnicha nie jest własna duchowa korzyść – to może być produkt uboczny – a chwała Boża. Psalmodia w tym zestawieniu jest bardziej bezinteresowna, bardziej teocentryczna. Psalmodii się więc nawet latem nie skracało.
20. Stwierdzenie, że Bóg nas widzi, jest czymś o wiele więcej niż ostrzeżeniem: „Uważaj, monitor działa”. To jest przypomnienie nam – a niestety przypominać trzeba – że Bóg jest Kimś, Osobą (nawet Trzema), a nie jakimś bezosobowym dobrem. Osoba to istota świadoma siebie i widząca innych, nawiązująca kontakty. Dodając do tego prawdę, że Ten, który nas widzi, sam nas stworzył i patrzy na nas z miłością; a nadto, że umieścił nas na drodze do Siebie – zaczynamy rozumieć naszą modlitwę chórową jako okazję do stanięcia przed Miłującym Stwórcą, Zbawicielem i Uświęcicielem, w postawie tęsknoty, dziękczynienia i uwielbienia.
Fragment książki Nad Regułą św. Benedykta. Uwagi mniszki
Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.
Fot. Marcin Marecik
Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...
Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.
Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.
To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!