Umieszczony przez 11:49 Duchowość monastyczna

Zaufanie, które myli się rzadziej niż dowody – o logice wiary

Pośród zagadnień dotyczących wiary logicznie pierwszym i najbardziej chyba dyskutowanym jest problem stosunku wiary do rozumu. Nie jest to może sprawa najżywiej interesująca tych, którzy już są „we wnętrznościach” wiary.

Pośród zagadnień dotyczących wiary logicznie pierwszym i najbardziej chyba dyskutowanym jest problem stosunku wiary do rozumu. Nie jest to może sprawa najżywiej interesująca tych, którzy już są „we wnętrznościach” wiary. Ich może więcej zajmują takie problemy, jak wiara w życiu ucznia Chrystusowego albo wiara jako rozpoczęte już tu na ziemi widzenie Boga i życie wieczne. Niemniej jest to problem zawsze najbardziej palący, który w dzisiejszej sytuacji jest jeszcze aktualniejszy niż kiedykolwiek. Koniecznie trzeba tu ludziom dopomóc.

Kościół od samego początku swych dziejów niezmiennie naucza, że akt wiary jest aktem rozumnym, to znaczy rozumowo uzasadnionym. Oczywiście nie w tym sensie, że same prawdy wiary dadzą się rozumowo udowodnić, ale w tym sensie, że można dowieść, iż wierzyć należy, można wykazać – bez uciekania się w tym do świateł nadprzyrodzonych – że przyjmując wiarę, człowiek postępuje słusznie, natomiast odrzucając ją, postępuje niesłusznie.

Z takiego stanowiska nie wynika, że sam akt wiary jest tylko konkluzją poprawnego rozumowania. Przyjmijmy na przykład, że ktoś bezbłędnie udowodnił istnienie Boga, historyczność i posłannictwo Chrystusa oraz Jego nieomylny autorytet, tudzież przedłużenie się tego posłannictwa i tego autorytetu w Kościele rzymskokatolickim. Ten człowiek mógłby wyprowadzić z tego wniosek praktyczny: a więc należy się poddać nauczaniu Kościoła. Mógłby nawet powiedzieć: wobec tych argumentów ja się poddaję autorytetowi Kościoła i odtąd będę urabiał mój własny światopogląd i kierował mym postępowaniem według tego, co głosi Kościół.

Czy taki człowiek byłby wierzącym? Zdawałoby się oczywiście, że tak, a jednak trzeba by powiedzieć: niekoniecznie. Dlaczego niekoniecznie? Czegoż może tu jeszcze brakować? Ten człowiek prawy wysiłkiem swego uczciwego myślenia doszedł do przeświadczenia o prawdziwości katolickiego Kościoła. Z tej konkluzji teoretycznej wyciągnął konsekwencje praktyczne. Czyż nie jest to już wiara? Nie przeczę, że w praktyce u podstaw takiej decyzji życiowej może już działać wlana w duszę przez Boga łaska wiary, bo Bóg niewidzialnie prowadzi szukającego prawdy człowieka, ale w tej chwili chodzi mi jedynie o stwierdzenie, że postulat rozumności wiary nie oznacza, że do samego aktu wiary można dojść bezpośrednio drogą rozumowania, ale znaczy tylko to, że człowiek jest zdolny rozumowo dowieść, że jego postawa wiary jest słuszna, że autorytet nauczycielski, rewindykowany przez Kościół katolicki, da się naturalnym rozumem udowodnić umysłom nieuprzedzonym, bez uciekania się w tym dowodzeniu do żadnych nadnaturalnych świateł. Wszakże sam akt wiary jest owocem nie ludzkiego rozumowania, ale udzielającego się człowiekowi światła łaski Bożej.

Gdyby więc ten człowiek, o którym mówiliśmy wyżej, nie otrzymał jednocześnie tego światła, mógłby wprawdzie na podstawie łańcucha logicznie ze sobą powiązanych wniosków dojść do rozumnego przekonania, że powinien się poddać kierownictwu Kościoła, ale to przekonanie nie byłoby jeszcze wiarą, ale czysto ludzką konkluzją uczciwego i logicznie prawidłowego rozumowania. Wszystkie wysiłki ludzkie zatrzymują się u progu nadprzyrodzonej wiary. Tu leży zasadnicza bezsilność nasza w stosunku do nadprzyrodzoności, której naszymi siłami nie możemy ani dosięgnąć, ani na jej otrzymanie zasłużyć uczciwością naszego myślenia czy nienagannością naszej etycznej postawy.

Wiara bowiem należy do zupełnie innego rzędu rzeczywistości i jako udział człowieka w poznaniu, jakie sam Bóg o sobie posiada, osiągnięta być może tylko na jednej drodze, a mianowicie przez dar miłosiernego Boga, ale daru tego On nie odmawia szczerze szukającym, bo On nas szuka więcej niż my Jego.

A więc jeżeli twierdzimy, że wiara nasza jest rozumna, to nie twierdzimy, że prawdy wiary same w sobie dadzą się udowodnić rozumowo, ani nawet że do aktu wiary można dojść przy pomocy samego tylko rozumu; twierdzimy natomiast, że rozum może nas zaprowadzić aż do samego progu wiary, mianowicie aż do przeświadczenia, że uwierzyć jest rzeczą jak najbardziej uzasadnioną, a nawet że należałoby to uczynić. Z tym łączy się oczywiście i zdolność rozumu do wykazania niesłuszności wszystkich zarzutów przeciwko wierze i do udowodnienia, że żadna z prawd wiary nie jest sprzeczna ani z rozumem, ani z prawdziwymi osiągnięciami nauki. Rola rozumu nie kończy się jednak w momencie, gdy przychodzi wiara, ale wierzący używa nadal swego rozumu do zgłębiania i wyjaśniania prawd wiary, w miarę jak na to pozwala ich charakter nadprzyrodzonych tajemnic. To wszystko mamy na myśli, gdy twierdzimy, że wiara nasza jest rozumna.

Słyszę już jednak obiekcję czytelnika: w teorii wszystko to jest sensowne, ale życie temu zaprzecza. Wszyscy przecież znamy fakt istnienia wiary, i to nieraz bardzo mocnej i żywej wiary u ludzi zupełnie prostych i niewykształconych, a przeto nieprzygotowanych do rozwiązania problemów filozoficznych czy historycznych, jakie racjonalność wiary suponuje. Wszyscy znamy np. takie typy starych ludzi ze wsi, którzy się nie uczyli ani czytać, ani pisać, a jednak nie tylko że w Boga wierzą, ale nawet mają gorącą wiarę i osobisty kontakt z Bogiem w modlitwie. Powstaje więc pytanie, którego nie można zbyć jakimś sloganem: na czym się ta wiara opiera? Twierdzenie, że ta prosta i bez żadnego wykształcenia pobożna staruszka przestudiowała filozoficzny problem istnienia Boga oraz dowody historyczności Chrystusa, jest oczywistą niedorzecznością. Stąd dylemat: albo wiara nie musi się opierać na rozumie, bo ta kobieta, której wszelkich podstaw rozumowych wiary brak, jednakowoż prawdziwie wierzy i według wiary żyje; albo wiara musi zawsze opierać się na rozumie, ale w takim razie zgódźmy się na wniosek, że ci prości ludzie nie mają prawdziwej wiary, można by nawet powiedzieć, że ich trwanie przy wierze nie jest uczciwe, gdyż nie jest uzasadnione. To po prostu fideizm. Jak wyjść z tego dylematu, bo ani jedna, ani druga alternatywa nie jest dla nas do przyjęcia. Twierdzimy bowiem z jednej strony, że wiara zawsze musi mieć podstawę rozumową i fideizm został raz na zawsze przez Kościół odrzucony jako fałszywy, ale z drugiej strony wcale nie mamy ochoty ani prawa przyjąć alternatywy przeciwnej, która dyskwalifikuje wiarę takich ludzi, jak np. Bernadeta z Lourdes czy dzieci z Fatimy. Cóż więc począć? Jak z tego wybrnąć?

Jesteśmy zdecydowani ratować obydwie zagrożone przez naszego oponenta wartości: z jednej strony charakter racjonalny wiary, a z drugiej strony autentyczność tejże u wielu ludzi zupełnie niewykształconych. Myślę, że bliższe przypatrzenie się zagadnieniu pozwoli nam zrozumieć, że te dwie rzeczy bynajmniej się wzajemnie nie wykluczają.

Zróbmy najpierw pewne rozróżnienie. Gdy chodzi o Kościół jako całość, należy powiedzieć, że aby wiara Kościoła była rozumna, trzeba koniecznie, by tenże Kościół był w stanie rozumowo udowodnić przeciwko wszystkim zarzutom, iż jest w posiadaniu Boskiego Objawienia – i że ma misję nieomylnego nauczania wszystkich ludzi tej prawdy objawionej. Gdyby tego, argumentami po ludzku sprawdzalnymi, udowodnić nie mógł, trzeba byłoby zaprzeczyć twierdzeniu, że wiara Kościoła jest rozumna.

Gdy jednak chodzi o poszczególnych ludzi, żądanie, by każdy z nich był zdolny wszystkie ewentualne obiekcje przeciwko wierze rozwiązać, i uważanie tego za warunek, aby móc uznać jego wiarę za rozumną, jest oczywiście nadmierne. Trzeba więc uznać, że wiara poszczególnego człowieka może być rozumna nawet wówczas, gdy nie odpowiedział on sobie na wszystkie obiekcje, które się czyni przeciwko wierze, a nawet gdy większości tych obiekcji w ogóle nie zna. U każdego jednak człowieka, nawet zupełnie prostego, wiarę zawsze poprzedza jakiś sąd o wiarygodności świadectwa, przez które Ewangelia do jego świadomości dociera. Ten sąd o wiarygodności nie jest jeszcze aktem wiary, ale aktem naturalnym rozumu, poprzedzającym i warunkującym akt wiary. Ten sąd może nawet nie być w pełni sformułowany, jak np. u dziecka sąd o wiarygodności rodziców, przez których usta dochodzi doń Objawienie Boże, ale sąd ten w jakiejś postaci zawsze jest. Dla dziecka wiarygodność rodziców jest jakby oczywista, ale to też jest sąd; sąd rozumny, gdyż poparty autorytetem całej ludzkiej natury. Żeby zaś wiara człowieka była rozumna, wystarczy, by ten sąd o wiarygodności był rozumny, a bynajmniej nie trzeba, by zawierał w sobie odpowiedź na wszystkie zarzuty przeciwko wierze. Trzeba jednak, by doprowadził do jakiejś pewności.

Do jakiej pewności? Czy konieczna jest taka bezwzględna pewność jaką mamy w matematyce? Obserwując życie ludzkie, widzimy, że człowiek najważniejszych nawet decyzji życiowych nie opiera na takiej bezwzględnej pewności, gdyż jest ona po prostu nieosiągalna. Co do niektórych rzeczy mamy wysoki stopień pewności, oparty na naszym własnym doświadczeniu zmysłowym, bośmy widzieli, słyszeli, dotykali… Człowiek jednak nie jest w stanie wszystkiego sam dociec ani osobiście sprawdzić i dlatego w większości swych życiowych rozstrzygnięć opiera się na świadectwie ludzi, którzy to sami sprawdzili, albo od takich się pośrednio lub bezpośrednio dowiedzieli, którzy te rzeczy widzieli lub w jakiś inny sposób bezpośrednio ich doświadczyli.

Nie byłem nigdy w Ameryce, ale nie mam żadnej wątpliwości, że Ameryka istnieje i moja ewentualna decyzja osiedlenia się w Ameryce może być całkiem rozumna, chociaż oparta na świadectwie innych ludzi. Pewność taką zwiemy „pewnością moralną”. Pewność moralna oparta na ludzkim świadectwie nie jest nigdy pewnością absolutną i może mieć różne stopnie. Moja pewność co do istnienia Ameryki jest pewnością moralną bardzo wysokiego stopnia, gdyż na tym punkcie wszyscy ludzie są zgodni i nie słychać, by były na ten temat wątpliwości czy dyskusje, zresztą jest to rzecz sprawdzalna i wciąż na nowo sprawdzana. Podobnego rodzaju jest pewność osiągalna w naukach przyrodniczych przez uczonych, którzy osobiście danego prawa fizycznego doświadczalnie nie sprawdzili. Chociaż opierają się w tym na doświadczeniach innych, mają jednak zupełną pewność, gdyż chodzi o prawdy zawsze sprawdzalne i nieustannie sprawdzane.

Człowiek jednak w życiu nie zawsze może się oprzeć na pewnościach moralnych tak niezawodnych, ale musi się zadowolić pewnościami niższego stopnia, i to w decyzjach nieraz bardzo ważkich, angażujących jego własne życie i życie innych ludzi, a jednak takie decyzje uważane są powszechnie za rozumne i godne człowieka. Tak np. postępuje człowiek, który poddaje się ciężkiej operacji na zapewnienie chirurga, że to jedyna droga do wyzdrowienia, albo dowódca, który wydaje rozkaz do bitwy na podstawie meldunków o ruchach nieprzyjaciela. W obydwu tych wypadkach chodzi o decyzję ważną, opartą nie na matematyce ani na naukowej pewności, ale na moralnej pewności niższego rzędu. Suponuje się bowiem, że lekarz jest fachowcem a jednocześnie życzliwym i odpowiedzialnym człowiekiem, a w drugim wypadku suponuje się, że meldunki odpowiadają prawdzie, i od tego przekonania uzależnia się losy armii. Nikt jednak nie powie, że decyzje tego chorego czy tego dowódcy nie są aktami godnymi rozumnej natury człowieka.

Stwórca człowieka, który jest bardziej ludzki niż ludzie, przychodząc do człowieka z miłości przez swoje Objawienie, przemawia do niego takim językiem, do jakiego on przywykł, posługuje się zwykłymi metodami natury. Skoro więc jest rzeczą normalną, że człowiek człowiekowi ufa, że świadectwo ludzkie zdolne jest stworzyć w umyśle przekonanie, Bóg tą właśnie zwyczajną drogą przychodzi.

W szczególności jest rzeczą najnormalniejszą w świecie, a zatem i najrozumniejszą, bo z samej ludzkiej natury wypływającą, że pierwszymi nauczycielami dziecka są rodzice. Dziecko nie jest w stanie kształtować sobie samodzielnie światopoglądu, przeto postawa przyjmująca w stosunku do kształtującego umysł i duszę wpływu rodziców jest dla dziecka jak najbardziej naturalna, a więc i rozumna. Ten wpływ rodziców wytwarza w umyśle dziecka pewien kapitał przekonań, z którym ono idzie w życie. Natomiast postawa małego dziecka, krytyczna i nieprzyjmująca w stosunku do rodziców, byłaby czymś nienormalnym i nienaturalnym; to byłoby jakieś wypaczenie.

A więc Bóg w swej ekonomii nadprzyrodzonej potwierdza niejako i konsekruje porządek naturalny, używając do swych wyższych celów tej naturalnej więzi miłości i zaufania, jaka między ludźmi istnieje. Dlatego wszelkie poważniejsze zakłócenie praw natury ludzkiej prowadzi do głębokich powikłań także i w dziedzinie ekonomii nadprzyrodzonej. Prawda ta skłania do poważnych refleksji w czasach, gdy człowiek lepiej rozumie prawa rządzące maszynami niż prawa swej własnej natury, które nieustannie gwałci. Mamy tak trudną drogę do Boga, bośmy w dużej mierze zatracili człowieka i każdy z nas zamknął się w sobie w obawie przed bratem swoim, kurczowo broniąc swej wypieszczonej indywidualności, chcąc do wszystkiego dojść sam i uważając zawdzięczanie czegoś innym za przejaw braku osobowości. Zapewne jest to podświadoma, ale bolesna reakcja jednostki przeciwko społeczności, której nie kocha i przez którą się nie czuje kochana. I zatraciliśmy tak wielką pomoc w drodze do Boga, jaką w planach Bożych jest kochający człowiek. Bo Bóg nas pomyślał w jedności, a życie społeczności ludzkiej jako nieustanny dar wzajemny, i ten wzajemny dar ma być drogą do Niego. On chciał byśmy nawet nadprzyrodzone dobra jedni drugim zawdzięczali, aby to, co nas łączy z Nim, łączyło nas jednocześnie między sobą. On chciał, byśmy wszyscy umieli dawać i byśmy wszyscy umieli przyjmować, bo nie ma takiego człowieka, który by nie miał nic do dania, i nie ma takiego, który by nie potrzebował braterskiego daru. Wszystko bowiem dla miłości i dla pokory urządził Pan i tak jest właśnie najrozumniej.

„Rozumny” nie znaczy jednak to samo co „nieomylny”. Zaufanie dziecka do rodziców jest postawą rozumną, ale to zaufanie nie jest nieomylne, bo tam, gdzie jest człowiek, tam też są błędy nieodłączne od naszej ułomności. Nawet matka może swe własne dziecko okłamywać, a – co jest o wiele częstsze – rodzice mogą mieć sami błędny światopogląd i udzielić go dziecku. Tak niestety często bywa. Ale wszystkie te odchylenia od natury nie zmieniają samej natury ani jej prawa, które mówi, że człowiek jest dla człowieka dawcą prawdy i że uwierzyć świadectwu człowieka jest, według myśli Stwórcy, aktem godnym ludzkiej istoty, aktem rozumnym.

Reasumując więc wszystko, cośmy dotychczas powiedzieli, stwierdzamy, że pojęcie wiary rozumnej nie wymaga ani dojścia drogą dedukcji intelektualnej do samego aktu wiary, co jest niemożliwe z powodu braku ciągłości między naturą i nadprzyrodzonością, ani nawet osobistego sprawdzenia wszystkich argumentów, na których się wiara Kościoła opiera. Rzecz oczywista, że pod tym względem będą zachodziły między ludźmi dość znaczne różnice. O wiele mniej potrzeba, aby akt przyjęcia wiary móc zakwalifikować jako rozumny, gdy wiarę przyjmuje dziecko, niż gdy wiarę przyjmuje wybitny intelektualista. Od tego ostatniego żąda się, by wiarygodność świadectw krytycznie ocenił.


Fragment publikacji Świadectwo wiary


Piotr Rostworowski OSB/EC – benedyktyn, pierwszy polski przeor odnowionego w 1939 roku klasztoru w Tyńcu. Więzień za czasów PRL-u. Kameduła – przeor eremów w Polsce, Włoszech i Kolumbii. W ostatnim okresie życia rekluz oddany całkowitej samotności przed Bogiem. Zmarł w 1999 roku i został pochowany w eremie kamedulskim we Frascati koło Rzymu. Był zawsze bliski mojemu sercu – napisał po Jego śmierci Ojciec Święty Jan Paweł II. Autor licznych publikacji z dziedziny duchowości i życia wewnętrznego.


Fot. Christoph Birkner / Archiwum Opactwa Benedyktynów w Tyńcu

(Visited 704 times, 95 visits today)


Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.

Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.

To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!

Zamknij