Umieszczony przez 10:00 Duchowość monastyczna, Święty Benedykt i jego Reguła

W objęciach ciszy… Droga do Boga według św. Benedykta

Nasza aktywność wyraża się na zewnątrz przez dzieła i słowa. Posłuszeństwo kieruje pierwszymi, zaś reguła milczenia porządkuje drugie.

Nasza aktywność wyraża się na zewnątrz przez dzieła i słowa. Posłuszeństwo kieruje pierwszymi, zaś reguła milczenia porządkuje drugie. Nie można zaprzeczyć, że nasz Święty Ojciec przywiązuje do tego ostatniego bardzo wielką wagę; poświęca mu osobny rozdział, który umieszcza wśród tych opisujących podstawowe cechy osobowości monastycznej. Wraca też do tej kwestii w RB 7, 38, 42, 48 i 52, a w innych miejscach czyni do niej aluzje.

Postarajmy się dobrze zrozumieć sens używanego przez św. Benedykta słowa „taciturnitas”. Słowo to źle brzmi w języku francuskim. Francuskie słowo „taciturne” oznacza kogoś skoncentrowanego na sobie, nieomal fałszywego. Nasz Święty Ojciec nigdy nie myślał o tym, żeby tacy byli jego synowie. Łacińskie „taciturnitas” nie oznacza ani mrukliwego usposobienia, ani nawet zwykłej ciszy, ale raczej nawyk, a nawet cnotę, zachowania milczenia, umiłowanie ciszy, jej ducha.

Czy należy sądzić, że w tym rozdziale ustanawia się wieczystą ciszę? Święta Hildegarda opisuje mutyzm ostrymi słowami, które wspominaliśmy już w komentarzu do RB 1: „Nieludzką jest rzeczą dla człowieka pozostawać zawsze w milczeniu i nie mówić” – „Inhumanum est hominem in taciturnitate semper esse et non loqui”. Mowa została nam dana jako normalny sposób porozumiewania się z podobnymi nam i gdy ludzie tworzą wspólnotę, wydaje się być czymś zupełnie naturalnym, że czynią z mówienia użytek, przynajmniej w sprawach koniecznych, dotyczących życia ciała i duszy. Nikt zresztą nie ośmieliłby się potępić języka i skazać nas na wieczne milczenie, zgodne z Regułą jest przecież mówienie do swoich przełożonych i wychwalanie Boga naszymi ustami. W przeszłości uznawano jednak niekiedy za celowe zakazywanie braciom jakichkolwiek rozmów między sobą, ze względu na niezliczone grzechy rodzące się z języka. Były to śmiałe zarządzenia, będące literalnym i materialnym urzeczywistnieniem ewangelicznej rady: Jeśli tedy oko twoje prawe gorszy cię, wyłup je a odrzuć od siebie. (…) A jeśli prawa ręka twoja gorszy cię, odetnij ją i odrzuć precz od siebie (Mt 5,29–30). Zasada ta jest w oczywisty sposób skuteczna, gdy chce się zwalczyć pokusę. Gdy jednak nadano jej wymiar powszechny, skutecznie niszczyła tak grzech, jak i grzesznika. Jest to jakiś pomysł: nie mówić nic, aby nigdy nie zgrzeszyć językiem. Można nawet powiedzieć, że jest to sposób najdoskonalszy ze wszystkich, tylko czy tak skuteczny jak oczekiwano? Niestety, nie! Po pierwsze dlatego, że natura, zirytowana i spięta, wynajduje najróżniejsze sposoby, aby wymknąć się spod tak surowego prawa. Przede wszystkim jednak dlatego, że system znaków i gestów, który musiał zastąpić język, niósł ze sobą te same zagrożenia rozproszeniami i dodawał do nich nowe niebezpieczeństwa. W takiej sytuacji wzajemne urazy i nieporozumienia wcale nie są skuteczniej wyeliminowane, a nawet mogą stać się głębsze niż u ludzi, którzy mówią, lepiej znają się nawzajem, mogą sobie coś wyjaśnić. Jest wreszcie rzeczą pewną, że prawdziwe wyciszenie duszy można osiągnąć w inny sposób.

Co jednak myśli na ten temat nasz Święty Ojciec? Wystarczy przeczytać bez przyjętego z góry nastawienia nie tylko ten rozdział, ale także inne liczne fragmenty Reguły, które każdy łatwo może znaleźć. Przewiduje ona rozmowy dobre i budujące, stopniuje ciszę zależnie od czasu i miejsca, wymaga jej czasem z większym naciskiem, czasem z mniejszą surowością, żąda, aby zawsze powstrzymać się od „pustego gadania”, zachęca, aby w Wielkim Poście powstrzymać się od „rozmów czy żartów”. Intencją RB 6 raczej nie jest ustanowienie „prawa ciszy”; jest nią raczej doktrynalne przypomnienie tego, że każde poważne życie monastyczne powinno być prowadzone w wielkim skupieniu: „mnisi powinni przestrzegać pilnie milczenia o każdej porze” – „Omni tempore silentium debent studere monachi” (RB 42,1).

Powiedzmy teraz kilka słów o tradycji. Historycznie rzecz ujmując, absolutne lub prawie absolutne milczenie zawsze było wyjątkiem, nawet na Wschodzie i w czasach pierwszej gorliwości. Bez wątpienia starożytni mnisi mówili znacznie mniej niż my dzisiaj, a rozmowy na tematy świeckie były wśród nich całkowicie zakazane. Jednak mówili. Reguła św. Bazylego, na przykład, pozwala przerwać milczenie dla ważnej przyczyny, z zachowaniem miary i w odpowiednich godzinach. Czytając Żywoty Ojców i Kasjana, widzimy, że rozmowy duchowe między zakonnikami były częste. Reguła św. Pachomiusza nakazuje je każdego ranka. Święty Benedykt w żaden sposób nie określił, czego mogą dotyczyć rozmowy braci ani kiedy mają się one odbywać. Zatem wypełnienie tej luki zależało od inicjatywy przełożonych i zwyczajów monastycznych. W Cluny w czasach Udalryka każdego dnia, z wyjątkiem niedziel, określonych dni świątecznych i pokutnych, były dwie pory, w których bracia mogli mówić w klasztorze: po czytaniu Reguły w kapitularzu i po nonie w lecie albo po sekście w zimie. Rozmowa poranna nigdy nie przekraczała pół godziny, a popołudniowa trwała niekiedy mniej niż kwadrans. Piotr Czcigodny zniósł tę ostatnią. Korzystano z tych chwil wytchnienia, aby odnowić zapasy piór, papieru, ksiąg, aby umyć swoją misę z refektarza, naostrzyć nóż itp. W niektórych klasztorach wszyscy mieli brać udział w rozmowie, która rozpoczynała się od słowa: „Błogosławcie” – „Benedicite”. Nawet w Cîteaux, gdzie od początku wprowadzono rygorystyczną ciszę, bracia mogli rozmawiać o rzeczach budujących, jeśli nie codziennie, to przynajmniej od czasu do czasu. Wiele tekstów św. Bernarda, których bezpośrednim celem jest piętnowanie nadużyć języka, pozwala przypuszczać, że niekiedy mówienie było dozwolone i że te rozmowy miały charakter zakonnej rekreacji.

Nasze rekreacje pozostają więc zgodne z duchem RB 6 i nie są w żadnym razie nowatorstwem ani rozluźnieniem dyscypliny. Uciekanie od nich byłoby winą popełnioną przeciw Regule, utratą doskonałej okazji do zasługi i pozbawieniem się odpoczynku, który stał się konieczny od czasu, gdy prace intelektualne zajęły znaczące miejsce w monastycznym planie dnia. Chwile wytchnienia są zgodne z powagą stanu zakonnego i nie przeszkadzają w habitualnym zjednoczeniu z Panem. Nawet dla mnichów eutrapelia (cnota dobrej zabawy) może stać się cnotą moralną.

Postępujmy tak, jak mówi Prorok: Rzekłem: „Będę pilnował dróg moich, abym nie zgrzeszył językiem”; wędzidło nałożyłem na usta, oniemiałem w pokorze i powstrzymałem się nawet od [słów] dobrych (Ps 38,2–3). W ten sposób chce nam Prorok wskazać, że jeśli powinniśmy się niekiedy powstrzymywać od mówienia rzeczy dobrych ze względu na milczenie, tym bardziej musimy unikać mówienia złych rzeczy z obawy przed karą za grzechy (RB 6).

Święty Benedykt rozpoczyna od podania zasady, której cały ten rozdział będzie tylko rozwinięciem. Bierze ją zgodnie ze zwyczajem z Pisma Świętego albo z Ojców. W sensie literalnym te słowa z psalmu opisują stan ducha uciśnionego sprawiedliwego, ale św. Benedykt nadaje im znaczenie powszechne, widzi w nich ilustrację sposobu postępowania, do którego wszystkich mnichów skłaniają roztropność, mądrość i pokora. Grozi nam niebezpieczeństwo zgrzeszenia językiem i opóźnienia naszego nadprzyrodzonego wzrostu, dlatego będziemy czuwać nad wszystkim, co wychodzi z naszych ust, narzucimy im surowy reżim. Będziemy potrafili zachować milczenie, zgodzimy się pokornie na powstrzymanie się od mówienia, nawet gdy będzie chodziło o rzeczy dobre.

Myśl Proroka jest jasna. Skoro zaleca on powstrzymywanie się niekiedy („interdum”) od mówienia rzeczy, które same w sobie są dobre, ze względu na cnotę milczenia, to o ile bardziej ma na myśli to, że powinniśmy najpierw unikać mówienia złych! Chodzi tu o rzeczywiste winy, dlatego przynajmniej lęk przed karą powinien zamknąć nam usta. Pewne rozmowy są w świecie tak samo niedozwolone jak w klasztorze, inne byłyby mało stosowne szczególnie między zakonnikami. Duch tego świata, myśli skażone pychą, powierzchownością, niezrozumieniem tego, co nadprzyrodzone, łatwo wślizgują się do umysłu mnicha-gaduły. Najbardziej zwykle cierpi na tym miłość bliźniego. Strachem napełnia uświadomienie sobie, jak mało zostałoby z niektórych zwykłych pogawędek, gdybyśmy wydzielili z nich i odrzucili wszystko to, co należy do obmowy.

Dlatego też ze względu na ważność milczenia, nawet na rozmowy dobre, święte i budujące należy rzadko pozwalać uczniom dojrzałym, bo jest napisane: Nie unikniesz grzechu w gadulstwie (Prz 10,19) i gdzie indziej: Życie i śmierć jest w mocy języka (Prz 18,21). Wypada bowiem, by nauczyciel mówił i uczył, uczeń zaś powinien milczeć i słuchać (RB 6).

Powinniśmy unikać grzechów języka i kary za nie, dlatego konieczna jest ostrożność, nawet wtedy gdy chodzi o rozmowy dobre, święte i budujące, gdyż w nich również czai się niebezpieczeństwo. Jak starożytni mnisi św. Benedykt co do zasady dopuszcza rozmowy duchowe, ale pod warunkiem, że nie będą zbyt częste oraz że pod pretekstem wzajemnego zachęcania się do dobra nie ominie się zasad dotyczących milczenia. Te ostatnie mają być przestrzegane nawet przez uczniów bardziej zaawansowanych, nawet przez doskonałych albo takich, którzy się za takich mają. I w kilku słowach nasz Święty Ojciec odsuwa zarzut, że te rozmowy są niebezpieczne tylko dla nowicjuszy. Podaje więc zasadę ogólną i zapisaną z natchnienia Bożego: „Nie unikniesz grzechu w gadulstwie”. Dodaje też kolejny cytat: „Życie i śmierć jest w mocy języka”. Nie ma nic lepszego od języka i nic gorszego od niego, jak powiedział pewien bajkopisarz. Warto przeczytać u św. Jakuba klasyczny fragment o różnorodnym złu, które rodzi się z języka (zob. Jk 3). Rozmowy są dobre tylko wtedy, gdy są dozwolone przez przełożonych, krótkie i rzadkie.

Święty Benedykt dyskretnie sugeruje, jakie niebezpieczeństwa mogą się kryć w rozmowach duchowych. Jedni w nich mówią, inni słuchają. Prawdopodobnie zawsze ci sami są tymi, którzy mówią. Są „uduchowieni”, wiele przeczytali, modlitwa nie ma przed nimi tajemnic, ożywia ich święta gorliwość. Albo też każdy wykłada, każdy uważa się za doktora i duchowego przewodnika. Zbyt często jest to tylko pycha i złudzenie. Nuży się tylko słuchaczy i nikt nie odnosi z tego pożytku. W klasztorze wszyscy są uczniami i nauczanymi, nauka Boża jest przekazywana hierarchicznie: „Wypada bowiem, by nauczyciel mówił i uczył, uczeń zaś powinien milczeć i słuchać”.

Czy należy to rozumieć jako zakaz podejmowania wszelkich rozmów duchowych w czasie naszych rekreacji? Bogu nie podoba się, gdy wstydzimy się wymawiać Jego święte imię. Należy więc wprowadzać te tematy, ale podchodzić do nich ze spokojem, z umiarem i bez pragnienia zbudowania słuchaczy. Ci, którzy mają duszę stale zwróconą ku Bogu, nie uważają za konieczne, aby stać się znanym z elokwentnych wyznań wiary. Pokój i radość tych mnichów promieniują same z siebie. Nie jest zabronione mówienie o swoich studiach czy wprowadzanie jakiegoś poważnego tematu, ale pod warunkiem unikania nauczycielskiego tonu, surowego dogmatyzmu, niekończących się dyskusji, dzielenia się na nieco sekciarskie stronnictwa. Należy odrzucić ciągłe samolubne narzucanie tematów rozmów od początku do końca rekreacji, potrzebę opowiadania historii, które nie zawsze są interesujące i które były już kilkakrotnie opowiedziane.

Poza rekreacjami zakonnik powinien skąpić słów. Chociaż nasze konstytucje pozwalają na pięć minut rozmowy w celu wymiany użytecznych informacji, mnich nie powinien czuć się zobowiązany do wywoływania i ponawiania takich dialogów. Powinien także uzyskać pozwolenie, gdyby rozmowa miała się przedłużać. Mnich ma być zdolny do spotykania swoich braci bez wypowiadania do nich jakiegoś słowa, bez szeptania im do ucha żarcików, bez rozpraszania się z powodu tysiąca rzeczy nieistotnych. „Mądry daje się poznać w kilku słowach”, napisze w następnym rozdziale św. Benedykt (zob. RB 7,61). A Naśladowanie Chrystusa, w którym są świetne fragmenty o milczeniu, przestrzega nas, że „ten tylko bezpieczny w mowie, kto chętnie milczy”.

Toteż kiedy mamy prosić o coś przełożonego, należy prosić z szacunkiem pełnym pokory i uległości (RB 6).

Można by sądzić, że skoro rozmowy duchowe z braćmi niosą ze sobą pewne zagrożenie i trzeba pilnować ich miary, jest przynajmniej rzeczą zawsze dopuszczalną pytanie opata i starszych. Tak, ale z całą pokorą, uległością i szacunkiem oraz bez mówienia więcej niż należy. Nasz Święty Ojciec z całą pewnością nie myśli o tym, aby uczeń miał ograniczać swoje relacje z przełożonymi (słowo „prior” należy zapewne rozumieć w sensie szerszym), nie zaleca relacji urzędowych i sztywnych, w których przygotowuje się, waży i liczy wszystkie słowa, ale wie, że motywem pytań i wątpliwości często jest próżność.

Kierownictwo duchowe nigdy nie powinno być podobne do pogawędki. Bossuet pisał do siostry Cornuau: „Chciałbym Siostrze powiedzieć, że sądzę, iż w dzisiejszej pobożności zbyt wiele mówi się o swojej modlitwie i o swoim stanie duchowym. Zamiast rozprawiać o stopniach modlitwy, należałoby, bez tak wielu rozważań, po prostu modlić się tak, jak Bóg daje, nie dręcząc się wybieganiem ponad to”. Z kolei św. Jan od Krzyża zwracał uwagę: „A jeśli jeszcze czegoś nie dostaje, to nie tego, by pisać i mówić (zwykle bowiem tego jest za dużo), lecz by milczeć i czynić. Słowa bowiem rozpraszają, a milczenie i praktyka cnoty skupiają i dają siły duszy. Gdy już więc dusza wie, co dla jej postępu potrzebne, to zbyteczne jej mówienie i słuchanie”.

Zauważmy, że nawet wtedy, gdy zwracamy się do Boga, sama Ewangelia zachęca nas do tego, byśmy nie byli wielkimi mówcami: Modląc się nie mówcie wiele, jak to czynią poganie, którzy mniemają, że dla wielomówności swojej będą wysłuchani. Nie bądźcie tedy im podobni (Mt 6,7–8). Święty Benedykt doda: „Modlitwa powinna być krótka i czysta, chyba że natchnienie łaski Bożej skłoni nas do jej przedłużenia” (RB 20,4). Cisza jest jedną z cech Boskiej rzeczywistości: Pan nie był w trzęsieniu ziemi – Non in commotione Dominus (1 Krl 19,11), największe dzieła Boga ad extra dokonują się bez hałasu, w tajemnicy: Zaprawdę, Ty jesteś Bóg ukryty, Bóg Izraelów, zbawiciel! (Iz 45,15). Święci, którzy najbardziej zbliżali się do Boga, stawali się wielkimi miłośnikami ciszy.

Nie dopuszczamy zaś nigdy do niestosownych żartów oraz do gadania pustego i pobudzającego do śmiechu; potępiamy je zawsze i wszędzie. Nie pozwalamy uczniowi otwierać ust do takich rozmów (RB 6).

Oto czwarty i ostatni rodzaj rozmów: niestosowne żarty i puste gadanie, mowa światowa, która nie ma innego celu niż pobudzanie do śmiechu (przypomnijmy sobie odnośne narzędzia dobrych uczynków). Takie rozmowy są zakazane „zawsze” – „aeterna clausura”. Usta mnicha nigdy nie otworzą się do nich. Nasz Święty Ojciec zakazuje ich z wielką energią i jakby w uroczysty sposób.

Nie chodzi tu o wykluczenie wesołości z rekreacji. Jest nawet rzeczą mądrą unikanie fałszywej cnoty, która przeraża się i gorszy wszystkim. Kiedy mamy się dobrze, odbudowuje się w nas pokój i niewinność dziecka, jego moralna prostota. Pozostaje jednak w mocy zasada, że nawet swobodne rozmowy nie powinny dotyczyć pewnych tematów, nie powinny pojawiać się w nich pewne myśli zbyt rubaszne ani ton szyderczy lub bulwarowy. Śmiech sztucznie pobudzany nie będzie w dobrym guście. Są rzeczy, których nie warto dotykać, od których lepiej jest się oddalić. Nasza wrażliwość i troska o sprawy Pana ustrzegą nas od wszelkiej nieroztropności.

Nasz Święty Ojciec zabrania rozmów frywolnych „wszędzie” – „in omnibus locis”. Sugeruje w ten sposób, że są miejsca, w których dobre rozmowy są dozwolone, oraz inne, w których szczególnie należy zachowywać milczenie. W RB 42 powie o szczególnym czasie milczenia. Tradycja monastyczna wcześnie określiła, że absolutna cisza winna panować w kościele i w refektarzu, nawet poza czasem, gdy spotykają się tam bracia. W Cluny i w innych klasztorach do tych miejsc dołączano także dormitorium i kuchnię, a często także kapitularz, ogrzewalnię, zakrystię, wirydarz, zwłaszcza w tej części, która bezpośrednio przylegała do kościoła. Aby nie złamać prawa ciszy w Cluny i w Cîteaux wypracowano całą mowę gestów, sam św. Benedykt mówi o takich znakach podczas posiłków (zob. RB 38,7). Używali ich też w określonych przypadkach synowie św. Pachomiusza.

Dotychczas mowa była tylko o ciszy polegającej na niewypowiadaniu słów, bo jedynie o niej pisze wprost nasz Święty Ojciec. Jest jednak także cisza materialna, polegająca na braku hałasu. Jedna z sióstr wizytek zapytała św. Franciszka Salezego, co dobrego powinna zrobić, żeby dojść do doskonałości. Święty biskup, który bez wątpienia znał osobę, do której się zwracał, odpowiedział: „Moja siostro, sądzę, że Pan oczekuje od ciebie, żebyś cicho zamykała drzwi”. To, co było tylko całkiem osobistą radą i zawoalowanym przytykiem, w licznej wspólnocie i w akustycznym domu staje się zasadą ogólną i zawsze aktualną. Zewnętrzna cisza materialna służy tak modlitwie, jak studiom. Niełatwo jest modlić się pośród kanonady… Być może nie jest przesadą zachęta do czuwania nad swoim sposobem chodzenia, kichania, wycierania nosa. Czy trzeba wspominać o rozdzierającym ciszę brzęku talerzy i naczyń przed posiłkami, o podniesionych głosach na terenie klasztoru albo w czasie rekreacji? Te problemy znikają, gdy przestrzega się dobrych manier, dba o wychowanie i wówczas, kiedy każdy żyje ze świadomością, że nie jest jedyną osobą na świecie.

Wreszcie kilka słów o ciszy wewnętrznej. To jest prawdziwe uzasadnienie i cel wszystkich innych jej form. Przygotowana i ułatwiona przez nie, jest jednak od nich czymś zupełnie innym. Niektóre dusze nie lubią hałasu zewnętrznego i nie oddają się rozmowom bez końca, jednak nie ma w nich prawdziwej ciszy. Za zamkniętymi ustami trwa nieustanny zgiełk głosów wewnętrznych, na miarę nieumartwionych uczuć. Gdy Pan chciał pochwalić szczęście i prostotę kontemplacji, powiedział do Marty: Marto, Marto, o bardzo wiele rzeczy troszczysz się i kłopoczesz (Łk 10,41). Czyż nie jest to wyrzut, który najczęściej mógłby skierować do nas? Czy czasami uświadamiamy sobie w szybkim rachunku sumienia nieskończoną liczbę przedmiotów i spraw, które przepływają w strumieniu naszej świadomości? Wspomnienia, urazy, projekty, żale, poszukiwania marności, gniewy i złości, niepokoje, skrupuły – jak wieloma uderzeniami wiatru, jak wieloma falami jest poruszany świat naszego życia wewnętrznego! Brat, którego dostrzegamy, nagle przypomina nam całą serię doświadczeń; idziemy tym mylnym tropem tak daleko, tak długo, że w końcu nie możemy się odnaleźć. Niekiedy jakieś drobne wydarzenie wywołuje w nas powieść. Kiedy indziej jakaś miła scena przywołuje obrazy przeszłości, wskrzeszamy wtedy minione radości i relacje. Nasza dusza staje się jakby wielkim holem, projektorem filmowym, gramofonem czy kalejdoskopem. Często za poważne rozproszenie uznajemy sytuację, gdy coś nagle i na krótko zaburzy nasze życie. Tymczasem prawdziwym poważnym rozproszeniem jest zwrócenie całej naszej aktywności w kierunku innym niż Bóg.

Najgłębszą intencją ciszy jest wyzwolenie duszy, dodanie jej sił i swobody, aby mogła przylgnąć do Boga. Ona czyni duszę wolną, tak jak posłuszeństwo oddaje całą swą doskonałość woli. Ma też, podobnie jak praca fizyczna, podwójną skuteczność: odcina nas od niskich upodobań naszych popędów zmysłowych i utwierdza w dobru. Cisza powoli wprowadza nas w krainę spokoju, na „wyniosłe miejsca na szczytach myśli” – „sapientum templa serena”, gdzie stajemy się zdolni mówić do Boga i słyszeć Jego głos. Jest więc ona trwale związana z wiarą i miłością. I jak nie żąda się od nas posłuszeństwa po to, aby uczynić z nas niewolników, tak też nie żąda się od nas ciszy z powodu jakiegoś szczególnego upodobania do dręczenia. Wszystkie te troskliwe ograniczenia nie są gwałtem na naszych prawach. Cisza jest dziełem uroczystym [oeuvre festive], dlatego też zgodnie ze starymi zbiorami zwyczajów zachowywano ją rygorystycznie w święta – „propter festivitatis reverentiam”. Jednak przecież w duszy chrześcijańskiej każdego dnia jest święto.


Fragment publikacji Komentarz do Reguły św. Benedykta


Dom Paul Delatte OSB (1848–1937) w wieku 35 lat, będąc kapłanem i wykładowcą filozofii na Katolickim Uniwersytecie w Lille, wstąpił do benedyktyńskiej wspólnoty mnichów w Solesmes. W 1888 r., w kilka dni po złożeniu profesji wieczystej został przeorem. Dwa lata później wspólnota powierzyła mu urząd opata, który sprawował przez ponad trzydzieści lat. Dom Paul Delatte był człowiekiem wszechstronnie i dogłębnie wykształconym. Doskonale znał i twórczo rozwijał dzieło Dom Prospera Guérangera; jest autorem obszernej biografii pierwszego Opata Solesmes. Niestrudzenie nauczał swoją wspólnotę. Jego dzieła są nie tylko świadectwem ogromnej wiedzy i erudycji, ale przede wszystkim żywego i autentycznego życia modlitwy.


Fot. Marcin Marecik / Na zdjęciu: fragment obrazu św. Benedykta w jednej z kaplic bocznych z kościoła świętych Piotra i Pawła w Tyńcu. Poznaj znaczenie i symbolikę.

(Visited 481 times, 2 visits today)


Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.

Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.

To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!

Zamknij