System klasztorów na Świętej Górze Synaj był zawsze nieco odmienny od reszty świata. Kształtował się jednak wystarczająco blisko Egiptu i Palestyny, aby niemożliwe było rozważanie monastycyzmu w tych krajach bez odwoływania się do niego. To tutaj przybył z Egiptu Mojżesz i tu spotkał Boga w Krzewie Gorejącym, a potem ponownie – w obłoku, na szczycie góry. Do tego miejsca zmierzał przez czterdzieści dni z Beer Szeba Eliasz, aby usłyszeć cichy głos w delikatnym powiewie wiatru na górze Horeb, Górze Boga. W tym samym celu, choć z nową świadomością, przybywały tutaj pokolenia wiernych Kościoła. Na mozaice absydy w kościele Justyniana, znajdującym się obok Krzewu, widnieją postacie Mojżesza i Eliasza zatopionych w rozmowie z Wcielonym Panem. Jezus przemieniony przed swymi trzema Apostołami: Jego nadprzyrodzone światło świeci dla tych, którzy mają serca otwarte jest fakt, że najwcześniej odnotowane tam formy chrześcijańskiego monastycyzmu nie pochodzą ani z Egiptu, ani z Palestyny. Około połowy IV wieku przybył w te strony wielki syryjski asceta Julian Saba i zbudował na szczycie Góry Mojżesza (Gebel Musa) kościół, który od tamtej pory stał się nieustannym celem pielgrzymek. Zarówno św. Efrem, jak i Teodoret potwierdzają ten fakt, a ostatni mówi o przynajmniej jeszcze jednym pielgrzymie syryjskim, który dotarł w IV w. na Synaj – o Szymonie Starszym. Przekazany nam przez Egerię, pątniczkę z Zachodu, obraz z końca wieku odpowiadałby wzorowi monastycyzmu czysto syryjskiego, przede wszystkim ze względu na samotne cele rozrzucone w pobliżu góry z małym kościołem i grotą na szczycie Gebel Musa (gdzie nikt nie spędza nocy); także ze względu na kościół i grotę Eliasza, wreszcie kościół obok Krzewu, z ogrodem i źródłem u stóp góry. Jednakże ascetami z pewnością nie byli wówczas wyłącznie Syryjczycy. Jak już się dowiedzieliśmy, na długo przed końcem wieku przybył ze Sketis w otoczeniu swoich zwolenników Palestyńczyk Sylwan, aby – nim ruszył dalej na północ, w regiony Gazy – założyć rodzaj wspólnoty na Synaju. Jego uczeń z Synaju, Netras, został biskupem Faran – stolicy biskupiej całego regionu. Leżała ona w wielkiej oazie, w dolinie oddalonej od Synaju o jakieś trzydzieści mil. Na wybrzeżu Raithou (tradycyjnie utożsamiane z małym portem Tor), przynajmniej od początku V w., ukształtował się ośrodek życia monastycznego. Z tego okresu pochodzi informacja o Ammunie z Raithou, w związku z Sisoesem, który przebywał w pobliżu byłego eremu św. Antoniego oraz w Klyzma.
Wiemy trochę więcej o Synaju czy Raithou w V w. Trzech spośród pierwszych dwunastu uczniów, jakich św. Eutymiusz miał w swojej laurze, przybyło właśnie z Raithou. Cesarz Marcjan pisał po Soborze Chalcedońskim do Makarego, biskupa i archimandryty, oraz do innych czcigodnych mnichów na Synaju, aby ostrzec ich przed jerozolimskim intruzem – Teodozjuszem. Mnich Zosimus, który był eremitą w Raithou i na Synaju, przeniósł się w jakiś czas po Soborze Chalcedońskim do Jerozolimy i Betel, a w końcu osiadł wraz z Piotrem Iberyjczykiem na Równinie Przybrzeżnej. Podczas rozmów w Konstantynopolu w 536 r. mnisi z Synaju, z kościoła Faran i z laury w Raithou, mieli wspólnego apokrisiariosa. Moschos opisuje cudowne pojawienie się podczas Wielkanocy 551 r. (czy może 552?) w Jerozolimie Jerzego, igumena na Synaju, który umarł w sześć miesięcy później, w tym samym czasie co patriarcha jerozolimski Piotr. List Piotra do biskupa Focjusza z Faran w powiązaniu z tym faktem wskazuje zarówno na zależność mnichów na Synaju od stolicy Faran, jak i podległość tej stolicy patriarchatowi Jerozolimy. Według przekazanych nam informacji Jerzy nie opuszczał Synaju przez blisko siedemdziesiąt lat, co przenosi nas wstecz, do 480 r.
Jeden z posłańców Jerzego do patriarchy Piotra, kapłan Zosimus, wybrał się potem ze swoim uczniem, aby spędzić dwa lata w masywie Mons Porphyritis, na zachód od Morza Czerwonego. Gdy powrócił na Synaj, wysłano go z dwoma innymi posłańcami do Aleksandrii. Tam zaś patriarcha Apolinary (551–570) na wszystkich trzech włożył swe ręce i uczynił ich biskupami. Zosimus porzucił później biskupstwo w egipskim Babilonie (dzisiejszy „Stary Kair”) i powrócił na Synaj, gdzie opowiedział tę historię Janowi Moschosowi. Miało to miejsce około dwadzieścia lat po jego konsekracji. W jakiś czas przed 564 r. inny pustelnik, Sergiusz, ze swoim armeńskim uczniem, także Sergiuszem, opuścił Synaj, aby udać się do regionu Ruba nad Morzem Martwym. Tam umył stopy Jerzemu, igumenowi Fary; miał wizję, że ten zostanie w przyszłości patriarchą.
W tym czasie Justynian dokonał już na Synaju tego, co miał uczynić na prośbę Saby na Pustyni Judzkiej; zbudował fortecę (castrum) obok Świętego Krzewu, ukończoną – jak się przyjmuje – w trzydziestym roku jego panowania (556–557), kiedy igumenem był Dulas. Za jej murami znajdowała się bazylika Matki Bożej (Gorejący Krzak zawsze uważano za Jej symbol). Wielka mozaika w absydzie, przedstawiająca Przemienienie Pańskie, datowana jest na blisko dziesięć lat później. Pochodzi ona z czternastej indykcji (565–566), kiedy igumenem był Longin, a sekundariuszem Teodor. Znajdują się tam portrety Longina i jego diakona Jana. Longin umarł chyba niedługo potem i Justyn II, który wstąpił na tron po Justynianie w listopadzie 565 r., sprowadził z Palestyny Grzegorza z Para, aby został igumenem Synaju. Grzegorz musiał tam przetrwać oblężenie plemion koczowniczych, lecz udało mu się zawrzeć pokój, zanim w 570 r. wezwano go na tron patriarchy Antiochii. Pozostał tam przez 23 lata, aż do śmierci, która nastąpiła w 593 r. Odegrał bardzo pozytywną rolę w ówczesnej historii. Historyk Ewagriusz Scholastyk, piszący tuż po jego śmierci, wypowiada się o nim z wielką czcią.
Justynian wybudował swój fort, jednakże w znanych nam przekazach źródłowych nie wspomina się, aby przebywali w nim żołnierze, nawet wówczas, gdy Grzegorz i jego mnisi przeżywali oblężenie. Z całą pewnością stwierdzamy obecność żołnierzy w innym forcie, w oazie Faran. Castrum przy Krzewie bardzo szybko musiało stać się jedynie murem otaczającym cenobiczny ośrodek eremitów żyjących w górach i punktem, wokół którego skupiał się cykl opowieści dołączanych przez następne półtora wieku do zbioru Gerontikon. Gdy tylko czasy sprzyjały, Synaj był celem pielgrzymek o międzynarodowym charakterze, nie mniej ważnym niż Jerozolima. Anonimowy pielgrzym z Placentii, który odwiedził Świętą Górę w 570 r., wspomina o trzech ojcach znających łacinę, grekę, syryjski, koptyjski i bessydzki oraz o wielu tłumaczach z jednego języka obcego. Biblioteka klasztorna potwierdza tę informację: grecki, syryjski (w odmianie z Edessy i Palestyny), gruziński i arabski – wszystkie te języki reprezentowane są w jej rękopisach. Od Moschosa, Anastazjusza (o którym więcej za chwilę), a także z innych źródeł dowiadujemy się o obecności wśród mnichów z Kapadocji, Izauryjczyków, Cylicjan, Armeńczyków i Iberyjczyków (Gruzinów). Laura Aeliotów, gdzie Moschos spędził 10 lat (584–594?), mogła być z powodzeniem kolonią mnichów z Jerozolimy (Aelia) na Synaju. List św. Grzegorza Wielkiego datowany na 1 września 600 r. do Jana, igumena na Synaju, zawiera gratulacje dla tego ostatniego z powodu spokoju w jakim żyje i opowiada dalej, jak „nasz syn Symplicjusz” zdał relację z braków wyposażenia szpitala dla starców, założonego na Synaju przez pewnego Izauryjczyka. Zawiadamia też o wysyłce 15 koców, 30 rachanae oraz 15 łóżek.
Kuszące byłoby utożsamienie owego igumena Jana z wielkim pisarzem ascetycznym, Janem Klimakiem, który również był igumenem na Synaju. Jednakże, jak przekonamy się później, pokusie tej niemal z całą pewnością należy się oprzeć.
Przez cały okres historii, jaki przybliżają nam podróżnicy w rodzaju Jana Moschosa, Synaj VI w. tkwił w nastrojach swoich czasów. Dwa wielkie dzieła dotyczące Synaju stanowiące wkład w literaturę hagiograficzną (relacja Ammoniosa o męczennikach Synaju i Raithu, a także opowiadania Nila) długo stwarzały nam fałszywe wyobrażenie o nim przez to, że brano je za ściśle historyczne. Pierwszy tekst, pretendujący do miana greckiego tłumaczenia dokumentu koptyjskiego, który odnaleziono w celi jakiegoś mnicha w Egipcie, natychmiast budzi naszą podejrzliwość. Jego duchowy klimat z pewnością odpowiada atmosferze panującej w VI w.: mnisi z Synaju chroniący się w wieży i fortecy, nawet imię igumena – Dulas – jest identyczne z imieniem tego, za życia którego fort został zbudowany (556–557). Zawarte w dokumencie twierdzenie, że pochodzi on z czasów, gdy patriarcha Piotr Aleksandryjczyk uciekał przed prześladowaniami (chodzi zapewne o Piotra II, 373–380), jest jednak z pewnością anachronizmem. Jeśli zaś chodzi o Nila, autora Opowiadań, to z pewnością nie należy go identyfikować z Nilem z Ancyry, piszącym w początkach V w., którego żadne inne świadectwo nie łączy z Synajem. Oba dokumenty są cenne ze względu na obraz życia monastycznego, opis otaczającego „barbarzyńskiego” świata oraz pogląd na świat. Powinny być jednak traktowane jak barwna fikcja – nawet te fragmenty, które związane są z postaciami Jana Moschosa i Sofroniusza. Opowieść o nich przedstawia największą wartość dla historii rozwoju oficjum nocnego; mówi o ich wizycie złożonej Nilowi i dwóm jego uczniom na szczycie Góry Świętej i o ich całonocnym czuwaniu. Jednakże nadano jej taką formę, jakby dwaj podróżnicy nie spisali jej, lecz „opowiadali nam”. W innych źródłach powtarza się nieustannie informacja, że spędzanie nocy na szczycie było zabronione; imię Nila wzmaga tylko nasze podejrzenia, iż historia ta mogła zostać sfabrykowana przez purytańską frakcję monastyczną, która szukała uzasadnienia dla swoich protestów przeciwko upiększaniu długich psalmodii śpiewem liturgicznym i hymnodią. Porządek oficjum opisany w niej jest niewątpliwie wczesnej daty i może z powodzeniem być autentycznie synajski. Wczesna data powstania opowiadania Ammoniosa znajduje potwierdzenie w tłumaczeniu na palestyńską odmianę syryjskiego, zachowanym na palimpseście, który nie mógł powstać później niż w VII w.
Święty Grzegorz mógł mieć rację, uważając Synaj 600 r. za raj pokoju. Jednakże w następnej dekadzie drogi łączące górę i Raithu z Palestyną zostały zdominowane przez barbarzyńców i niemal niemożliwe do przebycia. Wygląda na to, że dopiero dzięki podbojowi Arabów podróż po nich stała się znów względnie bezpieczna. Samo życie pustelnicze w regionie Góry płynęło jednak prawie bez zakłóceń. Barwny obraz owego życia na Synaju w VII w. utrwalony jest w zbiorze czterdziestu opowieści przypisywanych Anastazjuszowi z Synaju, opublikowanych przez F. Nau. Inne, dotąd niewydane, opowieści synajskie pochodzą, być może, z tego samego źródła. Jeśli wszystkie wywodzą się z jednego zbioru, to nie zostały napisane wcześniej niż w drugiej połowie stulecia, w długi czas po podbiciu tych ziem przez Arabów. Jednak ich atmosfera jest w znacznej mierze jakby „retrospektywna”, tak że ciągle czujemy, jakbyśmy przebywali w świecie chrześcijańskiego cesarstwa. Należą do kraju wysokich gór, do miejsca o własnym etosie, różnego od Palestyny (gdzie szczyty gór są zamieszkane) czy Egiptu. Jedno z pierwszych opowiadań mówi o tym, jak w któryś Dzień Zesłania Ducha Świętego podczas celebrowania liturgii na Świętym Szczycie kapłan zaintonował w Anaforze triumfalny hymn wielkiej chwały, a otaczające góry przez pół godziny odpowiadały: „Święty, Święty, Święty”; lecz tylko ci, którzy mieli uszy do słuchania, mogli to usłyszeć. Inne opowiadanie mówi, jak podczas sierpniowej suszy stado spragnionych kóz zgodnie wspięło się na najwyższy szczyt i becząc wpatrywało się w niebo dopóty, dopóki nie spadł deszcz. A spada on tam i tylko tam – dany od Boga, „który daje paszę bydłu i karmi młode kruki, wołające ku niemu”.
Kilka opowieści dotyczy Jana Sabaity. Zwykł on opowiadać jak to pewnego razu, gdy przebywał na odległych krańcach pustyni, zapytał odwiedzającego go gościa o brata cieszącego się złą reputacją. Słysząc, że brat ów nadal na nią zasługuje, rzekł: „Uf!”. W tej samej chwili znalazł się nagle na Kalwarii – przed Panem wiszącym na Krzyżu między dwoma łotrami. Kiedy uczynił ruch, aby zbliżyć się i oddać Mu cześć, usłyszał jak Pan nakazał aniołom przepędzić go: „Dla mnie jest on Antychrystem, potępił bowiem swego brata, zanim ja sam wydałem sąd”. Gdy wypędzano Jana, drzwi przycięły mu płaszcz. Zostawił go tam i – obudził się. Opowiedział swemu gościowi całą historię, dodając: „Wierz mi, mój płaszcz to opieka Boża nade mną i tej właśnie zostałem pozbawiony”. Od tego dnia spędził siedem lat na pustyni bez chleba, bez dachu nad głową, nie spotykając człowieka, póki nie ujrzał Pana, który nakazał zwrócić mu jego płaszcz.
Pewnego dnia abba Martyriusz wziął swego dwudziestoletniego ucznia Jana na Święty Szczyt i wystrzygł mu tonsurę, jak to było w zwyczaju. Schodząc na dół spotkali igumena Anastazjusza, który wprawdzie nie znał chłopca, lecz przepowiedział mu, iż zostanie igumenem na Synaju. Potem udali się do Jana Sabaity, żyjącego piętnaście mil dalej, na pustyni Gudda. On również nie znał chłopca, lecz umył mu stopy i dopilnował, aby jego uczeń również umył stopy przyszłego igumena Synaju. Przepowiednia spełniła się czterdzieści lat później. Autor tych opowieści, piszący najwyraźniej w rok po śmierci młodszego Jana, oddaje mu cześć jako „nowemu Mojżeszowi” i przekazuje inne jeszcze historie o nim. Możemy mieć pewność, że rzeczywiście chodzi tu o Jana „Scholastyka”, który w odpowiedzi na prośbę Jana, igumena Raithu, napisał Drabinę do Raju. Jako autor tego dzieła znany jest powszechnie pod imieniem św. Jana Klimaka. Każdy prawowierny mnich Kościoła Wschodniego ma obowiązek czytać to dzieło w okresie Wielkiego Postu. Pojawienie się w Łące rozdziału z wypowiedziami Jana z Cylicji, igumena z Raithu (który występuje również w alfabetycznym Gerontikonie) może skłaniać nas do umiejscowienia Jana Klimaka nieco wcześniej w czasie i uczynienia go współczesnym św. Grzegorzowi Wielkiemu. Nie możemy jednakże mieć pewności ani co do tego, iż rozdział ten istotnie należy do Łąki, ani co do tego, że występujący w nim Jan z Cylicji to właśnie adresat Drabiny. W każdym razie wszystkie wątpliwości co do słuszności utożsamienia Klimaka z Janem znanym nam z opowieści zostają rozwiane, kiedy stwierdzamy, iż Drabina zawiera szereg nieznanych wypowiedzi o Janie Sabaicie (o jego pochodzeniu z Azji Mniejszej i o czasie spędzonym w Mar Saba nim przybył na Synaj) oraz nauki Jerzego z Arselaum, starca, którego Jan z Raithu znał z całą pewnością. Jerzy z Arselaum jest ważną postacią również w opowieściach Anastazjusza. Opisują one jego śmierć.
Pisarze tego pokolenia zdają się czuć instynktownie, że żyją w okresie schyłku pewnej epoki. Gromadzą i porządkują wszystkie nauki poprzednich wieków. Odczuwają też potrzebę szerszego spojrzenia. Jan Klimak, nim rozpocznie nauczanie przeznaczone wyłącznie dla mnichów, musi ogłosić uniwersalizm Boga Stwórcy: „Bóg jest dla tych wszystkich, którzy dokonują wyboru, jest życiem dla wszystkich, zbawieniem dla wszystkich – wiernych i niewiernych, sprawiedliwych i niesprawiedliwych, religijnych i niereligijnych, targanych namiętnościami i spokojnych; dla mnichów i dla świeckich, dla głupich i mądrych, zdrowych i chorych, młodych i posuniętych w latach; jak potok światła, widok słońca i zmiany w powietrzu – taki jest właśnie, a nie inny. Bowiem Bóg nie ma względu na osoby”. Dalej Klimak podkreśla, że małżeństwo nie jest przeszkodą w zbawieniu – choć żonaty mężczyzna nie powinien oczekiwać, że jego osiągnięcia na drodze do Boga będą równe zasługom mnicha. Człowiekowi żonatemu radzi tak: „Czyń dobro, kiedy tylko możesz. Nie wymyślaj nikomu, nikogo nie okradaj, nie okłamuj nikogo, nie obracaj się przeciwko nikomu, nie czuj do nikogo nienawiści i nie uchylaj się od służby Kościołowi. Okazuj współczucie tym, którzy go potrzebują, nie obrażaj nikogo, nie mieszaj się do nie swoich spraw i bądź zadowolony z pożywienia, jakie podaje ci twoja żona. Jeśli będziesz tak czynił – Królestwo Niebieskie będzie blisko”. W innym fragmencie podkreśla, że czystość nie jest monopolem tych, którzy nigdy nie byli żonaci – jako przykład przytacza św. Piotra. W dalszej części dzieła czytamy, iż – przeciwnie niż zło i namiętności, które nie tkwią w człowieku z natury – cnoty, w tym wiarę, nadzieję i miłość, Bóg umieścił w naturze człowieka, a są one widoczne nawet u zwierząt. Wśród rzeczy wyniesionych ponad naturę wymieniona jest modlitwa; lecz miłość, którą mamy daną z natury, potężniejsza jest od modlitwy.
Po czterech pierwszych stopniach Drabiny – wyrzeczenie, bezstronność, wygnanie i posłuszeństwo – docieramy do piątego, jakim jest pokuta. Oto czytamy przerażającą relację o monastycznym „miejscu pokutnym” lub też więzieniu zwanym metanoia (termin użyty odmiennie niż w wypadku stosowania go w związanym z Tabennisi klasztorze w Kanopos). Można przypuszczać, że zamiarem autora było odstraszenie, przy pomocy tego rozdziału, tych, którzy nie dojrzeli do czytania jego pracy. Znałem młodego rosyjskiego człowieka świeckiego (obecnie kapłana archimandrytę), który dotarł do tego stopnia ćwiczeń i zdecydował, że Drabina jest nie dla niego.
Zauważmy, jak mało w tym ascetycznym dziele mówi się o dogmatach. Uznaje się je po prostu za bezdyskusyjne. Przypominam sobie tylko jeden wypadek stwierdzenia jawnie dogmatycznego i szczególnie ważnego: przy stopniu pamiętania o śmierci. Twierdzi się tam, że „Chrystus lęka się śmierci, lecz nie drży przed nią, wyraźnie ujawnia właściwości Dwu Natur”. Zdanie to, dotyczące sceny w Getsemani, pisane jest językiem przywodzącym na myśl św. Maksyma Wyznawcę. Przypomina nam ono, iż pokolenie owo było zwolennikiem dogmatu o dwóch wolach i dwóch zasadach działania, i że Teodor, biskup Faran (pod którego biskupią jurysdykcję przeszedł Synaj), był jednym z obrońców heretyckiego kompromisu.
W innym miejscu akcentowany jest związek między słuszną wiarą i właściwą ascetyczną praktyką. To, co Jan uważa za błąd Ewagriusza w poglądach na posty (spożywanie jedynie chleba – co znajdujemy również w pismach Kasjana), kładzie on na karb Ewagriuszowych aberracji w kwestiach doktryny.
Wreszcie trzydziesty stopień prowadzi nas w sposób nieunikniony do Postaci na szczycie Drabiny. „Ona zaś [Miłość – Agape – choć myślę, że lepiej jest powiedzieć On – Chrystus], jakby wyglądając ku mnie z Nieba, ta Królowa szepcząca do mojej duszy, mówiła: «Jeśli nie uwolnisz się, ukochany mój, od pospolitości, nie będziesz mógł poznać mego piękna takim, jakim jest. Pozwól jednak, aby Drabina nauczyła cię duchowej syntezy cnót. Oto ja stoję na samym jej szczycie. Jak powiedział mój wielki Wtajemniczony: a teraz trwają Wiara, Nadzieja i Miłość i z nich największa jest Miłość»”.
Pisane, jak przypuszczamy, w okresie, gdy wstrząsy osiągały apogeum, dzieło to powiela jednak za św. Grzegorzem obraz rajskiego pokoju na Synaju. Dumnie wyniesione ponad potop niczym Arka na Araracie, nie wspomina ani słowem o politycznych kataklizmach swoich czasów, używając języka i pojęć ponadczasowych. Ale bramy Synaju nie były zatrzaśnięte. Rytm pielgrzymek nie na długo został zakłócony: czytamy o grupie ośmiuset Ormian, którzy pojawiają się na Synaju tuż po podboju arabskim. Bez przerwy przybywali pojedynczy pielgrzymi różnych narodowości, aby szukać tam zbawienia. Znane nam opowieści mówią, że starcy zapamiętali pewnego młodzieńca, który przybył około 620 r., nie wyjawił swego imienia ani pochodzenia i umarł po dwóch latach. Wtedy rozeszła się wieść, że był to syn cesarza Maurycego. Przed masakrą, jaką Fokas zgotował jego rodzinie, ocaliła go piastunka, która położyła własnego syna na jego miejsce. Gdy dorósł i poznał swą przeszłość, przybył na Synaj, aby jako zadośćuczynienie złożyć siebie w ofierze. Jedno ze źródeł mówi, że po rzezi pod Jarmukiem rzymski wódz Vahan – którego niesubordynacja przyczyniła się do klęski – nie śmiał stanąć przed Herakliuszem i uciekł na Synaj. Tam przybrał imię Anastazjusza i przynajmniej jedno spośród pism, jakie przetrwały pod imieniem Anastazjusza Synaity – głęboko pokutna Homilia o Psalmie 6 – było rzeczywiście jego dziełem.
Trzeba badań, aby zorientować się, ilu autorów kryje się pod tym imieniem, często z dodanym tytułem patriarchy Antiochii. Wydaje się prawdopodobne, że Anastazjusz I Antiocheński (559–570 oraz 593–599) był mnichem na Synaju, a być może również w Palestynie. Przekonaliśmy się wcześniej, że jakiś Anastazjusz był igumenem na Synaju czterdzieści lat przed igumenatem Jana Klimaka. Jednak pisma, które najbardziej nas interesują, pochodzą z okresu po podboju arabskim. Dotyczy to obu zbiorów opowieści publikowanych przez F. Nau’a, nawet jeśli – jak on sądzi – pisały je różne ręce. Jednego z tych autorów można z powodzeniem utożsamiać z autorem Viae Dux (PG 89, 35–310) – wyznania wiary, pochodzącego rzekomo z szóstego lub siódmego roku urzędowania monofizyckiego patriarchy Aleksandrii – Jana III (ok. 683). Komplikują jednak sprawę zawarte w tym dziele relacje z debat toczonych w Aleksandrii w obecności cesarskiego prefekta – a zatem, przypuszczalnie, przed 642 r. Dzieło ukazuje nam jego autora jako kapłana i mnicha na Synaju, zaangażowanego w spór z monofizytami w Aleksandrii oraz innych regionach Egiptu, prowadzony już na etapie, gdy odrzucono terminy „dwie energie” i „dwie wole”, i kiedy znana już jest nauka islamu. Autor pracy wykazuje, podobnie jak Sofroniusz i Maksym, ogromną wiedzę, niezachwianą wiarę chalcedońską, a często też brak miłosierdzia wobec wszelkich heretyków. Od czasu do czasu przejawia jednak tendencję do ograniczeń w polemice. Nakłania nas, na przykład, aby w dyskusji z monofizytami powoływać się zawsze na autorytety piszące przed Soborem Chalcedońskim, zaś w dyskusji z „Arabami” – do rozpoczęcia jej od klątwy na każdego, kto twierdzi, iż jest dwóch Bogów lub że Bóg cieleśnie zrodził Syna, oraz na tego, kto czci jak Boga jakiekolwiek stworzenie w niebie i na ziemi.
Najistotniejsza część obszernego zbioru Pytań i Odpowiedzi może być dziełem tego samego autora, a z pewnością pochodzi z VII w., choć dołączona została znacznie później. Nie możemy oprzeć się przytoczeniu pewnej opowieści, która jest w nim cytowana, przypuszczalnie ze starszego źródła. Jest to opowieść o prawniku (scholasticus), który przeklinał Platona, aż ten pewnej nocy ukazał mu się we śnie i rzekł: „Człowieku, przestań mnie przeklinać – czynisz tym sobie jedynie krzywdę. Nie przeczę, że byłem grzeszny, lecz kiedy Chrystus zstąpił do piekieł, nikt nie uwierzył w Niego, póki ja nie uwierzyłem”.
Były także odwrotne konwersje. Wspominaliśmy w ostatnim rozdziale o mnichu-apostacie z Synaju, który został propagatorem judaizmu. Według Jana z Nikiu inny mnich-renegat z Synaju był jednym z pierwszych muzułmańskich prześladowców Kościoła. Pojedyncze niepowodzenia nie mogły jednak załamać ciągłości życia na Świętej Górze. Ponieważ wciąż przyciągała ona kandydatów do monastycznego życia (i to niewątpliwie z całego świata chrześcijańskiego), a była przy tym na półwyspie otoczona plemionami chrześcijańskimi – czy to rdzennymi semitami, czy ludźmi sprowadzonymi tam przez Justyniana na usługi klasztoru – musiała wkrótce wydać się władzom islamskim niebezpieczna. Sam klasztor muzułmanie zostawili w spokoju, jednak w końcu zadecydowali, że okoliczne plemiona muszą przyjąć islam. Ludzie z Faran i okolic klasztoru przygotowywali się, by stawić opór na Świętym Szczycie. Ostatecznie ulegli wobec liczebnej przewagi przeciwnika i wyrzekli się swojej wiary. Tylko jeden nadzwyczaj żarliwy chrześcijanin nie chciał się poddać i zamierzał rzucić się z południowego zbocza skalnego. Jego szat uczepiła się żona, zaklinając go, aby nie pozostawiał na zgubę dusz swoich dzieci i jej i aby najpierw ich zabił, jeśli nie może zabrać ze sobą. Ostatecznie zgodził się, wyciągnął miecz, zabił żonę i dzieci, po czym rzucił się ze skały – i ocalał. Przez wiele lat błądził po górach, krył się w grotach i jaskiniach – żył wśród dzikich zwierząt, uciekłszy przecież od złych bestii ludzkich. Nie wstąpił do żadnego domu, miasta ani wioski do czasu swej wędrówki do Miasta Niebieskiego – eremita i obywatel Państwa Bożego w jednej osobie. Niektórzy zastanawiali się, czy Bóg przyjął jego dziwną ofiarę. Aby ich o tym przekonać, gdy wiedział, że zbliża się jego koniec, przybył do Świętego Krzewu, modlił się i otrzymał Komunię świętą razem z mnichami. Potem położył się w hospicjum. Mnisi, którzy go tam odwiedzali, opowiadali jak w godzinie śmierci witał świętych ojców, męczenników Bożych zamordowanych przez barbarzyńców. Pozdrawiał ich po imieniu jak przyjaciół, a potem ruszył z nimi radośnie, jakby wzywano go na jakieś święto lub zabawę.
Czy istotnie widział wtedy świętych ojców? Czy też, jak sądził pisarz, były to zastępy anielskie pojawiające się w postaci tych, którzy walczyli w słusznej sprawie i włożyli koronę zwycięstwa, aby towarzyszyć temu, który poszedł w ich ślady tą samą drogą i okazał miłość i wiarę w Boga większą niż sprawiedliwi żyjący wcześniej?
Fragment publikacji A pustynia stała się miastem… Wprowadzenie do dziejów monastycyzmu w Egipcie i Palestynie pod panowaniem chrześcijańskim
Derwas James Chitty (1901–1971), historyk Kościoła i ruchu monastycznego, autor wielu artykułów i przekładów dzieł ojców. Niniejsza książka stanowi klasyczne studium, wprowadzające w świat mnichów i klasztorów Egiptu i Palestyny. Autor z wielką pasją i kompetencją kreśli zarówno początki ruchu monastycznego, jak też jego rozwój aż do podboju arabskiego w I poł. VII w.
Fot. Marcin Marecik / Na zdjęciu: fragment polichromii z kaplicy Opactwa Benedyktynów w Tyńcu. Autor polichromii: Michał Szwarc.
Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...
Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.
Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.
To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!