Umieszczony przez 11:43 Historia, Ojcowie pustyni

Mnisi, czyli właściwie kto?

Wczesny monastycyzm, choć często utożsamiany z obrazem samotnych pustelników na pustyni, był zjawiskiem znacznie bardziej złożonym i zróżnicowanym. Od eremitów po wielkie wspólnoty klasztorne – formy życia monastycznego były tak różnorodne, jak ludzie, którzy je wybierali.

Wczesny monastycyzm, choć często utożsamiany z obrazem samotnych pustelników na pustyni, był zjawiskiem znacznie bardziej złożonym i zróżnicowanym. Od eremitów po wielkie wspólnoty klasztorne – formy życia monastycznego były tak różnorodne, jak ludzie, którzy je wybierali. W rozmowie Szymona Hiżyckiego OSB z prof. Ewą Wipszycką przyjrzymy się bliżej początkom tego ruchu, analizując zarówno jego duchowe motywacje, jak i społeczne konteksty, które go kształtowały. Zagłębimy się w życie codziennych mnichów, ich reguły i praktyki, a także w szeroki wachlarz motywacji, którymi kierowali się, podejmując decyzję o porzuceniu świata.

Szymon Hiżycki OSB: Pani Profesor, chcę z Panią porozmawiać o pierwszych mnichach…

Prof. Ewa Wipszycka: Czy mogę zacząć od wstępnej deklaracji na temat tytułu? Gdy dowiedziałam się, jaki tytuł ma nosić ta książka, mocno się przestraszyłam: pomyślałam, że czytelnik gotów jest pomyśleć, że będzie mowa o mnichach nie-świętych, innymi słowy o grzesznikach. Lęk był nieuzasadniony, gdyż sam udział benedyktynów w powstaniu tej książki powinien mnie chronić przed takimi podejrzeniami. Jestem jednak tak bardzo przyzwyczajona do pytań o mnisze słabości (czy naprawdę tak się umartwiali, urządzając wyścigi w postach? a skąd znali adresy aleksandryjskich domów publicznych do których, ponoć, biegali w chwilach słabości?), że automatycznie reaguję negatywnie w podobnych sytuacjach. Niechęć do opisywania ich grzechów (a popełniali je jak wszyscy ludzie, ale przecież to nie ich upadki są dla historii chrześcijaństwa najważniejsze), bierze się we mnie z dość solidnej wiedzy o mniszym środowisku, ale także z sympatii, jaką dla nich żywię. Odczuwam wobec nich szacunek, jestem przekonana o dobrej wierze tych ludzi. Co nie oznacza, że nie było wśród nich oszustów.

Rozmawiać będziemy zatem po prostu o mnichach.

Właśnie na tym mi zależy.

Pani Profesor, św. Atanazy wkłada w usta św. Antoniego następujące słowa: „Przecież od dawna jesteśmy mnichami” – czyli kim właściwie?

Na pewno jest to najtrudniejsze pytanie, na które niełatwo jest znaleźć zgrabną odpowiedź, a zwłaszcza odpowiedź zamykającą się w jednym zdaniu. Skoro jednak zadano mi takie pytanie, muszę spróbować budować na nie odpowiedź. Zacznę od kwestii terminologii. Mianowicie mamy dwa słowa, które nam się wydają mieć niemal identyczny zakres znaczeniowy. Chodzi o ascetów i o mnichów. Pamiętajmy o tym, że asceci istnieli w Kościele od samego jego początku; zawsze byli bardzo wysoko cenieni. Były czasy, w których odgrywali większą rolę, były czasy, w których odgrywali mniejszą. Jednak dopiero pod koniec III w. mamy do czynienia z wielką zmianą, która spowodowała pojawienie się mnichów obok ascetów.

Od kiedy zatem możemy mówić o mnichach?

Za pierwszego mnicha tradycja starożytna uważała św. Antoniego, i słusznie. Na jego przykładzie można łatwo wytłumaczyć, kim jest mnich w odróżnieniu od ascety, jakie są specyficzne różnice. Mianowicie asceta to ktoś, kto żyje w swoim domu, czy w pobliżu swego domu, ma kontakt ze swoją rodziną, znajomymi, nie zrywa z zawodem, uprawia posiadaną ziemię, zarządza majątkiem. Na pewno wszyscy asceci charakteryzowali się wstrzemięźliwością seksualną. To niekoniecznie oznacza dziewictwo w tym sensie, w jakim pojmujemy je dzisiaj; chodzi po prostu o wstrzemięźliwość. Wdowa chociażby, w terminologii Tertuliana, też jest dziewicą. Nieważne jest to, że ona kiedyś korzystała z małżeństwa, ważne jest to, że po śmierci swego męża postanowiła nie zawierać następnego związku, przestrzegać zasad czystości w sferze seksu, gorliwie się modlić.

Mnich jest takim ascetą, który decyduje się na odejście od świata, zerwanie codziennego kontaktu z własną społecznością, rodziną, miejscem, w którym się urodził, wychował i żył. Antoni, zanim został mnichem, próbował, przez pierwsze lata, naśladować znanych sobie ascetów żyjących w pobliżu; usunął się najpierw gdzieś na pogranicze swojej wsi, ale zachował więzy ze swoją rodziną i znajomymi. W którymś jednak momencie uznał, że ten stan rzeczy go nie satysfakcjonuje i potrzebuje radykalnego zerwania ze światem. W jego przypadku oznaczało to decyzję opuszczenia Egiptu, udania się na pustynię (w świadomości ludzi tej epoki pustynia nie leżała w Egipcie, była pustynią; to osobny świat). Zapewne stało się to w 286 r. Antoni miał przed sobą jeszcze długie lata życia na pustyni, zmarł jako człowiek liczący 105 lat, w 356 r.

Na pustyni? Ale co to znaczy?

Gdy popatrzymy na mapę fizyczną, zobaczymy, że jak Egipt długi i szeroki pustynia jest wszędzie blisko i znalezienie na jej terenie miejsca dla siebie nie stanowi w zasadzie żadnego problemu. Ta egipska pustynia obejmująca z dwóch stron całą krainę, jest przede wszystkim pustynią skalistą, poprzecinaną dolinami, którymi w czasach, gdy nad Nilem padało, płynęły potoki. Do Nilu tu i tam zbliża się taka pustynia, jaką sobie wyobrażamy na podstawie zdjęć Sahary lub wnętrza Półwyspu Arabskiego: przestrzenie piaszczyste z wędrującymi wydmami. W takim terenie mnisi żyć nie mogli.

Trzeba także dodać, że pustynia, ta skalista, była stale obecna w życiu ludzi żyjących w dolinie Nilu. Na pustynię udawano się w najrozmaitszych celach. Najczęściej po to, żeby się schować. Gdy do jakiejś wioski wpadali werbownicy do armii, to niektórzy, jak byśmy dziś powiedzieli, poborowi, uciekali na pustynię; podobnie gdy dzierżawcy i robotnicy rolni buntowali się przeciwko niskim płacom, usuwali się na pustynię; tam też ukrywali się dłużnicy. Wszystko to działo się w Egipcie od wieków, leżało w geograficznej logice kraju. Antoni zatem bardzo dobrze wiedział, czym jest pustynia i jak można na niej przeżyć. Kiedy zdecydował się tam udać, to umówił się ze swymi przyjaciółmi, że będą mu co pewien czas przynosili chleb (to była podstawa jego pożywienia); zaś po wodę (o tym Atanazy nie pisze, ale to oczywiste), Antoni udawał się do najbliższego kanału, ewentualnie do najbliższego źródła.

A więc świat mnichów to jedynie pustynia?

Nie. Większość mnichów żyła na pustyni, ale nie wszyscy. W latach dwudziestych IV w. pewien asceta imieniem Pachomiusz zrozumiał, że można odciąć się od świata, pozostając w jego ramach, nie trzeba bezwzględnie uciekać na pustynię. Odkrył także, że mnichem można być w dużych wspólnotach, a te wspólnoty powinny być inaczej zorganizowane niż poprzednio istniejące grupy mnichów. Tak to niemal jednocześnie powstały w Egipcie pierwsze laury i pierwsze klasztory. Więcej – pierwsza kongregacja klasztorna, gdyż dziewięć klasztorów powstałych za życia Pachomiusza tworzyło całość organizacyjną rządzoną przez założyciela dosyć twardą ręką.

Pierwsza wspólnota Pachomiusza, w Tabennesi, została założona w opuszczonej wiosce. Ale jak to się stało, że istniała wieś bez mieszkańców – pozostaje dla mnie tajemnicą, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że o każdy skrawek ziemi uprawnej w Egipcie chłopi walczyli ze sobą, Nilem i pustynią do upadłego. W każdym razie kiedy ta mnisza wioska się zapełniła, mieszkało w niej jakieś kilkaset osób, wówczas Pachomiusz znalazł drugą opuszczoną wieś, leżącą nieopodal. I tak powstało Phbow. W kilkadziesiąt lat po śmierci Pachomiusza zbudowano tam bardzo okazałą bazylikę i ślady jej jeszcze do dnia dzisiejszego można podziwiać. Te dwa pierwsze klasztory musiały liczyć po kilkuset ludzi, ale kolejne mogły liczyć o wiele mniej.

Jaka jest charakterystyczna cecha monastycyzmu pachomiańskiego, poza cenobityzmem oczywiście?

Pachomiusz stał na stanowisku, że by porzucić świat, nie trzeba tego świata opuszczać. Klasztor otoczył murem. Ale ten mur był niewysoki, stał się tylko symbolem oddzielenia od ludzi. Wszystko zasadza się wedle niego na woli, na decyzji, że jest się mnichem. Notabene: eremy też były z reguły otaczane murkami, czasami z ułożonych luźno kamieni, czasami z rozbitych dzbanów, ale to nie szkodzi, bo nie chodzi o przeszkodę, lecz o linię, która głosi: to jest teren, na którym modlę się i szukam Boga. To jest święte miejsce, uświęcone przez moją modlitwę.

Pachomiańczycy poddani byli swoistemu rygorowi, starali się ograniczyć rozmowy i kontakty między sobą w każdej sytuacji. W jednej z instrukcji jak mnisi winni się zachowywać poza klasztorem, gdy idą do pracy, nakazuje się im marsz z opuszczonymi kapturami, bez patrzenia na sąsiadów, bez rozmów, z psalmami recytowanymi półgłosem. Bracia nie powinni się dotykać (nigdy! chyba, że przełożony im to nakazuje; jeśli komuś wszedł cierń w stopę w taki sposób, że dana osoba nie mogła go wyciągnąć a przełożonego nie było, brat maszerował z cierniem). To jest właśnie zasada życia pachomiańczyków: być samemu w tłumie, żeby skupić myśli na Bogu, żeby się modlić.

Wróćmy do definicji mnicha. Kim w rozumieniu mieszkańca Egiptu IV i V w. byli mnisi?

Byli tymi, który porzucili swoje domy, opuścili miejsca przeznaczone dla ludzi i oddali się modlitwie oraz umartwieniom polegającym przede wszystkim na drastycznym ograniczeniu ilości przyjmowanego pożywienia i snu. Miało im to pomóc w zdobyciu panowania nad ciałem, które było źródłem grzesznych słabości, przeszkadzało w szukaniu drogi do Boga. W kręgu pierwszych egipskich mnichów zdarzali się mistycy przeżywający ekstatyczne uniesienia, ale nie wszyscy byli do nich zdolni, nie czuli się też przez to gorsi.

Czy żyli samotnie? Każdy osobno?

Ależ skądże! Uzmysławiamy to sobie, starając się zrozumieć właściwie greckie słowo monachos, z którego wywodzi się polskie mnich. Otóż monachoi (liczba mnoga od monachos) to są ludzie zintegrowani wewnętrznie, to są „ci, którzy są jednym”, dla których ważna jest tylko jedna rzecz, to znaczy dążenie do Boga. To są ci, którzy odrzucili świat z całym jego chaosem, z jego sprzecznymi tendencjami, z ludźmi, którzy mają różne upodobania.

Skoro mnisi nie żyli samotnie, to w jaki sposób wiedli życie?

Monachos, który zrywał kontakt ze światem, szukał innych monachoi. Owszem, były przypadki, kiedy mnisi żyli zupełnie samotnie. To zdarzało się jednak niesłychanie rzadko. Najczęściej mnisi tworzyli grupki kilku lub kilkunastoosobowe, bardzo szybko zaczęli również zbierać się we wspólnoty liczniejsze. Wspominałam już o Pachomiuszu, który potrafił złączyć setki braci.

A skąd wywodzili się pierwsi mnisi?

Pochodzili z bardzo różnych grup społecznych. Chrześcijaństwo ma tę cudowną właściwość, że przemawia do wszystkich ludzi. W starożytności nigdy nie doszło do tego, żeby chrześcijaństwo było popularne tylko w jakiejś grupie społecznej, a do innych w ogóle nie trafiało. Mogły być grupy, które łatwiej się nawracały, oraz grupy oporne, ale w gminach chrześcijańskich (zwłaszcza tych większych) byli obecni przedstawiciele rozmaitych stanów i środowisk. Podobnie stało się z monastycyzmem. Tym, co decydowało o wyborze życia mniszego, była wrażliwość religijna osoby niezadowolonej z dotychczasowego życia religijnego, odczuwającej potrzebę zbliżenia się do Boga. Te osoby mogły pochodzić z bardzo różnych grup społecznych. Podkreślam to z wielkim naciskiem, gdyż bardzo długo historycy traktowali środowisko mnisze jako środowisko ludzi pochodzących z dołów społecznych. Wychodzono z założenia, że tak ciężkie warunki, jakie ci ludzie wybierali, stając się mnichami, były do przyjęcia tylko dla chłopów, pasterzy, drobnych rzemieślników, wyrobników.

Czyli wśród mnichów znajdowali się również ludzie zamożni?

Zacznijmy od tego, że pierwszy według tradycji historyczny mnich, czyli wspomniany już wyżej św. Antoni Pustelnik, pochodził z rodziny bardzo zamożnej. Atanazy napisał wyraźnie, że jego rodzice zostawili mu w spadku trzysta arur ziemi (około 80 hektarów) ziemi. W żyznym Egipcie to naprawdę wielkie bogactwo. Atanazy, który to dobrze wiedział gdyż znał egipskie realia, mówi o posiadłościach rodziców Antoniego, że były to arury „dobrej ziemi uprawnej”, czyli ornej. To była bardzo bogata rodzina. I w tej rodzinie urodził się chłopiec, Antoni, który został mnichem. Do tego wyboru na pewno nie popchnęło go ubóstwo ani potrzeba społecznej akceptacji. Ludzi zamożnych, wykształconych, przygotowywanych przez rodziny do odgrywania roli urzędników, oficerów, lokalnych notabli, nigdy na pustyni nie brakowało.

Znamy przypadek Arseniusza, wielkiego arystokraty, członka dworu Teodozjusza Wielkiego, który był przez pewien czas wychowawcą jego synów. Na pustyni żył wśród ludzi skromnego pochodzenia, nawet ludzi z marginesu, nie wydaje się, aby to akurat przyczyniało mu szczególnych trudności.

Jestem głęboko przekonana, że wyrzeczenie się normalnych dla danej społeczności form komunikacji z innymi, jest czymś bolesnym zarówno dla chłopa, jak osoby z rodziny zamożnej i wykształconej. Chłop był przyzwyczajony do wieczornych pogwarek, kiedy przysiadał obok sąsiada na ławie biegnącej wzdłuż chałupy. Życie społeczne na wsi polegało na uczestniczeniu w uroczystościach rozmaitego rodzaju, wielkiej radości zbiorowości, gdy śpiewano, tańczono, śmiano się. Sprawa postów: chłopi istotnie jadali bardzo skromnie, ale od czasu do czasu, w czasie świąt, obżerali się do nieprzytomności. I z tego też trzeba było zrezygnować.

Z czego jeszcze mnich rezygnował?

Oczywiście z małżeństwa i kontaktów z członkami rodziny. Radzono mu, aby w ogóle się z nimi nie spotykał; w praktyce było to niezmiernie trudne i okazało się, że trzeba było mu na to pozwolić; ale i tak doświadczeni bracia radzili wszystkim mnichom, żeby osiedlali się z dala od rodziny, bo w momencie jakichkolwiek problemów, braku żywności, choroby, zwrócenie się o pomoc do rodziny było czymś zupełnie naturalnym, lepiej było odciąć się od niej radykalnie.

W odrzucanej przez braci normie społecznej mieściło się, na przykład, mycie. Mnisi się nie myli. Żyli w cywilizacji, dla której kąpiel była czymś ogromnie istotnym, łaźnie znajdowały się we wszystkich większych miejscowościach. Były dostępne biednym i bogatym. Brud mnichów szokował współczesnych. Byli i tacy autorzy, którzy nazywali mnichów wieprzami tarzającymi się w błocie. Jeszcze dziś w świadomości osób interesujących się przynajmniej trochę chrześcijańską starożytnością pozostał obraz pobożnego brudasa, odzianego w łachmany rojące się od robactwa.

W środowiskach monastycznych dosyć szybko, na terenie Egiptu przynajmniej, zwyciężało pewne umiarkowanie. Uznano, że chodzenie w szmatach, albo, co gorsza, brudzenie tych szmat celowo, może być aktem ostentacji (a więc w ten sposób można grzeszyć; o tak, brud się dobrze godzi z pychą). Święty Hieronim, kiedy pisał do swoich panien, zwłaszcza do swojej ukochanej Eustochium, to bardzo podkreślał, że ma być odziana skromnie, ale nie mieć brudnych rąk czy brudnej odzieży.

A które środowisko jest nam lepiej znane: mnichów – arystokratów czy mnichów – chłopów?

O wiele więcej wiemy o elicie chrześcijańskiej trafiającej na pustynię w Egipcie niż o synach chłopskich, chociaż o nich też tu i tam słyszymy. Rzecz oczywista, że różni ludzie trafiali na pustynię i różnie się do nowych warunków dopasowywali.

Więc dobrze, mnich porzuca świat i co dalej?

Ten, który chce zostać mnichem wie, że od chwili nałożenia habitu będzie miał niemal wyłącznie kontakt z ludźmi jemu podobnymi, a spotkania z innymi bliźnimi trzeba będzie zdecydowanie ograniczać, najlepiej się ich wyrzec. Następnie, pamiętając to, co powiedział św. Paweł, będzie dążył do tego, by żyć z pracy własnych rąk. Nawet wtedy, kiedy ma dosyć pieniędzy, żeby sobie kupić żywność, to pracować powinien, gdyż środowisko bardzo szybko zrozumiało, jak ogromnie ważna jest praca jako czynnik stabilizujący psychikę człowieka. Mnich będzie się gorliwie modlił, chcąc realizować ideał nakreślony przez św. Pawła: módlcie się nieustannie. Dosłownie nie da się go wcielać w życie, nie można się modlić bez przerwy, więc różne środowiska rozmaicie odpowiadały na to wezwanie, w każdym razie było dla wszystkich jasne, żeby się modlić jak najwięcej.

Kilka razy powiedziała już Pani Profesor, że św. Antoni był pierwszym mnichem. Robi to wrażenie, jak gdybyśmy mieli do czynienia z jakąś eksplozją: najpierw brak jakichkolwiek form życia tego typu, potem przychodzi Antoni i nagle wszystko się zaczyna…

W zasadzie ten obraz jest słuszny. Monastycyzm rozwija się w pierwszych dziesięcioleciach IV wieku bardzo gwałtownie, on rzeczywiście wybucha. Mamy takie uczucie, jak gdyby ludzie tej epoki czegoś takiego niesłychanie potrzebowali, ale nie potrafimy wytłumaczyć, dlaczego tak się stało. Dlaczego to właśnie wtedy pustynia zaludniła się mnichami, a nie sto lat wcześniej czy sto lat później? Nie jesteśmy w stanie precyzyjnie wskazać czynników, które doprowadziły do narodzin tej nowej formy ascezy. Trudno. Zdarza się czasami w nauce, że musimy się ograniczyć do stwierdzenia faktów, gdyż nie potrafimy odpowiednio wnikliwie pokazać, co je wywołało.

A więc monastycyzm wybucha, przyciąga do siebie całe mnóstwo ludzi. Ci, którzy tę postać chrześcijańskiego życia przyjmują, czują się członkami tego samego, odmiennego społeczeństwa, wspólnoty. Są braćmi, są siostrami i czują się silnie związani między sobą. Wiedzą, że to, w czym biorą udział jest nową, wspaniałą formą bytowania, wielkim przywilejem, łaską daną przez Boga.

Ten nowy wspaniały monastyczny świat składa się z rozmaitych grup, rozmaicie uprawiających ascezę, rozmaicie tłumaczących na gruncie doktrynalnym sens tego, co robią. Różnorodność jest cechą podstawową monastycznych środowisk; nie ma żadnych instytucji, które zajmowałyby się narzucaniem jakiegoś porządku, ujednolicaniem obyczajów i obrzędów.

A hierarchia kościelna?

Kościół hierarchiczny w Egipcie bardzo się interesował ruchem monastycznym, chociaż z początku, co tu kryć, bardzo się go obawiał. Biskupi mieli różne doświadczenia w zakresie grup rodzących się na marginesie Kościoła i zdawali sobie sprawę, że trafiali do nich ludzie, którzy nie znajdowali dla siebie miejsca w gminach i stanowili przypadki trudne. Trzeba też pamiętać, że Kościół nigdy nie był w stanie narzucić mnichom silnego nadzoru i, tak szczerze mówiąc, nawet nie próbował tego robić.

Ale mnisi mieli jakieś spisane normy życia? Jakieś reguły?

Trudno mówić o istnieniu reguł w tym sensie, w jakim my dziś to słowo rozumiemy. Rolę reguły pełniły po pierwsze Pismo Święte i po drugie zachowywane w postaci ustnej zwyczaje, tradycja, stworzona przez pierwsze pokolenia mnichów. Biblia jako reguła mnicha we wszystkich sytuacjach charakteryzuje cały monastycyzm starożytny, nie tylko egipski. Taka jest jej rola w tekstach św. Bazylego Wielkiego, w pewnym sensie w Regule św. Benedykta… Czy można napisać tekst, który byłby doskonalszy od Pisma Świętego? I dlatego mnisi nie odczuwali potrzeby pisanych reguł w takim sensie, w jakim dziś to słowo jest rozumiane. Na to, by Biblia przydała się mnichowi jako przewodniczka, trzeba było ją poddać karkołomnej niekiedy interpretacji, która współczesnego czytelnika tekstów monastycznych zdumiewa, ale satysfakcjonowała mnichów tamtych czasów.

Z kolei jeśli chodzi o tradycję, nie była ona czymś jednoznacznym. Kiedy bierzemy do ręki apoftegmaty, szczególny dokument obrazujący obyczaje i realia życia na pustyni, widzimy, że są tam opisane zachowania i rady sprzeczne: jeden mnich mówi: rób to, a drugi twierdzi: tylko tego właśnie nie rób. To nie jest jeszcze Reguła św. Benedykta, która w sposób klarowny mówi, co mnich ma robić, a czego nie.

Ale pewne teksty egipskie określa się mianem reguł…

To prawda. W klasztornej kongregacji założonej w latach 20., 30. IV w. przez św. Pachomiusza powstał zbiór przepisów, który przywieziono św. Hieronimowi do Betlejem do tłumaczenia. Oryginał był po egipsku (czyli po koptyjsku, tak się nazywa język egipski tej fazy), przetłumaczono mu go na grecki, a on tłumaczył z greckiego na łacinę na użytek braci pochodzących z Zachodu, którzy żyli w klasztorze kongregacji leżącym pod Aleksandrią. To nie jest reguła w rodzaju Reguły św. Benedykta, a raczej rodzaj drobiazgowego regulaminu dnia codziennego. Zapewne w wielu klasztorach i laurach takie regulaminy powstawały, ale ich nie zapisywano, bracia znali je z praktyki. Może takie teksty odnajdziemy jeszcze w egipskich piaskach…

Czy spisane reguły nie były postrzegane jako coś dziwnego i niepotrzebnego, skoro mnisi mieli tak nabożny stosunek do Pisma Świętego?

Spisanie reguły byłoby w warunkach egipskich, przynajmniej przez pierwsze sto lat, traktowane jako coś, co mogłoby naruszyć pozycję Biblii. Na przykład św. Bazyli Wielki mocno podkreślał, że regułą jest Nowy Testament, a to, co on podaje, to odpowiedzi na pytania poparte powagą Pisma Świętego. Te dobre rady Bazylego mogą często dotyczyć spraw codziennego życia, na przykład ile razy dziennie mam jeść, czy kiedy się modlić albo jak się mam zachowywać wobec starszych… Ale i tak należy się raczej dziwić, że wobec takiej czci w stosunku do Pisma Świętego doszło do spisania reguł i nadania im wysokiej rangi podstawowego dokumentu w życiu mniszym.

Czy Pani Profesor może nam podać przykład jakiejś reguły – niereguły poza regułą św. Pachomiusza?

Kiedyś zajmowałam się bardzo długo i z wielką radością w sercu tekstem, który nazywa się tradycyjnie Regułą św. Antoniego. Ta reguła powstała zapewne w klasztorze w Naqlun (położony jest na brzegu oazy Fajum); uczestniczyłam w jego badaniach archeologicznych. To w ogóle rzadki przypadek, żeby mieć przed oczami klasztor w takim kształcie, w jakim istniał, gdy reguła została napisana. Reguła zawiera całą serię rad: odmawiaj swoją modlitwę w nocy, zanim udasz się do kościoła; nie jadaj z tym, kto na ciebie wiele łoży; jeśli zaistnieje zgorszenie z powodu jakiegoś młodzieńca, który jeszcze nie wdział habitu, nie powinieneś go przyjąć do wspólnoty, lecz niech będzie wyrzucony z klasztoru; z chłopcem nigdy nie rozmawiaj, bo będzie to ci ku zgorszeniu; jeśli zaistnieje konieczność udania się do miasta, nie idź tam sam i tak dalej. Takie serie dobrych rad: rób tak, a tak nie rób, pojawiają się w Egipcie tu i ówdzie. Ale nie tworzą one koherentnej całości, pokrywającej swoim zasięgiem całość mniszej aktywności. Oryginalność reguły z Naqlun polegała na tym, że powstała ona w laurze na użytek braci żyjących w eremach, a nie w klasztorze.


Fragment publikacji Mnisi – nie tylko ci święci…


Prof. Ewa Wipszycka jest historykiem i papirologiem; w badaniach naukowych koncentruje się na historii Egiptu od czasów Aleksandra Wielkiego; wiele uwagi poświęca okresowi późnego antyku. W bogatym dorobku naukowym autorki znajdują się między innymi: Vademecum historyka starożytnej Grecji i Rzymu (t. 1–3), Historia starożytnych Greków (t. 1–3), Kościół w świecie późnego antykuO starożytności polemicznieMoines et communautés monastiques en Égypte: (IVe–VIIIe siècles)Drugi dar Nilu, czyli o mnichach i klasztorach w późnoantycznym EgipcieChrześcijaństwo starożytnego Egiptu.


Grafika na zdjęciu: Mikołaj Jastrzębski OSB

(Visited 891 times, 2 visits today)


Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.

Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.

To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!

Zamknij