Umieszczony przez 11:19 Historia, Ojcowie pustyni

Śmiech, łzy i humor mnichów egipskich

Czy mamy zatem sądzić, że mnisi egipscy byli podobni do Pambo, jednego z wielkich mnichów z Nitrii, o którym mówiono, że nigdy się nie uśmiechał i że diabły musiały uciec się do strategii błazeńskich, by go pobudzić do śmiechu?

Wśród rad dotyczących zwykłej przyzwoitości, które abba Izajasz, mnich pochodzenia egipskiego żyjący jako rekluz w V w. w okolicach Gazy, kierował do młodych mnichów, znalazły się następujące upomnienia:

Śmiejąc się nie otwieraj szeroko ust, bo to oznacza brak bojaźni […]. Śmiejąc się nie odkrywaj wszystkich zębów […].

Jeżeli w prowadzonej rozmowie padnie słowo rozśmieszające, nie wybuchajcie gwałtowanym śmiechem, bo to jest znak braku wychowania i bojaźni Bożej.

Polecenie to jest zgodne z nakazami tradycyjnej mądrości, tak u Greków, jak i w Izraelu (por. Koh 2,2; 7,6; Syr 21,20: Głupi przy śmiechu podnosi swój głos, natomiast człowiek mądry ledwie trochę się uśmiechnie). Według Jamblicha Pitagoras uważał za niezdatnego do włączenia we wspólnotę, którą założył w Krotonie, tego, kto wybucha niepohamowanym śmiechem. Podobnie reguła wspólnoty w Qumran nakładała surowe kary na „tego, kto śmieje się głupio i hałaśliwie”. Teksty te, a także wiele innych, które mogłyby zostać tu przytoczone, ganią nie tego, kto się uśmiecha, czy też śmieje cicho, lecz tego, komu brak opanowania, albo kto prowokuje innych do wybuchów hałaśliwego śmiechu. „Nie pozwalaj sobie na przekroczenie granic uśmiechu” – czytamy w Sentencjach Sekstusa, zbiorze mądrości pitagorejskiej i stoickiej, którą przejęło chrześcijaństwo – ponieważ „śmiech niepohamowany jest znakiem rozprzężenia obyczajów”. Taki śmiech, jak twierdzi Izajasz, ujawnia brak wychowania, jest więc nieprzyzwoity. To „nieprzystojne nieopanowanie ciała”, pisze Grzegorz z Nyssy w komentarzu do słów O śmiechu powiedziałem: „Szaleństwo!” (Koh 2,2) i dodaje, że umysł wpada wówczas w zamieszanie, całe ciało się trzęsie, policzki nadymają, odsłaniają się zęby, dziąsła i podniebienie, głos się łamie, a oddech jest urywany itd.  Co więcej, śmiech ujawnia, że tracimy nad sobą panowanie, jak to mówi św. Bazyli w swoich Regułach dłuższych, choć równocześnie uznaje, że „nie ma natomiast nic niestosownego w rozradowaniu się duszy przejawiającym się w pogodnym uśmiechu”. Tym samym potępia śmiech nieopanowany i gwałtowny, który wstrząsa ciałem wbrew naszej woli. Dalej zaznacza, że Chrystus, który przecież wziął na siebie wszystkie słabości naszej cielesnej kondycji, nigdy się nie śmiał, o czym świadczą Ewangelie. Powiedział nawet: Biada wam, którzy się teraz śmiejecie! (Łk 6,25). W Regułach krótszych, opierając się na tym samym tekście Pisma Świętego, Bazyli stwierdza, że „dla wierzącego nigdy nie jest dany czas do śmiechu, zwłaszcza, że tak liczni są ci, którzy przez przekraczanie Prawa znieważają Boga i umierają w grzechu”. Ta ostatnia racja ma charakter religijny i jest podobna do tej, którą podnosi Izajasz twierdząc, że kto wybucha śmiechem, pokazuje, iż nie boi się Boga. Jednak istnieje między nimi wyraźna różnica. Izajasz nie zwraca się bowiem do mnicha z wezwaniem, by opłakiwał grzechy ludzi, ale raczej swoje własne. To one, wraz z myślą o śmierci i sądzie, mają być źródłem bojaźni Bożej.

W tym punkcie, jak i w wielu innych, doktryna Izajasza jest zgodna z naukami Apophthegmata Patrum, zawartymi w zbiorach, w których w V w. streszczono nauczanie mnichów Dolnego Egiptu – pustyń Sketis, Nitrii i Cel. Jak czytamy w anonimowym apoftegmacie,  jeden z nich, widząc śmiejącego się młodego mnicha, powiedział: „Nie śmiej się bracie, ponieważ w ten sposób odrzucasz bojaźń Bożą”. Podobnie w innym miejscu czytamy:

Starzec (czyli mnich starszy i doświadczony) ujrzał kogoś śmiejącego się i powiedział do niego: „Mamy zdać rachunek Panu z całego życia naszego wobec nieba i ziemi, a ty się śmiejesz?” 

Mnich bowiem rzeczywiście winien pamiętać o śmierci i sądzie, i dlatego nie powinien przestawać opłakiwać swoje grzechy: „Siedzieć w celi i opłakiwać swoje grzechy”, odpowiedział Makary temu, kto przyszedł do niego z pytaniem, co ma robić, by być zbawionym.

I nie jest to jedynie przenośnia. Opowiadano, że Arseniusz miał przy sobie kawałek płótna, by wycierać łzy nieustannie lejące mu się z oczu podczas pracy, i że pod koniec życia rzęsy wypadły mu od łez. Tuż przed śmiercią wciąż jeszcze płakał. To żal, penthos, któremu I. Hausherr poświęcił niegdyś piękne studium. Ojcowie, mawiał Pojmen, przyjęli penthos jako zasadę życia monastycznego. On sam twierdził, że mnich powinien przez całe swe życie trwać w penthos. Także abba Nisteroos mógł powiedzieć: „Obce to jest dla mnicha przysięgać, zaklinać się, kłamać, złorzeczyć, gardzić i śmiać się”.

Czy mamy zatem sądzić, że mnisi egipscy byli podobni do Pambo, jednego z wielkich mnichów z Nitrii, o którym mówiono, że nigdy się nie uśmiechał i że diabły musiały uciec się do strategii błazeńskich, by go pobudzić do śmiechu?

Sokrates w swej Historii Kościoła, w rozdziale poświęconym mnichom egipskim, pisząc o dwóch Makarych, wielkich ascetach i cudotwórcach, ukazuje istniejącą między nimi różnicę. Makary zwany Egipcjaninem był powściągliwy i surowy, zaś jego imiennik, współczesny mu Makary Aleksandryjski bywał wręcz krotochwilny (hilaros) w stosunku do tych, którzy go odwiedzali i „swym ujmującym obejściem (tō[i] charientizesthai – „dowcipkowaniem”) nakłaniał młodzież do ćwiczenia się w doskonałości”. Palladiusz przekazuje, że pewnego dnia, sam z siebie żartując, Makary opowiedział braciom o jednym ze swych wyczynów. Otóż włożył chleb połamany na małe kawałeczki do naczynia z wąską szyjką:

Zaczerpnąłem zbyt dużo okruchów, i wąski otwór nie pozwolił mi ich wydobyć na zewnątrz; zatrzymał mnie jak prawdziwy poborca podatków! 

Prawdę mówiąc, jeśli wierzyć zachowanemu w wersji koptyjskiej Żywotowi Makarego, w młodości był on mimem. Znajdujemy tam też opowieść o tym, jak pewnego dnia, gdy jego dawni towarzysze przyszli go odwiedzić na pustyni, swoim zwyczajem zaczął błaznować, co zresztą posłużyło ku ich zbudowaniu!

Nie tylko Makary chętnie żartował. Pięknie to pokazuje pewna krótka anegdota przekazana przez Sokratesa o Ewagriuszu i Ammoniosie – dwóch przyjaciołach żyjących w Celach w tym samym czasie co Makary. Gdy pewnego dnia Ewagriusz wyrzucał Ammoniosowi, że źle zrobił obcinając sobie ucho, by go nie wyświęcono na biskupa i że tym czynem zawinił wobec Boga, ten odrzekł, że Ewagriusz uciął sobie język (oczywiście mówił to w przenośni!), kiedy odmówił przyjęcia godności biskupiej ofiarowywanej mu przez patriarchę Teofila. Możemy uznać, że jest to dowcipkowanie ludzi wykształconych, intelektualistów, lecz w innych miejscach również spotykamy podobne przykłady.

Palladiusz, który około dwanaście lat mieszkał z Ewagriuszem w Celach, opowiada, że pewnego razu poszedł odwiedzić sławnego rekluza Jana z Lykopolis, mającego podobno dar prorocki. Rozmowa oczywiście dotyczyła poważnych tematów, lecz z inicjatywy samego rekluza toczyła się w tonie żartobliwym (charientizomenos). Nagle zapytał on żartem: „Czy chcesz zostać biskupem?” Palladiusz odpowiedział w tym samym tonie, że już nim jest, ponieważ przewodniczy w usługiwaniu przy stołach i w kuchni: „to jest moje biskupowanie: wyznaczyło mnie do niego moje obżarstwo! «Porzuć żarty, zostaniesz powołany na biskupa…»”. I później tak właśnie się stało.

Antoniemu Wielkiemu również nie brakowało poczucia humoru. Pewnego dnia Makary Egipcjanin wybrał się, by go odwiedzić w jego odległej pustelni nad Morzem Czerwonym.

I kiedy zapukał do drzwi, Antoni wyszedł i zapytał: „Kto jesteś?” On odrzekł: „Jestem Makary”. Tamten zaś wrócił do środka, zamknął drzwi i zostawił go na zewnątrz. A widząc jego wytrwałość, otworzył mu i powitał go z radością, mówiąc: „Już od dawna pragnąłem cię zobaczyć, bo słyszałem o tobie”.

Święty Atanazy, jego biograf, zapewnia, że Antoni, mimo że był analfabetą, prowadził rozmowy „zaprawione solą Bożą” i potrafił być „dowcipny i uprzejmy” wobec tych, którzy go odwiedzali. Jeden z apoftegmatów ukazuje nam Antoniego „żartującego” z braćmi. Zgorszyło to mijającego ich myśliwego. Antoni poprosił go, by założył strzałę i napiął łuk, a potem kazał mu go napinać coraz mocniej. W końcu myśliwy odmówił twierdząc, że łuk może pęknąć. „Tak jest i z pracą wewnętrzną – wyjaśnił mu Antoni. – Jeśli ją ponad miarę napniemy, bracia się szybko załamią”. Ten apoftegmat ma usprawiedliwić to, że mnisi posługują się żartami. Służą one bowiem dobrze pojętej ascezie.

Jak widzimy, w wielu apoftegmatach mnisi żartują z siebie nawzajem. Abba Paweł kazał swemu uczniowi Janowi pójść po odchody zwierzęce – zapewne po to, by użyźnić ich mały ogródek – do grobowca, gdzie mieszkała hiena. Zaniepokojony uczeń zapytał:

„A jak mam sobie poradzić z hieną, abba?” Starzec odpowiedział mu żartem: „Jeśli na ciebie wyskoczy, to ją uwiąż i przyprowadź”. Niezwykle posłuszny uczeń potraktował rzecz serio i wieczorem wrócił prowadząc hienę na sznurze. A tymczasem starzec siedział i czekał na niego, i niepokoił się; aż wreszcie go zobaczył nadchodzącego i prowadzącego hienę na sznurze. Na ten widok zadziwił się; chcąc go jednak upokorzyć, uderzył go; zawołał: „Głuptasie, po co przyprowadziłeś mi tu tego kundla?”

Mojżesz, jeden ze sławnych mnichów ze Sketis, był czarnoskórym Libijczykiem. Z tego powodu chętnie z niego żartowano. Gdy został wyświęcony na kapłana, arcybiskup, po włożeniu nań alby, powiedział:

„Widzisz, abba Mojżeszu, stałeś się cały biały!” Odrzekł mu starzec: „To zewnątrz, panie biskupie, ale czy i wewnątrz?” 

Opowiadał abba Abraham o pewnym mnichu ze Sketis, który był przepisywaczem i nie jadał chleba. Kiedyś pewien brat prosił go o przepisanie książki. Starzec, który był myślą pogrążony w kontemplacji, przepisał ją opuszczając wiersze i bez interpunkcji. Kiedy brat ją odebrał i chciał uzupełnić interpunkcję, stwierdził brak wielu słów i powiedział: „Poopuszczałeś wiersze, abba”. A starzec na to: „Idź i wypełnij najpierw to, co tu napisane, a potem przyjdź, żebym ci dopisał resztę”.

Jednak, zanim pójdziemy dalej, musimy postawić pytanie: czy w Apophthegmata Patrum rzeczywiście mamy do czynienia z humorem? Karl Heussi zadał to samo pytanie i po długim studiowaniu apoftegmatów wyznał, że znalazł jedynie rzadko występujące ślady humoru czy ironii, zaś I. Hausherr, który go cytuje, nie wahał się przyznać mu racji. Po tej opinii wygłoszonej przez tak wytrawnych znawców Apophthegmata Patrum, czujemy się raczej nieswojo twierdząc, że w tych zbiorach spotykamy wiele humoru.

To prawda, że sprawę tę trudno rozsądzić. Historyjki, które nam, nowoczesnym czytelnikom, wydają się pełne humoru, wcale nie musiały być tak samo rozumiane przez ich bohaterów, czy też przez tych, którzy je przekazywali. Bez wątpienia główna zasada przyświecająca apoftegmatom i intencja inspirująca ich powstanie były jak najbardziej poważne. Chodziło przede wszystkim o stworzenie dzieła budującego, „pożytecznego dla duszy”. Jednak humor doskonale współgra z powagą. Jest coś wstydliwego w mówieniu o rzeczach poważnych. Z drugiej strony humor jest całkowicie zgodny z naturą tradycyjnej formy, jaką są apoftegmaty, która polega na wyrażaniu pouczenia moralnego w sposób zwięzły i cięty. Należy dodać, że Egipcjanie – co podkreśla Blackman – byli z natury krotochwilni i skłonni do żartów. Z pewnością nie zaprzeczy temu nasz przyjaciel François Daumas, któremu dedykowane są te stronice, a z którym miałem szczęście prowadzić badania w Celach, gdzie pomagali nam wieśniacy z Górnego Egiptu! Pod tym względem, jak nam się zdaje, istnieje ogromna różnica między Apophthegmata Patrum i Dziejami miłości Bożej Teodoreta, gdzie mnisi syryjscy, mimo całej swojej ekstrawagancji ascetycznej, wydają się zupełnie pozbawieni poczucia humoru.

Humor może się ujawniać zarówno w sposobie wypowiedzi, jak i w czynionych aluzjach. Młodzi mnisi wybrali się do abba Antoniego. Kiedy wsiedli do łodzi, spotkali pewnego starca, który też tam zmierzał, a którego nie znali. Rozsiedli się w łodzi i rozprawiali najpierw o słowach ojców, potem o Piśmie Świętym, a wreszcie o swoim rękodziele. Gdy przybyli do Antoniego, ten powiedział do starca:

„Dobrych braci miałeś w drodze ze sobą abba!” Starzec zaś odrzekł: „Dobrzy to oni są, ale ich zagroda nie ma bramy, i każdy, kto zechce, wchodzi do stajni i odwiązuje osła”.

Z pewnością równie humorystyczny i nie mniej wyrazisty od słów mógł być gest. Podobnie wyrażał się mnich, który, wezwany na zebranie starszych, by sądzić grzesznego brata, posłużył się opowieścią o dziurawym koszyku zapożyczoną od bajkopisarzy (Fedrus IV, 10, Babrios 66), udając, że stosuje się ona do niego samego, podczas, gdy w rzeczywistości chciał pouczyć innych.

Dość często humor zdaje się pełnić rolę dosadniejszego pouczenia. Kiedy mnisi – cenobici przybyli na pustynię, by odwiedzić pustelnika, ten, zgodnie z zasadami gościnności, przyjął ich jak umiał najlepiej, a widząc, że są zmęczeni, podał posiłek przed czasem i poczęstował ich wszystkim, co posiadał. W nocy usłyszał, jak mówili, że pustelnicy prowadzą lżejsze życie na pustyni niż oni we wspólnocie.

Rano, gdy zamierzali udać się do jego sąsiada, rzekł im: „Pozdrówcie go ode mnie i powiedzcie mu: «nie podlewaj warzyw»”. Tamten, gdy to usłyszał, zrozumiał te słowa i potrzymał ich w trudzie bez jedzenia aż do wieczora. Gdy zrobiło się późno, odmówił długie modlitwy, położył przed nimi to, co posiadał i rzekł: „Zróbmy małą przerwę, gdyż wy jesteście zmęczeni wysiłkiem. Nie mamy zwyczaju codziennie jadać”, ciągnął dalej, „lecz z powodu waszej obecności zjemy trochę”. Położył przed nimi suchy chleb i sól, i rzekł: „Z waszego powodu mamy dziś święto”. To mówiąc dał im do soli trochę octu. Wstawszy, odmawiali psalmy aż do rana. Następnie powiedział: „Z waszego powodu, byście mogli trochę odpocząć, gdyż jesteście pielgrzymami, nie możemy wypełnić naszej reguły”. Rankiem chcieli oni uciec, on jednak prosił ich: „Pozostańcie ze mną jakiś czas. Jeśli nie macie innej reguły lub polecenia, spędźcie ze mną trzy dni według reguły pustelnika”. Oni zaś widząc, że nie chce ich puścić, uciekli potajemnie.

Z takim samym poczuciem humoru abba Sylwan, który po pobycie w Sketis założył klasztor na Synaju, dał lekcję pewnemu mnichowi. Po przybyciu do klasztoru mnich ten, widząc braci przy pracy, oświadczył:

„Nie pracujcie na ten pokarm, który ginie (J 6,27), bo Maria wybrała lepszą cząstkę (Łk 10,42)”. Słysząc te słowa starzec zwrócił się do swego ucznia Zachariasza z poleceniem, by zaprowadził mnicha do pustej celi i dał mu tylko książkę. Wtedy ów mnich poszedł do Sylwana i zapytał: „«Abba, czy dzisiaj bracia nie jedli?» Starzec odpowiedział: «Owszem». On na to: «A dlaczegoście mnie nie wezwali?» Odrzekł starzec: «Bo ty jesteś człowiek duchowy i nie potrzebujesz takiego pokarmu; a my cieleśni chcemy jeść, i dlatego pracujemy. Ty zaś wybrałeś lepszą cząstkę, czytasz przez cały dzień i nie chcesz jeść pokarmu cielesnego»”. Mnich zrozumiał nauczkę.

Mnisi czasem posługiwali się humorem również w stosunku do samych siebie, by zwyciężyć pokusę. Jeden z braci dręczony przez demona acedii, który chciał go zmusić do opuszczenia celi – a więc do przekroczenia podstawowego nakazu pozostawania w niej – podsunął mu pragnienie odwiedzenia pewnego wielkiego starca. Najpierw mnich odkładał ten zamiar z dnia na dzień, ale w końcu, nie mogąc wytrzymać, sam przed sobą odegrał komedyjkę. Udawał, że przyszedł do starca:

„Abba, jak się masz? Od tak dawna chciałem cię odwiedzić”. Potem odwracając role, naśladował starca: „Dobrze zrobiłeś, bracie przychodząc do mnie. Wybacz, że byłem dla ciebie przyczyną takiej fatygi. Niech Pan ci za to wynagrodzi”. Wziąwszy wtedy miednicę umył sobie nogi, jak to się czyni zazwyczaj gościowi, potem przygotował posiłek, zjadł i wypił…

Dzięki tej zabawnej scence wygnał od siebie szatana acedii.

Dzięki podobnemu humorystycznemu chwytowi inny mnich, abba Olimpios, wygnał demona cudzołóstwa, który go gnębił.

I mówiły mu jego myśli: „Idź, pojmij żonę”. Wstał więc, zagniótł błota, ulepił kobietę i powiedział sobie: „Oto twoja żona, musisz teraz dużo pracować, żeby ją wyżywić”. Pracował więc bardzo ciężko, a następnego dnia znowu zagniótł błota i ulepił sobie córeczkę. I mówił sam sobie: „Twoja żona urodziła dziecko: musisz teraz jeszcze więcej pracować na wyżywienie i ubranie dziecka”. Wyczerpał siły tą pracą i powiedział sobie: „Już dłużej nie dam rady znosić tego trudu”. I na to sam sobie odrzekł: „Jeżeli trudu znieść nie potrafisz, to i nie szukaj żony”. A Bóg, widząc jego trudy, usunął pokusę i dał mu wytchnienie.

W tym ostatnim przypadku bardziej humorystyczny niż bohater opowiadania jest sam opis. W ten bowiem, zaprawiony humorem sposób przekazywano nauki mnichom, którzy mogliby mieć podobne pokusy. Często posługiwano się żartem wskazując na jakąś budującą cechę, aby łatwiej było przyjąć nauki. Tak samo było z występującą pod różnymi postaciami historią o mnichu, który w duchu wyrzeczenia pozwolił złodziejowi wziąć wszystko ze swojej celi, a nawet pomagał mu w „pracy”. W dodatku, gdy odchodził, pobiegł za nim i przyniósł mu przedmiot, który tamten pominął.

Wreszcie humor może wynikać z samej sytuacji, którą redaktor potrafił dowcipnie przedstawić. Otóż szukano abba Izaaka, by go wyświęcić na kapłana, On zaś uciekł w stronę pól uprawnych i:

ukrył się w sianie. Ojcowie wyruszyli za nim w pogoń i trafili na to samo pole; tam zatrzymali się na krótki odpoczynek, bo już była noc. Osła puścili luzem, żeby się pasł; otóż osioł poszedł i stanął sobie koło starca, tak że rano szukając osła, znaleźli także abba Izaaka.

W innym miejscu znajdujemy opowiadanie o tym, jak pewien wyższy urzędnik sądowy przybył na pustynię, by zobaczyć abba Szymona. On zaś, gdy się o tym dowiedział, przepasał się i wspiął na palmę, żeby ją przycinać. Gdy ludzie towarzyszący dostojnikowi nadjechali i zawołali: „Staruszku, gdzie tu mieszka pustelnik?” Odpowiedział: „Nie ma tu pustelnika”. Wtedy oni odjechali.

Inna, niemniej dowcipna historyjka odmalowuje charakter abba Ammonasa. Kiedy został biskupem, przybył do miejsca, gdzie mieszkał mnich, który miał złą reputację, bowiem widziano jak do jego celi wchodziła kobieta. Bracia powiadomieni o tym przybiegli, by ją stamtąd wygnać. Prosili też Ammonasa, aby się do nich przyłączył. Ścigany brat pośpiesznie ukrył kobietę w wielkiej glinianej kadzi. Odgadując co się stało Ammonas usiadł na owej kadzi, „zakrywając”, w dosłownym sensie, grzech brata, innym zaś kazał przeszukać celę. Ci zaś nie znalazłszy nikogo pożegnali Ammonasa, który im powiedział:

„Co to miało znaczyć? Niechże wam Bóg wybaczy!” A wychodząc wziął za rękę tego brata i powiedział mu: „Zatroszcz się, bracie, o siebie!”

W studium Christetum und Humor H.F. von Campenhausen stwierdził, że poczucie humoru, nieobecne w Nowym Testamencie, pojawiło się dość późno w Kościele starożytnym i jedynie w monastycyzmie znalazło odpowiednią atmosferę, by się rozwinąć. A mogło się to stać zwłaszcza wśród mnichów Egiptu.


Fragment publikacji U źródeł monastycyzmu chrześcijańskiego, tom 2


Antoine Guillaumont (1915–2000) – odkrywca osady monastycznej Cele w Górnym Egipcie, znawca historii i duchowości monastycyzmu wschodniego, profesor patrologii syryjskiej w École Pratique des Hautes Études na Sorbonie, a potem w Collège de France, wydawca tekstów źródłowych (m.in. dzieł Ewagriusza), autor wielu cennych prac dotyczących tradycji monastycznej, zwłaszcza duchowości Ojców Pustyni, a także licznych analiz historii i duchowości monastycyzmu syryjskiego, co więcej – jeden z ważniejszych badaczy historii i teologii Kościołów syryjskich. W Polsce jego prace znane są jedynie wąskiemu gronu specjalistów.


Grafika na zdjęciu: Mikołaj Jastrzębski OSB

(Visited 501 times, 1 visits today)


Jeśli zainteresował Cię nasz materiał, mamy dla Ciebie propozycję! Możesz otrzymywać raz w tygodniu, w sobotę o 19:00, e-mail z najnowszymi artykułami z portalu cspb.pl. Wystarczy, że zapiszesz się do naszych powiadomień poniżej...

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi artykułami, informacjami dotyczącymi projektu "Filokalia" oraz nowościami wydawniczymi? Jeśli tak, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej, gdzie znajdziesz formularze do zapisu na nasze newslettery.

Czytelnicy i słuchacze naszych materiałów dostępnych w księgarni internetowej, na stronie cspb.pl, kanale YouTube oraz innych platformach podcastowych mogą być zainteresowani, w jaki sposób mogą nas wesprzeć. Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania.

To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie!

Zamknij