Umieszczony przez 11:17 Duchowość monastyczna

O walce duchowej

Tymczasem ci, którzy dążą do doskonałości, powinni się ze wszelkich sił starać, aby jako zbawiennie surowi raczej uczyli się nie znać tych rzeczy, niż je zwyciężać. Niech się wstydzą ci, którzy wyznają, że umarli wraz z Chrystusem, a dotąd hodują w sobie zuchwale buntownicze popędy ciała i namiętności ducha…

Jeśli chcemy pilniej rozważyć, najdrożsi bracia, skąd przyszliśmy i do czego jesteśmy powołani, to nie ma w nas żadnych takich sił, dzięki którym dalibyśmy radę wystarczająco złożyć Bogu dzięki. Jesteśmy bowiem synami Izraela, którzy służyli faraonowi w Egipcie, którzy byli uciskani bardzo ciężkimi rozkazami dumnego króla. Jakże się radował władca tego świata, że nieustannie nas dręczy w żelaznym jarzmie swej niewoli i wciąż każe nam się zajmować wykonywaniem niewolniczych prac. Zmuszał nas do wypalania cegieł, gdyż postanowił nie tyle zbudować Bogu świątynię z drogocennych kamieni cnót, co raczej ziemski gmach dla siebie. Lecz oto już Bóg ojców naszych, Bóg błogosławiony na wieki, wyrwał nas z Egiptu, to jest z ciemności starego życia, uwolnił z więzów władzy tyrana i bezpiecznie wprowadził do Ziemi Obiecanej.

Weszliśmy już bowiem do Ziemi Obiecanej, ponieważ wzgardziwszy pragnieniem świata, położyliśmy pełną mocnej nadziei ufność w wieczności; już posiadamy w nadziei to, co potem mamy posiąść w rzeczywistości dzięki łasce Boga. Bo oczywiście dzięki łasce nadziei zostali już wprowadzeni do tej ziemi ci, do których Piotr mówił: Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła. Ale chociaż wkroczyliśmy za przewodem łaski Bożej do tej ziemi, nie możemy się jeszcze oddawać bezczynności, ulegać odrętwieniu albo lenistwu; nie byłoby rozsądne pozwalać sobie teraz na sen albo nierozważną beztroskę. Potrzeba więc, abyśmy, zawsze odziani w zbroję cnót, nieustannie czuwali, by się strzec, i zaciekle walczyli z najpotężniejszymi z wrogów. Pokój osiąga się bowiem dzięki wojnie, dzięki pracy zyskuje się odpoczynek.

Nie ma bowiem zwycięstwa bez walki, a bez zwycięstwa nie zdobywa się wieńca. Mamy zaś wewnętrznych wrogów i jeśli nie chcemy od nich zginąć, jesteśmy zmuszeni niestrudzenie i bez żadnej przerwy z nimi walczyć. Tych naszych wrogów mianowicie, przeciwko którym wciąż stoimy w szyku, nie oddzielają od nas znajdujące się pomiędzy nimi a nami okopy, nie odłączają [od nas] zwieńczone wieżami mury; nie płyną pomiędzy nimi a nami głębokie rzeki ani przepaściste góry nie stoją na przeszkodzie, by doszło do walki wręcz. Są wciąż przy nas, bo mieszkają we wnętrzu naszego umysłu.

Jest to bowiem siedem głównych występków, z których żmijowego nasienia rodzą się pozostałe plagi przestępstw, niczym zarażone jadem potomstwo; a są to oczywiście pycha, chciwość, próżna chwała, gniew, zazdrość, rozpusta, smutek. Pomijam dokładne ich omawianie, ponieważ wiem, że wielu komentatorów Pisma Świętego pozostawiło na ich temat wiele opinii. Niech wystarczy, że podkreślę to jedno: kto nie chce z nimi walczyć, kto nie chce ich z pomocą Bożą zwyciężyć, nigdy nie będzie zwycięzcą w duchowej walce, nigdy nie zdoła osiągnąć wieńca zwycięstwa. Wieniec otrzyma bowiem tylko ten, kto walczył przepisowo.

A oto więc narody, które Mojżesz nakazał wyniszczyć izraelskiemu ludowi i zgładzić je z oblicza ziemi bez jakiegokolwiek paktowania o rozejmie: Gdy Pan, Bóg twój – powiada – wprowadzi cię do ziemi, do której idziesz, aby ją posiąść, i usunie liczne narody przed tobą: Chetytę, Girgaszytę, Amorytę, Kananejczyka, Peryzzytę, Chiwwitę i Jebusytę, siedem narodów liczniejszych i potężniejszych od ciebie, a Pan, Bóg twój, odda je tobie, ty je wytępisz, obłożysz je klątwą, nie zawrzesz z nimi przymierza i nie okażesz im litości. Oto usłyszeliście, najdrożsi bracia, że Bóg wszechmogący wydał nam narody nieprzyjazne w nasze ręce i w zrządzeniu swej Opatrzności już je zgładził sprzed naszego oblicza. Dlaczego więc drętwiejemy w niegodnej słabości? Czemu nie bierzemy danego nam z nieba zwycięstwa? Dlaczego z tego, co już zostało ustanowione w niebiańskim sądzie, nie wypełniamy tej jedynej rzeczy, która należy do nas?

Jeśli bowiem uważnie zwrócimy uwagę na porządek słów, widzimy pobite już z Bożego wyroku te narody, które nakazuje się nam osobiście wybić i zniszczyć. Gdy bowiem mówi się: Gdy Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi, do której idziesz, aby ją posiąść, i usunie liczne narody, a nieco potem dodano: Ty je wytępisz, to jest jasne jak słońce, że wszechmogący Bóg w swej uprzedniej wiedzy zgładził już naszych przeciwników, których, jak postanowił, mamy zgładzić. Sam walczy i zachęca, byśmy zwyciężyli; sam niszczy siły wrogów, a nam przypisuje tytuł zwycięstwa. Chce, abyśmy dzięki Jego mocy zostali zwycięzcami, by mógł zasłużenie uwieńczyć triumfujących.

Niech nas nie skruszy żadne zwątpienie, gdyż zachęta niebiańskiej mocy wzywa nas do mężnych czynów. Niech żadna słabość ludzkiej kondycji nie stoi na przeszkodzie tam, gdzie autorytet Boskiego rozkazu umacnia do walki. Posłuchajmy i my, co do nich zostało powiedziane: Jeśli powiesz w swym sercu: „Narody te są ode mnie liczniejsze, jakże zdołam je wytępić?”, nie lękaj się, lecz pamiętaj, co uczynił Pan, Bóg twój, faraonowi i wszystkim Egipcjanom, o ogromnych plagach, które widziały twoje oczy, o znakach i cudach, o mocnej ręce i wyciągniętym ramieniu, którym wyprowadził cię Pan, Bóg twój. Tak samo uczyni wszystkim narodom, których ty się lękasz. Po cóż więc wątpimy z powodu naszej słabości, skoro mamy jako przewodnika i wodza samego Dawcę mocy, a Ten, który jest sprawcą i wodzem walki, jest zobowiązany obietnicą zwycięstwa? Niech się więc umysł zapali ku miłości walki i stanie do boju na otwartym polu. Niech pozostałe władze ducha zagrzeją się do zwalczania wrażych szyków. Niech nie dokona się żadne przymierze między nami a przeciwnikami. Niech nas nie pogodzą warunki żadnego zawartego rozejmu. Nie pójść do boju to bowiem rzecz niechlubna; lecz pójść i potykać się opieszale to pod każdym względem śmiertelne niebezpieczeństwo. Lepiej jest bowiem nie poznać drogi prawdy niż po jej poznaniu zawrócić wstecz. Niektórzy bowiem po opanowaniu podstaw świętego żołnierstwa popadają wskutek ostygnięcia ducha w taką zniewieściałość, że nawet jeśli się wydaje, że nie czynią złych rzeczy, to jednak nie starają się wcale pracować nad postępami swej duszy. Nie starają się oni oczywiście zwyciężać głodu postem ani wyrzekać się podanych na uczcie frykasów, ani znosić przykrości chłodu, ani wcześniej rozpoczynać wspólnych czuwań; oni więc, nawet jeśli nie chcą sięgać po to, co zakazane, z rozkoszą napawają się jednak tym, co dozwolone.

Należą oni oczywiście do świętego wojska, ale nie wiedzą, czym jest duchowa walka. Są wpisani i zaliczają się w poczet żołnierzy, lecz okazują się nieświadomi rzemiosła wojennego. Nie krępują się więc kroczyć bez broni pośród uzbrojonych, nie wstydzą się chodzić gnuśnie i po cywilnemu pośród opancerzonych szyków wojowników i padają pod pierwszym ciosem wypuszczonej przez kogokolwiek strzały, gdyż nie bronią się bacznie żadną tarczą; lepiej by zatem było żyć niesławnie w czterech ścianach domu niż zginąć na wojnie jako nieumiejący walczyć, bez żadnych tytułów do chwały.

Ci bowiem, którzy w mniszym habicie szukają przyjemności ciała, starają się wycisnąć sok z suchego drewna, a wskutek takiej delikatności i swobody życia wielu zdarza się, że choć wiedzą wiele, nie wiedzą nic o sobie i zupełnie nie przyjmują do wiadomości, że mogliby znosić jakiś bardziej surowy rygor. I w ten sposób nadal, jak się wydaje, brak dowodu, że ci, którym dane jest wiedzieć wiele rzeczy o świecie zewnętrznym, znają siebie samych.

Widzimy bowiem wielu znajdujących się w świętym zgromadzeniu, którzy wciąż jeszcze nie wiedzą, co mogliby zyskać postami, co czuwaniami, co pozostałymi trudami niebiańskiej dyscypliny; a skoro Pismo mówi: A gdyby ktoś nie poznał, sam nie będzie poznany, to jakże ktoś zasłuży na to, by być przez Boga poznanym, lub na to, by poznać tegoż Boga, skoro jest jasne, że nie zna on siebie samego w odniesieniu do służenia Mu? A tymczasem gorliwy wojownik, który oblega i otacza mury, stara się zbliżyć do szańców, usiłuje zająć wały i nawet mimo gradu gęsto padających pocisków bada, gdzie mógłby gwałtownie wtargnąć. Jeśli więc ktoś chce zwyciężyć samego siebie, byłoby czymś szpetnym, gdyby nie miał wiedzy o granicach własnych sił.

Bo dlatego mówi Pan: Usiłujcie wejść przez ciasną bramę. A niezbyt jeszcze wypróbowany w boju był ów Boży rycerz, o którym mówi Pismo: Gdy włożono hełm miedziany na głowę jego i ubrano go w pancerz, przypasawszy też miecz na szaty swoje, zaczął próbować, czy umie chodzić uzbrojony, bo nie miał zwyczaju. I rzekł: „Nie mogę tak chodzić; bo nie mam zwyczaju”, i złożył to. Lecz był już mądrze wypróbowany, gdy wziął miecz Goliata Filistyna, owinięty w płaszcz za efodem i zabrał z sobą, uciekając sprzed oblicza prześladującego go Saula i mówiąc: Nie ma drugiego miecza podobnego temu. Wypróbowanie zaś polega na tym, że ten, kto poczynił postępy w walkach duchowej żołnierki, albo czuje, że zuchwałość występków wobec niego jest mniejsza, albo łatwo poskramia rozniecające się w nim bunty ciała, albo z mniejszym już trudem wycisza hałas chaotycznych myśli, albo wycina rodzące się ciernie cielesnych pokus zaraz gdy tylko zaczną rosnąć, albo natychmiast ścina mieczem bojaźni Bożej zarozumiałe karki pychy, rozpusty i innych występków.

Zresztą cóż komu pomoże, że od dawna należy do świętego wojska, skoro widzisz, że niczym świeżo zwerbowany rekrut opuszcza ręce i utyka, mając słabe kolana? Przed takim niedbałym brakiem dyscypliny przestrzega swych uczniów wybitny Nauczyciel, mówiąc: Wyprostujcie – tak powiada – opadłe ręce i osłabłe kolana! Proste czyńcie ślady nogami, aby kto chromy nie zbłądził. Ręka wprawna w boju łatwo osiągnie zwycięstwo; ciało wytrenowane w pancerzu ochoczo rusza do walki. Cóż można więc powiedzieć mnichowi, dla którego nadal jest niemożliwe ujarzmianie pychy, powściąganie chciwości, gaszenie płomieni zazdrości, strzeżenie czystego umysłu od zuchwałej rozpusty, który nie umie odpędzić jadu złości wobec obrażającego, który nie potrafi znieść krzywdy w imię ocalenia swej sprawiedliwości, jeśli nie to, że jeśli chodzi o profesję, owszem, zapisał się do świętej armii, ale zupełnie jeszcze nie wie, czym jest walka duchowa?

Tymczasem ci, którzy dążą do doskonałości, powinni się ze wszelkich sił starać, aby jako zbawiennie surowi raczej uczyli się nie znać tych rzeczy, niż je zwyciężać. Niech się wstydzą ci, którzy wyznają, że umarli wraz z Chrystusem, a dotąd hodują w sobie zuchwale buntownicze popędy ciała i namiętności ducha, tak żeby trzeba było z nimi walczyć jak na samym początku starcia; oby, gdy przyjdzie czas, że słusznie można by im pozwolić na spoczynek jako weteranom, nie uwijali się wciąż pośród walki jak młodzi żołnierze.

Niech się więc uczy żołnierz Chrystusowy, dopóki jest nowy, ruszać do boju. Niech się uczy na miarę potrzeby stawać do walki z powstającymi zewsząd wadami. Niech przezornie, patrząc wokół, zwraca swe bystre oczy doświadczenia to tu, to tam, i wystawia tarczę obrony przeciwko każdemu poszczególnemu pociskowi, jaki jest miotany, aby utrącać pychę pokorą, powściągać łakomstwo wstrzemięźliwością, deptać gniew łagodnością, hamować chciwość hojnością, gasić żar żądzy lękiem przed wiecznym ogniem, palić kłodę nienawiści płomieniem najsłodszej miłości. Bóg, który wnikliwie i głęboko rozważa wszystko, co dzieje się w umyśle (cokolwiek to jest), z pewnością ma upodobanie w takiej walce. Na takie widowisko radują się aniołowie, widząc, że natura ludzka, dzięki temu, że walczy sama z sobą, odnawia społeczność z nimi, z której była wykluczona; spierając się z sobą, niewątpliwie zmierza do prawdziwego pokoju, który kiedyś utraciła przez nieszczęsną uległość, ponieważ nie walczyła.

Nie skarżmy się, bracia moi, jeśli nie zwyciężamy wszystkiego od razu na życzenie, jeśli w tym bojowym starciu znosimy udręki, trudy, ucisk i, często najgorsze, zniechęcenie niespokojnej duszy. W ten sposób Boże zrządzenie zaradza temu, by duch nasz nie popadał w zarozumiałość z powodu nagłego zwycięstwa i aby ze swych wyżyn nie spadł jeszcze niżej, jeśliby przypisał siły swego zwycięstwa sobie, a nie Bogu, jego sprawcy.

Dlatego bowiem mówi się do ludu izraelskiego za pośrednictwem Mojżesza: Utrapiwszy cię i doświadczywszy, na ostatek zmiłował się nad tobą, abyś nie powiedział w swym sercu: „To moja siła i moc ręki mojej zdobyły mi to wszystko”, ale żebyś pamiętał o Panu, Bogu twoim, bo On dodał ci sił. Dlatego też często umysł, który potrafi w sobie przezwyciężyć wiele i to potężnych rzeczy, nie zwalcza czegoś jednego, być może najmniejszego, chociaż pilnie czuwa. A dzieje się tak oczywiście ze zrządzenia Bożego, aby natura ludzka, pod każdym względem jaśniejąc cnotami, nie wzbiła się w dumę i aby, widząc, że przezwycięża wszystkie potężne moce, a nie potrafi mimo długich usiłowań podporządkować sobie czegoś małego, przypisała zwycięstwo nie sobie, lecz Temu, dzięki łasce którego zdołała pokonać to, co sobie podporządkowała. Dlatego powiedziano: Oto narody, którym Pan pozwolił pozostać, aby wyćwiczyć przez nie Izraela. Izrael ćwiczy się przez zachowane narody, gdy nasz umysł dzięki niewielkim opierającym się mu wadom uczy się, że bynajmniej nie pokonał większych o własnych siłach.

Tu jest najważniejszy cel całej sprawy, najdrożsi bracia, dla której opuściliśmy świat; tu powinna się kierować cała nasza intencja, dla której z radością przyszliśmy do świętego zgromadzenia – mianowicie aby nasz umysł, uzbroiwszy się w cnoty, wciąż ćwiczył się w walce duchowej i z żarliwością ducha zwalczał potwory występków, które nie znają wobec nas litości. Na cóż bowiem przydałoby się ludowi izraelskiemu, gdyby tylko opuścił pola egipskie, a nie pragnął gorliwie położyć w walecznym boju nieprzyjacielskich karków, by mogli potem posiąść w spokojnym wytchnieniu najlepszą ziemię? Cóż by to był za zysk, gdyby uciekli spod jarzma faraona, w którym przez pewien czas dopuszczono im żyć, a własną beztroską i odrętwieniem ściągnęliby miecze Kananejczyków na własne gardła?

Strząśnijmy więc, najdrożsi bracia, haniebną gnuśność leniwej swawoli, jeśli chcemy osiągnąć wieniec dzięki męstwu w dzielnej walce. Bądźmy zawsze gotowi wypędzać z ziemi naszego serca nacierające szyki wad i ryczące bestie, nie pozwólmy im wcale, by znalazły na należącej do nas przestrzeni jakikolwiek grunt dla przewrotnego potępienia. Nie daj Boże, by nasi nieprzyjaciele zobaczyli, że bezsilnie się poddajemy, aby nie zaczęli sobie gratulować i nie mogli cieszyć się z naszego odwrotu. Mamy bowiem niezwyciężonego przywódcę naszego wojska, do którego z ufnością mówimy: Osądź, Panie, szkodzących mi, zwalcz walczących przeciwko mnie. Pochwyć puklerz i tarczę, i powstań mi na pomoc.

Szczęśliwy ów wojownik duchowy, który podąża w bitwie za takim wodzem, który zasłużył na takiego sprawcę swej walki, który podejmującemu ją daje odwagę, walczącemu zwycięstwo, a zwycięzcę wywyższa ku uwieńczeniu; co więcej, sam jest żołdem dla walczących, schronieniem dla weteranów, wieczną nagrodą dla zwycięzców: Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam Bóg błogosławiony na wieki. Amen.


Fragment publikacji Pisma monastyczne. Część 2


Św. Piotr Damiani (ur. 1007 w Rawennie, zm. 22 lutego 1072 w Faenzie) – był najmłodszym dzieckiem w licznej rodzinie; ojciec szybko umarł, Piotr został porzucony przez matkę i trafił pod opiekę brata. 23-letni chłopak wstąpił w roku 1035 do eremu w Fonte Avellana. W 1043 roku został przeorem Fonte Avellana i zaprowadził w klasztorze zwyczaje zapoczątkowane przez św. Romualda. W 1067 roku zrezygnował z zaszczytów i urzędów, wrócił do klasztoru i odtąd służył dziełu reformy swym piórem; w jego dziełach przeważa w tym okresie problematyka monastyczna i eremitycka. Umarł w Faenzy roku 1072 w czasie powrotu z podróży do swego rodzinnego miasta, do którego został wysłany przez papieża Aleksandra II.


Fot. Borys Kotowski OSB / Na zdjęciu: fragment prawdopodobnie przedstawia scenę kuszenia św. Romualda. Jeden z obrazów zdobiących stalle w kościele tynieckim (lata 20./30. XVII w.)

(Visited 884 times, 1 visits today)


Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.

Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.

To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!

Zamknij