Umieszczony przez 10:42 Pismo Święte

Lectio Divina #13 Sól i światłość świata / Mt 5,13–16

Chrześcijanin nie stawia zatem na widowiskowość, spektakularność, nie to jest naszym celem, żeby zrobić event czy happening, tylko chodzi o zrobienie tego, co do człowieka należy. Dokładnie tak, jak robił Chrystus, kiedy się wcielił i mieszkał między nami.

Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. (Mt 5,13-16)

Dzisiaj skupimy się na trochę krótszym fragmencie niż w poprzednim lectio divina o błogosławieństwach z Ewangelii św. Mateusza, z Kazania na Górze. Ten tekst można odczytać na dwa sposoby. Po pierwsze możemy go traktować jako zamkniętą całość, która ma nam przekazać jakąś określona naukę. Bądź też możemy traktować to, jako zbiór sentencji, z których każdą możemy wyławiać, oglądać ją i przykładać do naszego życia.

Np. możemy patrzeć na zdanie: Nie może się ukryć miasto położone na górze. I zastanawiać się tylko nad nim, przykładając do tego słowa Pana Jezusa: „Nic nie będzie ukrytego, co nie miałoby być objawione”, albo „Co słyszycie na ucho, powtarzajcie na dachach” czy „kto puka, temu będzie otworzone”. Wszystko co wiąże się z jakimś szukaniem.

Jednak na początku popatrzmy na ten tekst, jako na całość. To co jest tutaj zastanawiające, to w odróżnieniu do ośmiu błogosławieństw, z wyjątkiem ósmego skierowanego bezpośrednio do uczniów – Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was; pozostałe są bardziej ogólne: błogosławieni ubodzy, cisi itd. – słowa skierowane są bezpośrednio do uczniów. Podobnie z liczbą mnogą. W tym fragmencie Jezus mówi do słuchaczy „To wy jesteście solą ziemi. (…) wy jesteście światłem świata”. Intuicyjnie rozumiemy, że jest to podkreślenie roli, jaką odgrywają uczniowie Chrystusa we współczesnym świecie.

Przy okazji możemy na ten tekst popatrzyć w ten sposób, że on całkiem inaczej uczy nas patrzenia na nas samych. Być może mamy tendencje do tego, żeby patrzeć na siebie w sposób nieprzychylny, z niższego punktu widzenia, żeby raczej wyliczać swoje wady, żeby patrzeć na swoje słabości. Natomiast tutaj Jezus z wielkim naciskiem mówi o ludzkiej godności, o wartości, którą posiada człowiek. Przy czym ta godność, która zostaje człowiekowi udzielona, którą dostrzega w człowieku sam Bóg, nie w formie grzecznościowej tylko jako stwierdzenie faktu, że rzeczywiście tak jest, to równocześnie jest zadanie. To nie tani komplement powiedziany na otarcie łez, ale przypomnienie wielkiej godności człowieka i wielkiego zadania, jakie w związku z tym się wiąże.

Zawsze, kiedy wracam do tych słów:

Wy jesteście solą ziemi. (…) Wy jesteście światłem świata (…) Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.,

to przypomina mi się początek Księgi Rodzaju, kiedy Bóg stwarzał kolejne byty, cały świat i za każdym razem, jeden z redaktorów Księgi powtarzał jak refren: Wszystko, co Bóg stworzył było dobre. I Bóg widział, że jest dobre. I widział, że wszystko co stworzył było bardzo dobre.

Ten tekst zaprasza nas do tego, żebyśmy spojrzeli na siebie Bożymi oczami. Pan Bóg kiedy patrzy na nas, to patrzy właśnie z takiej perspektywy i przez taki pryzmat, jako na sól ziemi i światłość świata. Zwłaszcza ten drugi tytuł „światłość świata” wydaje się ważny, dlatego że Chrystus Pan tak określił samego siebie w Ewangelii św. Jana. Kiedy miał uzdrowić niewidomego od urodzenia, to powiedział: Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata (J 9,5). Rolą chrześcijanina, który próbuje żyć na serio swoją wiarą czyli rolą oblata, kogoś kto chce naprawdę żyć Regułą Benedykta, jest tu i teraz uobecnianie Syna Bożego, o czym mówiliśmy już komentując 2. rozdział Reguły mówiący o Opacie.

Zadanie bardzo wielkie i na samym początku Chrystus Pan nam pokazuje, jaka jest alternatywa. Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już, nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Potem, kiedy będziemy czytać mowę eschatologiczną czyli nauczanie Jezusa dotyczące końca świata, tam będzie mowa o wyrzuceniu w ciemności, tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Tutaj, ostateczny moment, kiedy człowiek nie spełni swojego zadania jest porównany do wyrzucenia na śmietnik.

Ten tekst również wiąże się z drugim rozdziałem Reguły tak, jak próbowaliśmy go odczytać podczas konferencji, czyli odwołuje się do naszego bardzo głębokiego poczucia tożsamości. Chrześcijanin musi sobie zdawać sprawę z tego kim jest i jakie ma obowiązki. Św. Jakub w I. rozdziale swojego Listu mówi, że tacy ludzie, którzy nie mają w sobie wytrwałości, przypominają bałwany miotane wiatrem to w lewą, to w prawą stronę. Chrześcijanin jest człowiekiem, który nie przypomina fali morskiej miotanej żywiołami, ale wręcz przeciwnie, przypomina skałę, która jest nie do ruszenia.

Popatrzmy teraz na te dwa obrazy, którymi Chrystus się posługuje, kiedy chce opisać naszą chrześcijańską tożsamość. Nazywa nas solą i nazywa nas światłem. Zastanówmy się nad naturą, w jaki sposób te dwa przedmioty zachowują się w naszym świecie.

Jeżeli popatrzymy na sól, przede wszystkim myślimy o smaku, w tamtych czasach był to rodzaj cennego kruszcu; przez to pokazane jest jak cenny jest człowiek. Zastanówmy się kiedy ona zaczyna pracować. Sól zaczyna pracować, gdy zostaje dodana do jakiegoś przedmiotu – w naszej perspektywie patrząc, to do sałatki, do zupy. Kiedy soli się mięso, normalnie soli nie widać, rozpuszcza się w wodzie, jakby wnika w tę rzeczywistość, do której została przydzielona. Ale pomimo tego, że jej nie widać, to przez swoją naturę, przez to jaka jest, zmienia to, do czego została dołączona. Nie może jej być za dużo, bo wtedy mamy przesolenie, nie może też być jej za mało, tylko w sam raz. Obecnie jako chrześcijanie możemy czuć się, że jesteśmy wymierającymi dinozaurami albo że jesteśmy już nikomu niepotrzebni, że jest nas bardzo mało, i że nas w świecie nie widać. Ale tak jak nie można sobie wyobrazić potrawy bez soli, tak świata nie można sobie wyobrazić bez chrześcijan.

Ojciec Grzegorz przypomniał List do Diogneta, który mówił – czym jest dusza w ciele tym są chrześcijanie w świecie, którzy są niewidoczni, ale są w każdym miejscu na ziemi i przez to, w ten sposób ratują świat. A zatem sól, która jest konieczna, która się rozpuszcza, której nie ma wiele, której nie widać, ale jest konieczna. I to może nam pomóc w konsekwentnym podjęciu naszych obowiązków jako chrześcijan. Możemy też popatrzeć na Jezusa jako na sól. Nigdy w ten sposób o sobie nie mówi, ale skoro mamy Go naśladować, ponieważ porównuje nas do soli, to sól obrazuje Jego samego. Kiedy przebywał na świecie, widziała Go niewielka garstka ludzi, poruszał się po terenie Palestyny, ale jednak Jego nauczanie, Jego męka, śmierć i zmartwychwstanie – wydarzenia paschalne zmieniły świat.

Chrześcijanin nie stawia zatem na widowiskowość, spektakularność, nie to jest naszym celem, żeby zrobić event czy happening, tylko chodzi o zrobienie tego, co do człowieka należy. Dokładnie tak, jak robił Chrystus, kiedy się wcielił i mieszkał między nami. Można patrzeć na Jezusa jako na sól – raz wrzucony w „zupę tego świata”, ustanowiwszy Kościół w dalszym ciągu na tym świecie trwa i nic nie jest w stanie Go usunąć z przestrzeni ludzkiego życia.

Z drugiej strony mamy powiedziane, że chrześcijanie są jak światło. I znowu, światła jako takiego nie widać, a z drugiej strony bez światła nie widać nic. To jest pewnego rodzaju paradoks. Pamiętamy z fizyki, że światło działa w ten sposób, odbija się ono od przedmiotów, które znajdują się w danym pomieszczeniu i potem przenika do naszych oczu i w ten sposób mamy możliwość zobaczenia tych przedmiotów, ale fotonów, które krążą wokół nas nie widać i nawet o nich nie myślimy. Jest to zatem pojęcie analogiczne do soli, wskazujące na służebność roli chrześcijańskiej w świecie. Pokazywanie świata takim, jakim jest, przypominanie o tym, w jaki sposób rzeczywistość wygląda, a dzięki temu pokazywanie, w jaki sposób należy w rzeczywistości się poruszać. To jest podstawowe zadanie chrześcijańskie. Pamiętamy też, że światło samo sobą nie naucza, nie zabiera głosu, tylko robi swoje. Chrześcijanin, oblat, powinien działać dokładnie w taki sam sposób. Nie przez nauczanie ustne, przynajmniej nie zawsze, tylko przez swoje życie. W jaki sposób podejmuje decyzje, prowadzi swój dom, wykonuje swą pracę, w jaki sposób się modli. 'To jest działanie fotonu, który pokazuje rzeczywistość taką jaka jest.

Z jednej strony bardzo mało efektywne, bo nas ludzie nie zauważą, ale z drugiej strony pokazujące rzeczywistość w całej jej głębi. Zadanie zatem bardzo wielkie i mogące w słuchaczach wzbudzić niepokój. I dlatego Jezus, aby podnieść na duchu swoich uczniów mówi do nich dalej: Nie może się ukryć miasto położone na górze. Przez to miasto należy rozumieć królestwo Boże, należy oczywiście rozumieć Pana Boga, w najgłębszym sensie tego słowa. Będziemy to rozważać, kiedy będziemy czytać Księgę Apokalipsy św. Jana, gdzie ostateczny stan ludzkiego szczęścia będzie przedstawiony jako miasto – Jerozolima niebiańska. Zazwyczaj, kiedy myślimy o literaturze antycznej, o przestrzeni, która wydaje się być dla starożytnych miejscem spokoju i idylli, to jest przede wszystkim wieś. Wszystkie Bukoliki, Georgiki wergiliańskie czy jeden z najpiękniejszych dialogów platońskich jakim jest Fajdros dzieją się na wsi – gdzieś nad strumyczkiem szemrzącym, pod jakimś drzewem – obraz sielski, anielski.

Nowy Testament podejmuje obraz szczęścia wiecznego poprze obraz miasta – niebiańskiej Jerozolimy. Tutaj Jezus próbuje nam to pokazać. Podejmujecie wysiłek, aby zmieniać świat, żeby świadczyć o Mnie tak, jak sól. Podejmujecie wysiłek, żeby być dla ludzi tak, jak światło. Czasami może się wam wydawać, że wasz wysiłek pozostaje bezowocny, czasami błądzicie jakby w mroku i ludziom Boga nie przybliżacie, ale nie może się ukryć miasto położone na górze. Pan Jezus pokazuje nasz cel, naszą pracę, ale pokazuje też ostateczną perspektywę. Nie może się ukryć miasto położone na górze – finał historii świata będzie taki, jak mówi Apokalipsa: Przyjdą wszystkie narody i padną na twarz przed Tobą, bo objawią się Twoje słuszne wyroki.

Nie wiemy jak to będzie wyglądało, jak to Pan Bóg przeprowadzi, ale mamy taką obietnicę i w Ewangeliach i w Księdze Apokalipsy, a tutaj w tym jednym zdaniu – nie może się ukryć miasto położone na górze.

Ja czasami, jak mam trudne chwile w moim życiu, i czasami wydaje mi się, że wszystko co robię jest beznadziejne i do niczego się nie nadaje, to wtedy lubię sobie powtarzać to zdanie: Nie może się ukryć miasto położone na górze. Troszeczkę jak tą metodą, jaką radził Ewagriusz, żeby nachodzące nas złe myśli zwalczać odpowiednio dobranym cytatem wybranym z Pisma Świętego. Jest to jeden z tych cytatów, które sobie kiedyś dostałem, i który do mnie co jakiś czas wraca, żeby dodać sobie odwagi i nie dać się przygnieść smutkowi, bo rzeczywiście nie może się ukryć miasto położone na górze.

Kolejne zdanie, że nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu, to jest skierowane do nas, jako rodzaj lekarstwa, które powinniśmy sobie aplikować, kiedy nam się wydaje, że nasze życie jest całkiem bez znaczenia, że jesteśmy w miejscu, gdzie nic nie robimy, albo gdzie niewiele możemy, że bardziej przydalibyśmy się gdzieś indziej, albo jako inni ludzie. To zdanie z Ewangelii mówi nam, że skoro jesteśmy światłem, to sami nie zapaliliśmy się, tylko zapalił nas Pan Bóg, a światła nie zapala się pod korcem tylko na świeczniku, więc jeśli staramy się żyć, jako chrześcijanie tak żyć, to jesteśmy na świeczniku. Może tego nie widzimy z naszej perspektywy, ale skoro Pan Bóg nas umieścił w takim życiu, w takiej roli, w takim kontekście, to jesteśmy dokładnie w tym miejscu, w którym powinniśmy być. Myślenie o tym, „co by było gdyby…” jest stratą czasu. Trzeba robić swoje w tym miejscu, gdzie się jest, bo nie jesteśmy pod korcem, tylko na świeczniku i świecimy wszystkim ludziom, którzy są w domu.

Jako podsumowanie mamy zachętę: Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. Czyli ostatecznie wszystko zmierza do Pana Boga. On jest ostatecznie celem, podmiotem każdego działania, nawet najdrobniejszego naszego wysiłku. Pan Jezus w Ewangelii często podkreśla, że nawet najdrobniejszy czyn nie ujdzie uwagi Ojca. Nie w tym sensie, żeby Pan Bóg był liczykrupą czy aptekarzem, który rozlicza nas z każdego drobiazgu, tylko chodzi o to, że całe nasze życie rozgrywa się przed oczami Bożymi i Pan Bóg patrzy na każdą walkę, którą toczymy, na każde zmaganie, któremu staramy się postawić czoło.

Dzisiejszy dzień skupienia kończymy trzema obrazami. Oblat jako opat swojego własnego klasztoru, który ma poczucie głębokiej tożsamości, zakorzenienie w Bożej nauce i jego głównym orężem jest miłość Boga, bliźniego i samego siebie, oblat jako sól i oblat jako światło.

Myślę, że warto sobie zrobić rachunek sumienia, który z tych trzech obrazów najlepiej obrazuje nasze życie na dzień dzisiejszy. Być może dzisiaj jesteśmy solą, ale za jakiś czas bardziej do nas przemówi obraz światła. Może bardziej czujemy się opatami, ale nadejdzie czas, że będziemy musieli zniknąć i stać się jak sól. Jednak bez względu na to czym jesteśmy czy opatami, solą czy światłem jesteśmy na swoim miejscu, bo wierzymy, że nasze życie jest ostatecznie w ręku Pana Boga, nikogo innego i to, co się dzieje z nami, dzieje się dokładnie tak, jak ma się dziać, bo to Pan Bóg tym wszystkim zarządza.

Myślę, że warto też popatrzeć na te trzy obrazy pod względem chrystologicznym. Jeśli by ktoś chciał popatrzeć na Pana Jezusa jako na opata, (Refleksja: Skoro mówimy, że opat jest zastępca Chrystusa, to Chrystus jest jak opat – to działa w druga stronę), na Pana Jezusa jako na sól i światło. Warto się temu przyjrzeć.


Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Benedictus”, który prowadzony jest przez oblatów benedyktyńskich.


Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.


Fot. Stanisław Matusik

(Visited 4 015 times, 1 visits today)


Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.

Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.

To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!

Zamknij