Nie lubi pytania „dlaczego nie został mnichem?” Zawsze jednak odpowiada na nie cierpliwie. Można mieć wrażenie, że świadomie spełnia misję świeckiego wspierającego mnichów. Dlatego od niepamiętnych czasów jest oblatem. Ba, ostatnio nawet pełni odpowiedzialne funkcje w grupie zbierającej się przy „jego” opactwie. Jest ono „jego”, bo od „zawsze” tam przychodzi – nie tylko na Mszę św. Nieważne, że mieszka daleko. Od zawsze czuł przekonanie, że tu musi być. Jego żona zdaje się to rozumieć. Tak przynajmniej twierdzi Janusz. Zazwyczaj przybywa do opactwa bez żony.
Podczas niedzielnej Eucharystii często czyta pierwsze czytanie (mnisi czytają drugie). Można go poznać po zawsze nieskazitelnych, wiecznie „nowych” sportowych butach, które zakłada do eleganckich, przeważnie jasnych spodni. Ot, lekkość i wdzięk chciałoby się rzec. I jest coś na rzeczy, mimo, że Janusz jest już dobrze po siedemdziesiątce. Ma w sobie sporo entuzjazmu a nawet pewien idealizm. Trudno powiedzieć, czy dzięki bliskości z mnichami czy może… odwrotnie. A ta bliskość miała rozmaite formy i fazy. Najbardziej spektakularna i znamienna była ta, kiedy opat zapytał Janusza, czy nie zostałby klasztornym… ekonomem. Fakt, Janusz miał wykształcenie ekonomiczne, nieco doświadczenia jako księgowy. Nie mógł się więc nie zgodzić. Był dumny i przejęty. Wydawało mi się, że spełnia swą życiową misję. Niestety, nie trwało to długo. Raptem kilka miesięcy. Oficjalnie nie wiadomo, kto komu podziękował. Janusz ma swoją wersję, mnisi mówią co innego. Nic, stało się. Janusz nie przestał pojawiać się w opactwie. Nawet ma swój pokój, gdzie… nikt nie wie, co robi.
Niedawno wpadł na pomysł pewnego projektu muzycznego. Jako zapalony meloman pewnego razu znalazł płytę z… motetem ku czci św. Benedykta, napisanym przez pewnego barokowego kompozytora. Po niewielkiej kwerendzie dotarł do partytury, do muzykologicznej analizy utworu. Postanowił zaproponować opatowi wykonanie kompozycji w klasztornym kościele. Czasem organizuje się koncerty. Jest tyle okazji. Utwór zdawał się spektakularny, choć trwał tylko kilka minut.
Aby dobrze przygotować się do spotkania z opatem Janusz najpierw spotkał się z bratem Klemensem, z wykształcenia muzykiem, który nieraz organizował w opactwie muzyczne wydarzenia. Tak powstała strategia jak przekonać opata do projektu. Wszystko wydawało się być na dobrej drodze. Należało tylko znaleźć sponsorów. Tego Janusz jednak nie mógł przeskoczyć. Wydawało mu się, że ma tyle znajomości klasztornych, ale nic z nich nie wynikło. W sumie pewnie wcale nie chodziło o klasztorne znajomości. Na rozmowę z opatem też czekał dość długo. I tu się okazało, że brat Klemens miał rację: bez sponsorów ani rusz. Opactwo nie ma pieniędzy na koncert. Janusz bardzo to wszystko przeżył. Skarżył się oblatom, mnichom. Sytuacji jednak tym nie zmienił. Nie przestał przychodzić do opactwa, pojawiać się w swoim pokoju, czytać pierwsze czytanie podczas niedzielnej Eucharystii. Może stał się tylko nieco bardziej zgryźliwy. Jakby uleciał z niego entuzjazm a jego miejsce zastąpił sceptycyzm. Nic dziwnego, że niezbyt sympatycznie potraktował Klarę, która przyjechała z innego miasta i chciała coś dla opactwa zrobić. Miała pomysły, nawet pewne rzeczy już zaczęła. Janusz, choć zewnętrznie próbował okazać życzliwość, nie mógł powstrzymać się od ironicznych a nawet złośliwych komentarzy. Po prostu trudno mu było dopuścić myśl, że komuś mogłoby się udać współdziałać z mnichami, czyli uczynić to, o czym on marzył, a co mu się nie udało.
W głowie nieraz majaczy mu jednak pytanie: po co nadal chodzi do opactwa? Zwłaszcza po tym wszystkim, co go spotkało. Wypiera je jednak tym mocniej, im bardziej natarczywie wracało. Także obserwujący go z zewnątrz ludzie bardzo się temu dziwią. Są jednak surowi w ocenie: snobizm albo potrzeba znaczenia. No bo będąc tyle lat oblatem Janusz ma swoją pozycję.
Tak, jak jest napisane w Regule: kto przyszedł do klasztoru o drugiej godzinie dnia, musi wiedzieć, że bez względu na to, jakie by były jego wiek i godność, będzie zawsze młodszy od tego, kto przyszedł o godzinie pierwszej (RB 63, 8).To jest atut Janusza. Niezależnie od wszystkiego, im dłużej trwa, tym mocniejsza jest jego pozycja. Tym bardziej, że młodszym brak jego wytrwałości i pokory. Szybko odchodzą (jak to zostało wyżej wspomniane, nie bez pomocy Janusza). Trwanie mu się więc opłaca. Choć niełatwo mu z prefektem oblatów, jednak inni go szanują. Jest dla nich kimś. W pewnym sensie… żywą legendą, której oczywiście Janusz nie zaprzecza. Wręcz przeciwnie, lubi opowiadać o swej współpracy z opactwem – zwłaszcza jako ekonom. No i sama duchowość benedyktyńska! Był i jest do niej przekonany coraz bardziej. Jest wręcz z niej dumny. Niekiedy pisuje do biuletynu oblatów całkiem sympatyczne refleksje duchowe. Jednocześnie, nie da się ukryć, że z pewnym poczuciem wyższości patrzy na inne ruchy czy koła modlitwy, rozrastające się w okolicy jak grzyby po deszczu. Nie może zrozumieć, czemu ci ludzie nie przychodzą do opactwa. Podświadomie jednak się nieco z tego cieszy: wszak gdyby przyszli, a nuż by nawiązali udaną współpracę z mnichami, osiągając to, czego mu się nie udało. Jego pozycja byłaby zagrożona. Nie, to byłoby nie do pomyślenia. Trzeba więc tym bardziej bronić benedyktyńskiej tradycji, tych piętnaście wieków tradycji i sprawdzonej duchowości. Może to najistotniejszy motyw, dla którego trwa? Może w ten sposób jest jednak w stanie, niezależnie od wszystkiego, odnaleźć w sobie nieco tego młodzieńczego entuzjazmu i ideału, który miał na początku swej znajomości z klasztorem?
Podobnie jak myśl o motywach swego pozostawania przy opactwie, tak samo Janusz wypiera pytanie o współpracę świeckich z mnichami czy, szerzej, o rolę świeckich w Kościele. Podświadomie czuje lęk przed tym tematem. Jest już od tylu lat związany z opactwem. To powinno wystarczyć.
Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.
Fot. Marcin Marecik
Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...
Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.
Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.
To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!