Zacznijmy od przypomnienia kolekty mszalnej z 17 grudnia:
Boże, przez narodzenie Twojego Syna z Najświętszej Dziewicy Maryi zajaśniała przed całym światem Twoja potęga. Spraw, abyśmy zachowali nienaruszoną wiarę w tajemnicę Wcielenia i sławili ją z pełnym miłości oddaniem.
To jest synteza tego, co można powiedzieć na temat Wcielenia. Czytamy jednak, że ta wiara może być naruszona, czyli może być w jakiś sposób błędna czy nieprawdziwie przedstawiona.
Mówiliśmy już o tym, że patrzymy na to Boże Narodzenie jak na apokalipsę, czyli koniec starego świata i objawienie ukrytej przed nami prawdy o naszym świecie. Coś się kończy, również jakiś obraz Boga musi w nas umrzeć. Ale staramy się również, aby poprzez wiarę zrozumieć jaki Bóg jest naprawdę.
Tajemnica Wcielenia mówi nam przede wszystkim, że z nieskończonej miłości do swego Ojca i do rodzaju ludzkiego Syn Boży za sprawą Ducha Świętego stał się człowiekiem i wziął ciało z Maryi Dziewicy. Czyli Ten, który był zrodzony przed wiekami przez Ojca, został również zrodzony w czasie za sprawą Ducha Świętego. W jednej osobie zjednoczył dwie natury – boską i ludzką, niczego nie mieszając ani nie dzieląc.
Jak chwilę się nad tym zastanowimy, tak na zdrowy rozum, najlepiej patrząc na Dzieciątko w żłobku, to jeśli to jest prawda, że Chrystus jest jednocześnie Bogiem i człowiekiem, to nie ma większej tajemnicy na tym świecie.
Zacznijmy od tego, że jest prawdziwym człowiekiem. Najczęściej mówi się, że był prawdziwym człowiekiem, że odczuwał senność, spał i jadł. Ale czy na tym tylko polega człowieczeństwo? Może dla niektórych tak. Ale dobrze wiemy, że ból bycia człowiekiem nie ogranicza się tylko do tego, że jest się niewyspanym i głodnym, a radość z człowieczeństwa to nie tylko dobry obiad i ciepłe łóżko. Pomyślmy o wszystkich radościach, nadziejach, bólach, smutkach, strapieniach, rodzajach szczęścia, jakie przeniknęły serca ludzkie: żadna z tych rzeczy nie była obca Synowi Bożemu, który stał się człowiekiem. Odpryski tego mamy w Ewangelii. Na przykład Jezus płacze nad grobem Łazarza, ostatnie chwile przed swoją Męką spędzał u przyjaciół w Betanii. Żegnał się z nimi. Bardzo ludzkie.
Skoro jest prawdziwym człowiekiem, oznacza również, że musiał się uczyć. Nie tylko to, że uczył się chodzić czy mówić, ale także, że musiał powoli poznawać Pismo Święte. Józef musiał Go uczyć się modlić. Bo skoro był człowiekiem, to tego wszystkiego nie umiał. Tu od razu pojawia się pytanie: czy wiedział, że jest Bogiem? A jeśli wiedział, to w którym momencie ta świadomość do Niego dotarła? To są wielkie tajemnice. Z drugiej strony nigdy nie przestał być Bogiem. Czyli był wszechwiedzący, wszechpotężny, równy Ojcu, nieśmiertelny. Wcielenie nic Mu nie odjęło ze splendoru i potęgi Bóstwa.
Różni różnie pisali na ten temat. Nie ma lepszej książki, która opisuje to w beletrystyczny sposób niż Jezus z Nazaretu Brandstaettera. Autorowi się udało językiem powieści opisać tę tajemnicę, wobec której dzisiaj stajemy. Ta książka inspiruje do myślenia.
Podsumowaniem tego punktu niech będzie urywek z szóstego rozdziału drugiej księgi O zasadach Orygenesa. To był człowiek, od którego warto się uczyć pytań. On nie tylko stawiał pytania, ale też potrafił wytrzymać fakt, że nie zna odpowiedzi. To jest wielka cnota. Orygenes tak pisze o wcieleniu Chrystusa:
Skoro więc rozważyliśmy tyle wzniosłych zagadnień, dotyczących natury Syna Bożego, to w najwyższe zdumienie wprawia nas, że owa przewyższająca wszystko natura ogołociła się ze swego majestatu. Stała się człowiekiem i przebywała między ludźmi. Poświadcza to wdzięk rozlany na Jego wargach, Ojciec Niebieski oraz znaki, cuda i dzieła, których dokonał sam Chrystus. On przed swym cielesnym pobytem na ziemi wysłał poprzedników, zwiastunów i proroków własnego przyjścia. Po wstąpieniu zaś do nieba sprawił, że święci apostołowie, ludzie napełnieni mocą Jego Bóstwa, a wywodzący się przecież z niedoświadczonych i niewykształconych celników i rybaków, nawrócili cały świat. Jednakże wśród tych wszystkich cudów i wspaniałości otaczających Chrystusa właśnie to jest najbardziej zadziwiające i niepojęte dla ułomnego rozumu ludzkiego. W jaki sposób możemy zrozumieć, jak mamy pojąć, że owa potęga boskiego majestatu, owo Słowo i mądrość Boga, w której zostały stworzone wszystkie byty widzialne i niewidzialne, zawarła się w ograniczonych rozmiarach człowieka, który pojawił się w Judei. Że wstąpiła w łono kobiety. Urodziła się, tak jak się rodzą niemowlęta, i płakała, tak jak płaczą małe dzieci. Jak Chrystus mógł się lękać śmierci? Co zresztą sam wyznaje. I w jakiś sposób poniósł śmierć najhaniebniejszą w ludzkiej opinii, chociaż po trzech dniach zmartwychwstał. Gdy zatem dostrzegamy w Chrystusie pewne cechy ludzkie do tego stopnia, że nie różni się On niczym od niedoskonałości wspólnej wszystkim śmiertelnikom. A z drugiej strony widzimy w Nim wszystkie właściwości boskie, które przysługują jednemu pierwotnemu i niewysłowionemu bóstwu. Wówczas rozum ludzki ogarnia takie zaskoczenie i zdziwienie, że człowiek nie wie, gdzie ma się zwrócić, czego trzymać i dokąd skierować.
To, o czym pisze Orygenes, to praktyczny opis wewnętrznego gestu adoracji tajemnicy. Możemy jego słowa uznać za własne. Kiedy będziemy obchodzili Boże Narodzenie i staniemy przed żłóbkiem, zobaczymy figurkę Dzieciątka Jezus; czy to nam da do myślenia? Oto nieskończony Bóg, który stał się niemowlakiem.
I w ten sposób przechodzimy płynnie do kolejnego pytania. Oczywiście nie jest nowe, ale pytania klasyczne są najlepsze. Mianowicie: po co? Cała ta opowieść o Wcieleniu jest niesamowita, ale po co to się stało? Czy to jest jakaś akrobacja: Pan Bóg pokazuje, że potrafi? Czyż nie mógł dokonać zbawienia człowieka jednym aktem swojej woli? Może problem wynika z naszego punktu widzenia. Każdy z nas patrzy przede wszystkim przez pryzmat własnego „ja”. Jesteśmy dziećmi Kartezjusza, świadomymi, nieświadomymi, prawymi, nieprawymi, ale wszyscy mamy wdrukowane, że „myślę, więc jestem”. Jak się nie obrócić, to w centrum będzie samotne „ja”.
Może żeby wykonać pierwszy krok w kierunku kontemplacji, czyli zrozumienia, tajemnicy Wcielenia, trzeba za punkt wyjścia obrać słowa św. Pawła z Listu do Rzymian. Czytamy: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie. Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana (Rz 14,7–8). Apostoł mówi tu nie tylko o tym, że żyjemy w olbrzymiej wspólnocie, ale też, że ta wspólnota ma za swój cel Pana Boga. Czyny poszczególnych ludzi mają wpływ na działania innych. Wystarczy pomyśleć, jak jesteśmy zależni od tego, jak żyli i co robili nasi rodzice. Rozszerzmy nasze spojrzenie: wciąż odczuwamy skutki epoki napoleońskiej (poprzez przemianę naszego myślenia o państwie i prawie chociażby) czy drugiej wojny światowej; wszyscy mówimy po polsku, jesteśmy pod wpływem od tego, co z naszym językiem zrobił 200 lat temu Adam Mickiewicz. Przykłady możemy mnożyć, ale ciągle w tym momencie trzymamy się tylko płaszczyzny przyrodzonej, socjologicznej, którą możemy zbadać w jakiś sposób. Taki „efekt motyla”. Tajemnica Wcielenia mówi nam coś więcej: Syn Boży wcielając się, stając się człowiekiem takim jak my, przekroczył nienaruszalne do tej pory granice pomiędzy Bogiem i człowiekiem. To jest tak, jakby zburzyć tamę: mamy wielkie jezioro, u dołu jest pustynia, ale człowiek rozwali tamę i woda się wyleje na suchy obszar, to już nigdy nie będzie tak jak było wcześniej. Czymś takim jest Wcielenie. To jest przetarcie nowego szlaku pomiędzy światami, które tak różnią się od siebie. Z drugiej strony jest to odpowiedź na najgłębsze pragnienie człowieka, żeby być takim jak Bóg. Pamiętamy, że w Raju od tego wszystko się zaczęło. Pierwsi rodzice zgrzeszyli nie dlatego, że chcieli być nieposłuszni, tylko dlatego, że chcieli być tacy jak Bóg. Zostali wszak stworzeni na obraz i Boże podobieństwo. My wszyscy jesteśmy dotknięci przez tamto wydarzenie. Analogicznie można powiedzieć, że tak jak jesteśmy zależni od naszych rodziców, od kultury, w jakiej żyjemy, to tak samo Wcielenie Chrystusa przemieniło istotę świata i dotknęło ontycznie każdego człowieka. Święty Atanazy Wielki, biskup Aleksandrii z IV w., uważał, że nic, co nie zostało przyjęte przez Chrystusa, nie zostanie ocalone. Jeśli mamy szansę na ocalenie, na uwolnienie się od zła, czego Bóg przecież pragnie i o czym nam przypomina przez tajemnicę Niepokalanego Poczęcia, to jedynie przez Chrystusa Pana.
To „pociągnięcie” do Boga dzieje się zazwyczaj w najprostszy sposób. Jeden ze współbraci prowadził rekolekcjach na północy w malutkim miasteczku z pięknym gotyckim kościołem. W okolicy mieszka tysiąc trzysta osób. W świątyni zimno jak na Syberii i Msza Święta mogła trwała najwyżej 25 minut, bo woda zamarzała w ampułkach. Pierwsza myśl była taka: „Kto w ogóle przyjdzie?” A na każdej Msza pełen kościół ludzi. Na samym końcu, jak już było najzimniej, przyszło gimnazjum, po Mszy przyszli do zakrystii, rozsiedli się i chcieli pogadać z wikarym i rekolekcjonistą. Mój współbrat patrzył na tych młodych ludzi i myślał sobie: „Po co oni tu przyszli, przecież mogli pójść na piwo. Kto ich tutaj przyprowadził?” To była właśnie przemiana, która dokonuje się przez Wcielenie, przyciąganie do Boga, które zaczyna się tak zwyczajnie, ale prowadzi do głębokiej modlitwy i dojrzałego sumienia. Gdyby każdy z nas usiadł i pomyślał, jak to się stało, że Bóg znalazł się w jego życiu i że nagle w nas w jakiś sposób miłość do Boga zapłonęła, to wyjaśnić logicznie się tego nie da.
I to jest właśnie efekt Wcielenia.
W Ewangelii św. Jana czytamy, że Syn Boży wstąpił do nieba nie po to, aby nas opuścić, ale żeby nam przygotować miejsce w Domu Ojca (por. J 14,1–3). Ale co teraz z nami na ziemi? Święty Leon Wielki w swoim kazaniu na Wniebowstąpienie wypowiedział zdanie, które może być odpowiedzią na to pytanie: to, co było widzialne w Jezusie, przeszło w sakramenty (misteria). Leon zwraca tym samym uwagę, że o ile podczas swego ziemskiego życia Jezus miał kontakt z tylko niewielką liczbą ludzi, że ograniczały Go czas i przestrzeń, o tyle po Wniebowstąpieniu poprzez sakramenty Jego działanie nie ma już granic. Jego nauczanie, odpuszczanie grzechów, wreszcie dzieło ofiary krzyża, to wszystko jest teraz dla nas na wyciągnięcie ręki. Owocem Wcielenia jest choćby to, że gdy zgrzeszę ciężko i pójdę do kapłana i wyznam przed nim moje grzechy, on mocą Bożą odpuści mnie od nich uwolni. Wcześniej było to niemożliwe. Gdy urodzi się dziecko i zostanie ochrzczone, to wiemy, że już na wieki wieków będzie należało do Pana Boga i że jest członkiem Ciała Chrystusa, członkiem Kościoła. Gdy ktoś się zakocha się, weźmie ślub i żyje ze współmałżonkiem to ci ludzie są żywą ikoną związku Chrystusa z Kościołem (por. Ef 5,21–33). Czego by człowiek nie dotknął teraz w swoim życiu, wszystko może zostać przeniknięte mocą Wcielenia. Nic nie jest bez znaczenia, ponieważ Syn Boży stał się człowiekiem.
To fascynujące, że wcześniej Pan Bóg nie był aż tak blisko. Jakby nie mógł, nie chciał takiej łaski dać ludziom, tej radykalnej przemiany życia i świata, dopóki sam nie stał się jednym z nas. Co ciekawe zanim Syn Boży wylał na rodzaj ludzki to wszystko, to sam stanął przed człowiekiem jak żebrak: przez anioła prosił Maryję o to, ażeby się zgodziła dać Mu swoje ciało. Bo przecież On się narodził z Jej ciała, to była krew z Jej krwi. Józefa prosił ażeby nie zabijał, nie porzucał swej żony i Jej Dziecka, ale żeby wziął ich w opiekę.
Opisany mechanizm przypomina taniec, taniec z Bogiem: my dajemy Mu trochę, a Pan Bóg daje nam nieskończenie więcej, bo wszystko. To jest tajemnica dynamiki Wcielenia. Jak widzimy, po tym wydarzeniu nic nie jest takie, jakie było wcześniej. Dlatego też Ojcowie Wschodni – to jest zwłaszcza w teologii greckiej ważny akcent – mówią, że poprzez Wcielenie dokonało się zbawienie świata. Zachód podkreśla wagę Męki Pańskiej. Wschód nie oddziela Triduum od misterium Bożego Narodzenia, czego znakiem jest chociażby ikona tej ostatniej uroczystości: Dzieciątko spoczywa w żłóbku przypominającym sarkofag i samo jest owinięte w śmiertelny całun. Ojciec Franciszek Małaczyński OSB, który po soborze redagował polską wersję mszału rzymskiego, kiedyś mówił dość ironicznie o odwiecznym sporze o prymat między świętami Bożego Narodzenia i Wielkanocy, że jemu się wydaje, że gdyby nie było Bożego Narodzenia, to Zmartwychwstanie nie miałoby miejsca. Bez Wcielenia Jezus Chrystus nie poszedłby przecież na krzyż.
Pomyślmy o tej przemianie, która się dokonała dwa tysiące lat temu. W homilii, którą św. Jan Paweł II wygłosił podczas „pasterki” 1999 r., kiedy otwierał rok jubileuszowy, rok święty na 2000 lat chrześcijaństwa, mówił tak:
Tyś jest Chrystus, Syn Boga Żywego, który się narodził w betlejemskiej grocie! Po dwóch tysiącach lat ponownie przeżywamy tę tajemnicę jako wydarzenie jedyne i niepowtarzalne. Wśród wielu synów ludzkich, wśród wielu dzieci, które w ciągu wieków przyszły na świat, tylko Ty jesteś Synem Bożym: Twoje narodzenie w niewypowiedziany sposób zmieniło bieg ludzkiej historii. Oto prawda, którą tej nocy Kościół przekazuje trzeciemu tysiącleciu. Wy wszyscy, którzy przyjdziecie po nas, zechciejcie przyjąć tę prawdę, która całkowicie zmieniła bieg historii. Od tamtej betlejemskiej nocy ludzkość jest świadoma, że Bóg stał się człowiekiem: stał się człowiekiem, by uczynić człowieka uczestnikiem swej Boskiej natury.
Fragment darmowego e-booka Apokalipsa Bożego Narodzenia
Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.
Fot. Stanisław Matusik
Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...
Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.
Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.
To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!